Lee Richardson - tak zapamiętała go Częstochowa

13 maja ubiegłego roku w wyniku obrażeń odniesionych po upadku na wrocławskim torze zmarł Lee Richardson. Brytyjczyk miał 33 lata. Rok po śmierci w Częstochowie pamięć o "Rico" jest wciąż żywa.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk

Na wszystkich kibiców czarnego sportu wiadomość ta spadła jak grom z jasnego nieba. W wyniku obrażeń po upadku to, co najcenniejsze - życie - stracił Lee Richardson. Brytyjczyk zginął robiąc to, co kochał. Cały żużlowy świat zalał się łzami. Nie inaczej było w Częstochowie, gdzie "Rico" miał rzeszę oddanych kibiców. To właśnie w barwach Włókniarza spędził cztery, jakże udane, lata swojej żużlowej kariery. Richardson szybko zyskał sympatię częstochowskich kibiców, bo jak tu nie lubić żużlowca, który na torze walczył do końca, a w parkingu miał czas dla każdego z fanów. - Z wielkim smutkiem przyjęliśmy informację o tej tragedii, która wydarzyła się we Wrocławiu. Lee spędził w naszym klubie cztery lata. Trudno jest nam się otrząsnąć po tym wydarzeniu. Brakuje nam odpowiednich słów, aby opisać to, co w tym momencie czujemy. Lee był niezwykle towarzyskim i sympatycznym człowiekiem, otwarty dla kibiców, zawsze uśmiechnięty, pogodnie nastawiony do życia. Lubił żartować, wprowadzał bardzo dobrą atmosferę do drużyny. Takiego Go zapamiętamy. Wesołego przybijającego piątki po meczu z kibicami. To niewyobrażalna strata - przekazał klub CKM Włókniarz S.A. w swoim oficjalnym komunikacie po śmierci "Rico".

"Rico" drużynę Włókniarza Częstochowa wzmocnił w 2006 roku. Poprzedniego sezonu nie mógł zaliczyć do udanych, bowiem rzadko dostawał szansę startów w klubie z Zielonej Góry. Włodarze częstochowskiej drużyny zaufali Richardsonowi i podpisali z nim kontrakt na pięć lat, a ten szybko odpłacił się dobrą formą. W pierwszym sezonie spędzonym w ekipie Lwów, "Rico" świętował wicemistrzostwo Polski. - Lee zapisał się bardzo pozytywnie w mojej pamięci. Przychodząc do nas nie był zawodnikiem wybitnym i wielu pukało się w czoło, gdy zaproponowaliśmy mu pięcioletni kontrakt. To był długoletni plan rozwoju, z czego bardzo zadowolony był jego menadżer, John Davis. Lee docenił ten komfort, bardzo się starał i myślę, że najlepsze lata swojej kariery przynajmniej w Polsce spędził u nas, choć na początku nie mógł się odnaleźć i miał problemy. Zapamiętam jego wielką ambicję. Był naprawdę godzien tego, by startować u nas tyle sezonów. To był skromny człowiek, bardzo przyjazny, który zawsze jeździł fair na torze. Zawsze zostawiał rywalom miejsce pod bandą - powiedział po śmierci Richardsona były prezes Włókniarza, Marian Maślanka.
Brytyjczyk w Częstochowie startował przez cztery lata. W tym okresie wraz z bonusami wywalczył dla Lwów 570 punktów. Richardson był zresztą prawdziwym "królem bonusów". Tworzył bardzo silną parę z Sebastianem Ułamkiem i często dojeżdżał on do mety za klubowym kolegą. W czasie czterech lat Brytyjczyk zdobył 79 bonusów. Fani w Częstochowie zapamiętali wiele wyścigów z jego udziałem. Jednym z nim był dramatyczny bieg w meczu półfinałowym z 2008 roku, kiedy to rywalem Lwów była Unia Leszno. "Rico" i Ułamek "otworzyli" wówczas bramę na wyjściu z pierwszego łuku Areny Częstochowa. Kraksa wyglądała makabrycznie, a skończyło się tylko na strachu.
Jedną z osób, która przez wiele lat współpracowała z Richardsonem był Jarosław Dymek, który był jego menedżerem. - Dalej nie potrafię w to uwierzyć. Nie potrafię połączyć rzeczownika śmierć z Lee Richardsonem. Kurdę, przecież to jest niemożliwe. Dlaczego on ma nie żyć?! Taki gościu, zawsze czysto jeżdżący, młody, tak jak powiedziałeś, a do tego sympatyczny, otwarty, wesoły… Tymczasem już go wśród nas nie ma - przyznał w wywiadzie udzielonym naszemu portalowi kilka dni po śmierci Richardsona (można go przeczytać tutaj: cz. 1 i cz.2). Właśnie taki był Brytyjczyk. Nawet po nieudanych spotkaniach znalazł czas dla każdego z kibiców, z uśmiechem pozował do zdjęć i cierpliwie dawał fanom autografy.
Lee Richardson w barwach Włókniarza Częstochowa Lee Richardson w barwach Włókniarza Częstochowa
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×