- Mecz był zacięty. Szkoda, że w biegu z Kościuchem odpadła mi osłonka i trochę bardziej się na tym skupiłem, niż na szybkim dojechaniu do mety. Gdybym wtedy wygrał to wynik już w ogóle byłby przesądzony - uciął Artur Mroczka. - Przed biegami nominowanymi powiedziałem do trenera, żeby w czternastym biegu jechali najsilniejsi, przyklepali wynik, a w ostatnim po prostu sobie pojechali. Porozmawiałem jeszcze przed ostatnim startem z Thomasem (Jonassonem - dop.red) i powiedziałem mu, że nie ma patrzeć na mnie, tylko jechać do przodu i wygrać. Ja to wszystko z tyłu obserwowałem, nie udało się wygrać startu, bo pod koniec zawodów pierwsze pole nie było już najlepsze. To wszystko jest już jednak nieistotne. My wygraliśmy mecz i jedziemy zadowoleni do domu - powiedział zawodnik gdańskiego klubu.
O końcowym sukcesie nadmorskiej drużyny zadecydował wyrównany zespół oraz dwaj liderzy w postaci Thomasa H. Jonassona oraz Roberta Miśkowiaka. W Grudziądzu natomiast zabrakło punktów zawodników drugiej linii. - Nie wiem jak zawodnicy z Grudziądza punktowali, ale jesteśmy wyrównaną drużyną. My przecież wygraliśmy dwa mecze jadąc w czterech, bo nie było piątego seniora, także myślę, że drużyna jest bardzo silna. Trener zbudował fajny skład przed sezonem i dzisiaj to procentuje. Jedziemy po prostu swoje. Jeszcze przed końcem zawodów mówiłem do chłopaków, żebyśmy do końca się trzymali, bo jak odpuścimy to wszystko mogło się zdarzyć. Nawet remis do końca nas by nie zadowolił - mówił wychowanek GTŻ-u Grudziądz.
Od początku rozgrywek Artur Mroczka nie krył, że dla jego drużyny zarezerwowane jest pierwsze miejsce w tabeli i z każdym spotkaniem te słowa znajdują potwierdzenie. - Przecież wiem, jak to w żużlu wygląda. Jeżdżę z chłopakami i widzę jaka jest siła drużyny. Ja powiedziałem wtedy, co myślałem, bo jesteśmy na maksa mocną drużyną i jeszcze w takiej nie byłem. Co prawda Gorzów był ekstraligowym zespołem, ale tam były indywidualności, a tutaj nie liczy się wynik indywidualny tylko drużyna - oznajmił.
Mroczka jest wychowankiem klubu z Grudziądza i miejscowi kibice, na każdym kroku dali odczuć zawodnikowi, że startuje w barwach największego konkurenta w perspektywie awansu do ekstraligi. - Taki jest sport. Dziś jeździsz tu, jutro tam. Lepsi zawodnicy zawsze idą do lepszych klubów, a jeżeli jestem w Gdańsku to nie znaczy, że jestem słaby. Dla mnie najważniejsze jest to, że mogę jeździć w lepszych warunkach i podnosić swoje umiejętności. Jeżeli kibice tego nie rozumieją to trudno. Trzeba podejść do tego jak do życia, jeżeli ktoś dostanie lepszą ofertę pracy, to na pewno z niej skorzysta – mówił.
- Mimo, że jestem kontrowersyjny to zawsze miałem dobry kontrakt z władzami klubu z Grudziądza i myślę, że działacze też chcieliby, żebym tutaj jeździł, ale uważam, że na razie nie jest czas, żebym jeździł dla Grudziądza. Dwa lata spędziłem w Gorzowie, teraz jestem w Gdańsku. Muszę jechać do przodu i robić swoje najlepiej jak potrafię - zakończył.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!