Jarosław Hampel dobrze rozpoczął sezon 2012, bowiem w dwóch pierwszych turniejach Grand Prix stawał na podium. Był nawet liderem cyklu SGP, ale wszystkie plany i marzenia legły w gruzach na skutek feralnego wypadku w Kopenhadze. - Pod względem sportowym nie był to dla mnie rok udany. Można powiedzieć, że był bardzo pechowy. Kontuzja, która przytrafiła mi się pokrzyżowała wszystkie moje plany. Nie był to jakiś bardzo groźny wypadek, ale noga akurat tak jakoś nieszczęśliwie się ułożyła, że została złamana. Szkoda, bo początek sezonu był naprawdę niezły i miałem szansę na powtórzenie dobrego wyniku z poprzednich lat. Niestety, dopadł mnie pech i dlatego rok 2012 pod względem sportowym zaliczę do niezbyt udanych - powiedział dla SportoweFakty.pl Jaroslaw Hampel.
W myśl zasady - co cię nie zabije, to cię wzmocni - Jarosław Hampel wierzy, że przykre doświadczenia roku 2012 umocnią go i stanie się jeszcze twardszym sportowcem. - Na skutek tej kontuzji zrobiłem krok do tyłu, ale - ma nadzieję - po to, by w przyszłym sezonie zrobić dwa kroki do przodu. Poprzez złe doświadczenia tegoroczne wzmocniłem się jeszcze bardziej. Nie będzie mi brakowało determinacji w dążeniu do osiągnięcia wyznaczonych celów. Być może to, co przytrafiło mi się w tym roku, wpłynie na mnie pozytywnie - wierzy żużlowiec.
Jarosław Hampel podkreśla, że to najtrudniejsze doświadczenie, z jakim musiał się zmierzyć w swojej dotychczasowej karierze. - Kontuzja to najgorsze, co może spotkać sportowca. Nie ma nic gorszego, co może się przytrafić, kiedy człowiek jest w rytmie startowym, jeździ z miejsca na miejsce z meczu na mecz. To kompletnie przewraca wszystkie plany do góry nogami. Po tym, co przeszedłem w tym roku mówię to z pełną odpowiedzialnością - kontuzja to najgorsze doświadczenie. Wynik może być raz lepszy, raz gorszy. Można przegrać turniej, można odjechać słabsze zawody, ale w kolejnych to nadrobić. Kontuzja wyklucza jednak ze wszystkiego. Człowiek znajduje się w zaułku bez wyjścia. Pozostaje tylko rehabilitacja i ciężka praca, by wrócić do pełnej sprawności sprzed urazu - dodaje "Mały".
Skutki wypadku z Kopenhagi okazały się bardzo groźne. - Złamanie nogi było najgorszą kontuzją w mojej dotychczasowej karierze. Był to bardzo nieprzyjemny uraz, który na dodatek bardzo długo się leczył. Tak długo z uwagi na kontuzję jeszcze nie pauzowałem. Powrót do pełnej sprawności zabrał mi naprawdę dużo czasu - wspomina nasz rozmówca.
- Fakt, że na skutek kontuzji przez dłuższy czas byłem w domu z rodziną był jedynym pozytywem w tym urazie. Mogłem poświęcić więcej czasu dla najbliższych. Kiedy jest się czynnym sportowcem, przyzwyczajonym do bycia w ruchu, w podroży, taka przerwa jest prawdziwym dramatem. Życzyłbym sobie, abym więcej nie musiał już tego przechodzić, aby kolejne sezony były dla mnie szczęśliwsze niż ten miniony - kończy Jarosław Hampel.
Żałośni jesteście Leśnianie, Leszczynianie, Śmiglanie;)
Do matołek:nagle w Uni nikt nie lubi Hampela, a tak go wszyscy kochali jes Czytaj całość