Wprowadzenie obowiązkowych ubezpieczeń zawodników Enea Ekstraligi wywołuje wiele kontrowersji. Mimo że zawodnicy i ich przedstawiciele podkreślają, że warto wprowadzić tego typu ubezpieczenia, to nadal istnieją niejasności, które mają wpływ na to, że część żużlowców nie podpisała jeszcze kontraktów w nowych klubach. Co prawda przedstawiciele firmy Lloyd's na Polskę przedstawili zawodnikom zasady naliczania składek i wypłacania ubezpieczeń, jednak właśnie ujawnienie tych zasad spowodowało, że pojawiają się pytania, na które na szczęście stopniowo poznajemy odpowiedzi. Dużym zaskoczeniem był fakt, że wybór ubezpieczyciela zawodników nie nastąpił w drodze przetargu. Enea Ekstraliga wybrała firmę Lloyd's - największą firmę ubezpieczeniową na świecie. Krótko po tym wyborze podniosło się larum i pytania zawodników - dlaczego mamy korzystać właśnie z usług tej firmy? Odpowiedź na te i inne pytania uzyskaliśmy od prezesa Enea Ekstraligi. - Na początku chciałbym wyjaśnić, że nikt nikomu nie narzuca firmy Lloyd's jako jedynego możliwego ubezpieczyciela. Warunkiem jest jedynie to, aby polisa ubezpieczeniowa miała zawarte wszystkie założenia, które są wpisane we wzorcowych kontraktach. Wybraliśmy tego ubezpieczyciela dlatego, że jest to największa firma ubezpieczeniowa na świecie. W momencie, gdy zgodziła się przedstawić produkt spełniający nasze oczekiwania, nie widzieliśmy potrzeby dalszego poszukiwania. Nie ma natomiast obowiązku wyboru oferty tej firmy. Ważne, że polisa będzie zawierała zabezpieczenie kwoty kontraktowej (stałej i zmiennej), NNW i tak zwaną śmierć sportową żużlowca. Jeżeli te warunki zostaną spełnione, to może być to produkt każdej innej firmy - wyjaśnił kulisy wyboru firmy Lloyd's Wojciech Stępniewski.
Wszelkie niejasności związane z ubezpieczeniami wyjaśniano na spotkaniu, w którym uczestniczyli między innymi prezes Enea Ekstraligi i prezes Stowarzyszenia Żużlowców "Metanol" Krzysztof Cegielski. To właśnie Cegielski w rozmowie z naszym serwisem zwracał uwagę na problemy, które podnoszą zawodnicy. Dobra wiadomość dla żużlowców jest taka, że powoli wszelkie sporne kwestie są doprecyzowywane. W przypadku kontuzji zawodnika odszkodowanie uzyska sam żużlowiec, jak również klub, który reprezentuje. Składkę ubezpieczeniową mają obowiązek płacić jednak tylko żużlowcy. Przynajmniej w takim przekonaniu jeszcze do niedawna żyli sami zawodnicy i ich menedżerowie. Jak się jednak okazuje, żużlowcy mają możliwość negocjacji w tym zakresie ze swoimi klubami. - Dlaczego zawodnicy mają płacić? - Wyszliśmy z założenia, że skoro zawodnicy otrzymują określoną kwotę za podpis pod kontraktem, to po ich stronie leży obowiązek ubezpieczenia. To podstawowa zasada panująca w świecie biznesu. Jeżeli dwóch kontrahentów podpisuje umowę, to ubezpiecza ją ten, który kontrakt kupuje. Tak samo jest w tym przypadku. Rozumiem jednak oburzenie zawodników w tej kwestii. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby zawodnicy negocjowali te sprawy z klubem. Jeżeli klub wyrazi zgodę na partycypowaniu w kwocie ubezpieczenia, to obie strony mogą podzielić się wysokością składki - dodał Stępniewski.
Trzecim ważnym aspektem, który wzbudzał kontrowersje był fakt, że ubezpieczenie będzie wypłacane zawodnikom dopiero po drugim meczu od spotkania, w którym dany żużlowiec odniósł kontuzję. Jednak zdaniem prezesa Enea Ekstraligi, jest to sytuacja normalna. - 60 zawodników ubezpieczonych w firmie Lloyd's da składkę ubezpieczeniową w wysokości około 1,2 miliona złotych. W każdym ubezpieczeniu jest rzeczą normalną, że mamy do czynienia z tak zwanym wkładem własnym. Firma Lloyd's wkład własny obliczyła na poziomie 10 procent. Właśnie dlatego ubezpieczenie będzie wypłacane po dwóch spotkaniach. Tak jak wspomniałem składka wyniesie około 1,2 miliona. Natomiast wypłacone ubezpieczenie liczone na przedstawionych przez nas zasadach w przypadku kontuzji jaką w zeszłym roku odniósł na przykład Jarosław Hampel, wyniosłoby ponad 200 tysięcy złotych. Dlatego każdy chyba widzi, że duże ryzyko ponosi przede wszystkim ubezpieczający - wyjaśnił Stępniewski.
Co ciekawe, prowadzone negocjacje z firmą Lloyd's dały już pierwsze efekty. Pierwotnie zakładano, że składkę ubezpieczenia trzeba będzie zapłacić jednorazowo. Po negocjacjach brytyjska firma zgodziła się, że 60 procent wartości składki trzeba będzie zapłacić po przystąpieniu do ubezpieczenia, natomiast pozostałe 40 procent do końca sierpnia. Trzeba podkreślić również fakt, że owe 60 procent będzie można zapłacić do końca lutego i to kolejne ustępstwo, na które zgodziła się firma Lloyd's. Ponadto wprowadzono możliwość wydłużenia okresu ubezpieczenia na cały rok kalendarzowy, ale z wyłączeniem ice speedwaya. Będzie istniała także możliwość przystąpienia danego zawodnika do ubezpieczenia w trakcie sezonu, ale konieczne będzie jego indywidualne potraktowanie.
Najważniejsza informacja jest jednak taka, że w drodze negocjacji ustalono, iż wartość składki ubezpieczeniowej nie przekroczy 4,5 procenta wartości kontraktu zawodnika. Łatwo zatem obliczyć, że jeżeli zawodnik w całym sezonie zarobi 2 miliony złotych, to składka ubezpieczeniowa nie przekroczy 90 tysięcy złotych. Prowadzone są nadal negocjacje, aby składka została obniżona poniżej 4 procent.
Firma Lloyd's nie zgodziła się z kolei na zmianę tak zwanej "franczyzy" z dwóch spotkań na 14 dni (chodzi o kwestię wypłaty odszkodowania po upłynięciu dwóch spotkań od meczu, w którym zawodnik odniósł kontuzję). Enea Ekstraliga została poproszona także o wykaz wszystkich imprez, w którym mogą wziąć udział zawodnicy. Po jej określeniu będą miały miejsce kolejne negocjacje w sprawie założeń ubezpieczeń. Prezes Enea Ekstraligi Wojciech Stępniewski podkreśla, że chciałby, aby do końca stycznia rozwiane zostały wszelkie wątpliwości. Być może do tego czasu poznamy również odpowiedź na pytanie, dlaczego składka obliczana jest na 22 spotkania, skoro tylko cztery zespoły Ekstraligi pojadą taką liczbę spotkań.
Czy tak jest?
Jeżeli to prawda to będzie ubezpieczone tylko jakieś 1/3 wszystkich zawodów, bo przecież jest jeszcze Szwecja, GP, Czytaj całość