Głównego sponsora łódzkiego klubu, Witolda Skrzydlewskiego bardzo cieszy to, że kibice Orła w ostatnich dniach zorganizowali zbiórkę cegiełek, mających na celu ratowanie żużla w ich mieście. - Trzeba się z tego cieszyć. 20 złotych to jest niewielki wydatek, a poprzez zakup cegiełek ludzie bardziej zwiążą się z klubem - zauważył Skrzydlewski w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Od kilku miesięcy kibice i sympatycy łódzkiego żużla zastanawiają się, czy ich drużyna będzie jeździć w pierwszoligowych rozgrywkach w 2013 roku. Ich oczekiwanie dobiega końca. - Wszystko się wyjaśni w środę wieczorem. Na ten moment mamy trzy opcje. Do rana określi się nowy inwestor, który wchodzi w żużel. Swego czasu chciał on kupić klub piłkarski grający w ekstraklasie. Jak ta opcja odpadnie, zbiorą się członkowie klubu i obecny zarząd poda się do dymisji. Z tego co mi wiadomo ma powstać nowy. Na ten moment jest określona kwota, jaką klub powinien posiadać. Jeśli za te pieniądze nikt nie będzie chciał się podjąć walki o żużel w Łodzi, to licencja zostanie przekazana innemu miastu, które jest tym zainteresowane - wyjaśnił sytuację sponsor Orła Łódź.
W przypadku, gdyby Orzeł nie zgłosił się do rozgrywek, byłby to przypadek bez precedensu. - Nasz największy problem na tę chwilę jest taki, że jesteśmy podejrzani, gdyż mamy pieniądze na koncie. Jest to 100 tysięcy złotych. Nie posiadamy długów, więc wiele osób się zastanawia jak ktoś może chcieć oddać taki klub za darmo? Na ogół kluby padają jak mają wielkie zobowiązania, więc tutaj ten model po prostu nie pasuje. Rozmawiałem z wieloma osobami i każdy się zastanawia gdzie jest haczyk. Może trzeba byłoby na gwałt zrobić długi - śmieje się Skrzydlewski.
- W przypadku gdyby spełniła się trzecia opcja, to w Łodzi nie będzie żużla przez lata, gdyż łączy się to z przekazaniem całego sprzętu. Kibice Orła naciskają i walczą i z tego się cieszę. My jako rodzina Skrzydlewskich jesteśmy w stanie pomóc, ale nie w takim zakresie, jak do tej pory. Dotychczas pokrywaliśmy większość kosztów utrzymania. Teraz chcemy dać 100 tysięcy złotych i oprócz tego opłacać lokale, czy telefony. Z tego wszystkiego może się uzbierać drugie tyle. Jeśli miasto stanowczo nie zmniejszy dotacji, a w zeszłym roku dało 530 tysięcy złotych, to też jest to duża suma. Później będziemy podpisywać kontrakty z zawodnikami, ale bez żadnych szaleństw. Niektórzy brali pieniądze za podpis, a później zapominali jak się jeździ
- dodał.
Żużel na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów speedway'a! Kliknij i polub nas.
Jeden z rywali Orła w I lidze, Kolejarz Rawicz ma cały sezon przejechać za 600 tysięcy złotych. - Według mnie za taką kwotę nie opłaca się nawet włączać światła. Klub pierwszoligowy powinien mieć półtora miliona złotych. Na dzisiaj mamy część tych pieniędzy i trochę nam brakuje. Dużo też zależy od Głównej Komisji Sportu Żużlowego, która często robi lipę z licencji. Wie, że kluby mają zadłużenia, podpisują ugody i przepisują dług jako pieniądze za przygotowanie. Ja się nie znam na żużlu i tego nie ukrywam, ale dziwi mnie, że w Europie zachodniej można jeździć za inne pieniądze. Kontrargumentem niektórych jest to, że jest mało spotkań i musi być wysoka stawka. To jest chore. Trzeba było połączyć ligi i zrezygnować z udziwnień typu play-offy - twierdzi nasz rozmówca.
- Ktoś powie, że przyjedzie Wybrzeże Gdańsk do Łodzi i zleje nam tyłek, jednak wtedy może mieć dłuższą ławkę i postawić na innych zawodników, nie dając gwarancji startowych. Teraz jeszcze nie skończył się okres transferowy, a już wiadomo, że dwie drużyny, czyli Kolejarz i Orzeł będą walczyć o uniknięcie spadku. Jak nie ma żadnych emocji, to po co kibic ma przychodzić na zawody? Kolejną sprawą jest to, że w piłce nożnej budowane są bezpieczne stadiony, nie ma chuligaństwa i to zabiera kibica żużlowego mającego gorsze warunki na meczu. Najlepsze lata zostały przespane. Jak jednak mówiłem, żeby prezesi podpisując kwit odpowiadali swoim majątkiem, to inni prezesi jak by mogli, to spaliliby mnie w moim krematorium - grzmi Witold Skrzydlewski.
Na tę chwilę nie wiadomo jacy zawodnicy mogliby ewentualnie jeździć w łódzkim klubie. - Nie mamy podpisanej żadnej umowy, gdyż jak coś się podpisuje, to trzeba brać za to odpowiedzialność. Do tej pory to rodzina Skrzydlewskich ją ponosiła. Teraz jednak nie będziemy gwarantem i niech usłyszy to każdy zawodnik. W ostatnim czasie doszło nawet do takiej sytuacji, że do mojej firmy przyszło wezwanie komornicze za długi grającego na tym samym stadionie klubu piłkarskiego, bo dla komorników Orzeł to Orzeł. Ja przecież nie jestem ani prezesem, ani nawet członkiem klubu żużlowego. Mi się serce kraje, jak wszystko miałoby się wszystko rozlecieć - zakończył sponsor łódzkiego żużla.