Maciej Kmiecik: Jarku, gratulacje za czwarte miejsce i bardzo dobry występ w Goeteborgu. Powiedz tak szczerze, co czujesz po tych zawodach? Radość z 15 punktów, czy uczucie niedosytu, bo było tylko czwarte miejsce w finale?
Jarosław Hampel: Dziękuję za gratulacje, ale niewątpliwie pozostał po tym finale niedosyt. Od początku zawodów w Goeteborgu jeździłem bardzo dobrze, w drugiej fazie zawodów było nawet świetnie i niestety ten nieudany finał zamazał bardzo pozytywne wrażenie po całym turnieju w Szwecji. Szkoda, bo chciałem co najmniej stanąć na podium, a może nawet pokusić się o zwycięstwo w Goeteborgu.
Co się stało w finale? Przegrałeś wyraźnie start?
- Rywale byli po prostu w tym finale lepsi. Nie ma co tutaj za dużo gdybać. Po prostu to był finał Grand Prix i każdy z czwórki zawodników mógł zwyciężyć. To jest taki sport, gdzie nie ma miejsca na błędy.
A popełniłeś błąd przy wyborze wewnętrznego pola startowego?
- Teraz można by się zastanawiać, czy warto było wybierać pierwsze pole startowe, czy może zaryzykować zewnętrzne. Tu nie ma co się zastanawiać. Finał przeszedł do historii, nie zdobyłem w nim punktu i wyjeżdżam ze Szwecji jako czwarty zawodnik Grand Prix w Goeteborgu. Być może za dużo gdybałem przed tym finałem, a potrzebna była konkretna, męska decyzja, do której skłaniałem się na początku. Zacząłem się jednak zastanawiać i wyszło tak jak wyszło. Mam tutaj na myśli zarówno wybór pola startowego, jak i delikatną korektę sprzętu.
Zdobyłeś jednak 15 punktów do klasyfikacji Grand Prix, co biorąc po uwagę twoje wcześniejsze występy na Ullevi jest znakomitym wynikiem...
- Dokładnie tak i z tego właśnie najbardziej się cieszę. Z wyścigu na wyścig jeździłem coraz lepiej. Zabrakło tylko tego jednego kroku w finale, tej przysłowiowej kropki nad "i", bym mógł z Goeteborga wyjeżdżać bardzo szczęśliwy. Ogólnie jednak ten występ oceniam bardzo pozytywnie. Piętnaście punktów do klasyfikacji to świetna zdobycz. Z drugiej strony cały czas gdzieś tam po głowie chodzi ten finał. Rywale w decydującym wyścigu byli po prostu lepsi ode mnie i trzeba się z tym pogodzić.
Emil Sajfutdinow wygrał drugi turniej Grand Prix z rzędu. Przyznasz, że Rosjanin jest w niesamowitym gazie...
- Rzeczywiście, jeździ niesamowicie. Nie dość, że jest bardzo szybki, to potrafi doskonale wykorzystywać prędkość swojego motocykla. Bez dwóch zdań, Emil obecnie jest w wyśmienitej formie. Tak jak wspomniałem wcześniej, rywale w finale byli doskonali i zasłużenie okazali się lepsi.
Kiedy rozmawialiśmy przed zawodami w Goeteborgu mówiłeś, że nie potrafiłeś dotychczas znaleźć odpowiednich ustawień motocykla na ten tor i wybrać właściwego silnika. Twój dobry występ w sobotę oznacza, że wreszcie trafiłeś ze sprzętem na ten tor?
- Muszę przyznać, że cały czas zmieniałem sprzęt. Także w trakcie zawodów szukaliśmy i kombinowaliśmy, by wyciągnąć maksymalnie dużo z tych silników. Na początku było dobrze, ale w drugiej fazie zawodów trafiliśmy jeszcze lepiej, o czym świadczą trzy biegowe zwycięstwa. Przed finałem miałem dylemat. Tak jak wspomniałem, za długo się zastanawiałem i zabrakło konkretnej decyzji.
W klasyfikacji przejściowej jesteś jednak nadal trzeci, mając tyle samo punktów, co drugi Emil Sajfutdinow, ze stratą zaledwie dwóch punktów do Tomasza Golloba. Każdy turniej miesza w czołówce, ale ty trzymasz się w niej twardo...
- Klasyfikacja jest bardzo wyrównana i spłaszczona. Każdy punkt ma ogromne znaczenie, dlatego tak bardzo się cieszę, że na torze, który do tej pory mi nie sprzyjał udało mi się zebrać aż 15 punktów. Obawiałem się Goeteborga, by nie ponieść tutaj straty punktowej. Okazało się, że wyjeżdżam stąd, będąc w ścisłej czołówce klasyfikacji. Walka jest niesamowicie ciekawa i toczy się dalej. Oby tak dobrze było w kolejnych zawodach.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!