Przemysław Pawlicki nie będzie miło wspominał wtorkowego półfinału Brązowego Kasku w Gnieźnie. W ostatnim swoim starcie nieszczęśliwie upadł i z podejrzeniem kontuzji stawu barkowego został odwieziony do szpitala. Sprawcą upadku sędzia zawodów uznał młodego leszczynianina, co spotkało się z dezaprobatą części widowni.
Po wyjściu spod taśmy żużlowiec GTŻ Grudziądz Artur Mroczka pojechał tuż przy samej bandzie, nie zostawiając zbyt wiele miejsca swojemu młodszemu rywalowi. Bardzo szybki tego dnia Pawlicki, chcąc jednak uniknąć kolizji starał się zamknąć manetkę gazu, ale w tym momencie zahaczył o dmuchaną bandę i bardzo niebezpiecznie upadł.
Zaraz po tym nieszczęśliwym zdarzeniu młody zawodnik został odwieziony do gnieźnieńskiego szpitala, gdzie usztywniono mu lewą rękę aż do wysokości barku. Podjęto również decyzję, żeby Pawlicki jak najszybciej przeszedł operację stawu barkowego w szpitalu w Poznaniu.
- Lekarze podjęli decyzję, że w środę przeprowadzona zostanie operacja - mówi specjalnie dla SportoweFakty.pl Piotr Pawlicki. - W tej chwili Przemek ma unieruchomiony bark. Lekarze nie postawili dokładnej diagnozy, bo zdjęcia, które mamy ze sobą z Gniezna są niewyraźne. Wiadomo jedynie, że kontuzjowany jest bark. Po operacji lekarze przeprowadzą jeszcze tomografię i wówczas postawią dokładną diagnozę.
Na razie ciężko stwierdzić jak długo potrwa przerwa w startach Pawlickiego. Przypomnijmy, że jeszcze podczas pobytu w Gnieźnie mówiło się nawet o 2-3 miesiącach pauzy. Gdyby te przewidywania okazały się prawdziwe, to oznaczałoby to, że 16-letni żużlowiec, w tym sezonie nie pojawiłby się już na torze.