Wybrzeże lepsze w meczu na szczycie, ale GKM na pewno się nie podda
W pierwszym pojedynku faworytów do awansu do Enea Ekstraligi lepsza okazała się ekipa , która pokonała w wyjazdowym spotkaniu swojego głównego przeciwnika - . Podczas tego meczu prezenterem zawodów był , któremu bardzo spodobała się atmosfera panująca na stadionie przy ulicy Hallera.
- Fajny klimat. Po 13 wyścigu jeden z działaczy klubu z Gdańska podszedł do mnie i do Fiałko (Zbigniewa Fiałkowskiego - dop.red.) i powiedział: "co by się zdarzyło w waszym życiu, gdyby GKM awansował do Ekstraligi?" Powiedziałem ze Zbyszkiem - prosta sprawa. Małe miasto zawsze ma łatwiej jeżeli chodzi o generowanie pieniążków na speedway. W Grudziądzu jest swojsko, fajnie i coś co ma być siłą żużla. Ze speedway'a nie możemy zrobić sportu eleganckiego. Takiego, który podaje się złotymi sztućcami, bo nie o to chodzi. To jest sport, który smakuje najfajniej, kiedy je się go garściami, nawet bez sztućców. Fajne widowisko i multum ludzi. Wbrew pozorom wiele walki, także jeżeli chodzi o takie warunki jakie powinien nieść ze sobą szlagier, to mecz GKM-u z Wybrzeżem wszystkie elementy takiego dobrego widowiska zawierał.
Magia "Buczka"
- Zbyszek dość spokojnie odpowiedział na wcześniej wspomniane pytanie o awans. W Grudziądzu nie byłoby kłopotu, bo małe miasta przez skąpą liczbę rozrywek mają większe serce i ci fani, którzy są tu przyklejeni to są goście, którzy będą długo czekać. Zresztą fakt, że grudziądzcy kibice szanują tych, którzy są prawdziwi to jest fenomen Krzysztofa Buczkowskiego. "Buczek", który zawsze będzie odbierany pozytywnie niezależnie od tego jak daleko będzie startować. Czy to będzie Peterborough, czy walka dla biało-czerwonych w Drużynowym Pucharze Świata w Malilli rok temu. "Buczek" przez to, że pamięta o korzeniach, zawsze jest odbierany bardzo pozytywnie. Myślę, że Grudziądz ma w sobie taki najważniejszy pierwiastek - siłą ośrodka jest szanowanie chłopaków, którzy się stąd wywodzą i niezależnie od tego jak im się wiedzie w sporcie, to Grudziądz szanuje takie postawy. Wiadomo, że czasami ma się dołek, bo nikt nie jest maszyną.
Ekipa Stanisława Chomskiego w uprzywilejowanej sytuacji. Ales Dryml lekiem na problemy GKM?
- Speedway jest sportem ekstremalnym. Wiadomo, że Gdańsk ma bardzo mocny i wyrównany skład. Ma solidnego juniora i myślę, że tutaj jest luka GKM, gdzie brakuje dobrze punktującego młodzieżowca. Oczywiście Hubert Łęgowik się stara. To jest fajny facet, ale zawsze gdzieś tam jakiś punkcik ucieknie. Na pewno kadrowo jest Gdańsk lekko silniejszym zespołem od Grudziądza. Natomiast kwestia bonusów i spotkań na innych torach też może wiele wyjaśnić. Gdańsk wygrał bardzo ważny mecz na Łotwie dwoma punktami i na pewno to jest duży plus dla ekipy Staszka Chomskiego. Z kolei GKM to samo zrobił w Lublinie, ale niezależnie od tego która z tych drużyn będzie miała wiatr w żagle i solidny zastrzyk optymizmu - myślę, że wiele może się tutaj jeszcze zdarzyć. Sport jest tak nieprzewidywalny, szczególnie motorowy, że nie tacy faworyci jak Wybrzeże trwonili przewagę solidnie wypracowaną we wcześniejszych meczach, więc różnie może się to poukładać.
- To nie jest tak, że jedna porażka grudziądzan przekreśla nadzieje. Mimo tego że każdy z grudziądzkiej ekipy podczas pojedynku z Wybrzeżem dał z siebie wszystko, to gdzieś tam jedno ogniwo nie zadziała i już myśli się o jakimś innym zawodniku. Dobrze, że działacze GKM-u poszukali tego co zrobiło Gniezno rok temu. Nie jechał wtedy Magnus "Zorro" Zetterstroem i wszyscy się pukali w czoło, kiedy Start sięgnął po Alesa Drymla. Ten Dryml robił takie solidne 6-7 "oczek". I w porządku. Nikt więcej nie wymagał od gościa, który ma dobrze punktować w drugiej linii, żeby woził trójkę za trójką, ale on robił te bardzo ważne punkty. Ales Dryml może zrobić Grudziądzowi tą robotę, którą wykonał rok temu dla Startu Gniezno, kiedy zastąpił "Zorro".
[nextpage]Brakuje niebanalnego Andersena, który tchnąłby grudziądzan do walki
- Hans Andersen i Peter Ljung - troszeczkę szkoda tej dwójki. Hans to jest taki zawodnik, którego może też brakuje Grudziądzowi. Zbigniew Fiałkowski i Zdzisław Cichoracki to są fajni luzacy. Podoba mi się to, że oni nie wprowadzają atmosfery stresu. Zawsze jest fajna, miła rozmowa i nikt nie nakłada na chłopaków jakichś gigantycznych obciążeń. Dlatego myślę, że brakuje Hansa i Petera, ale Duńczyka w szczególności. Andersen to jest taki bardzo niebanalny żużlowiec. Potrafi budować atmosferę w trudnych momentach i potrzeba w Grudziądzu właśnie takiego gościa, który pobudzi zespół do walki. Coś na podobę Nickiego Pedersena, czy też Radka Stepanka w tenisie. Nicki może być trochę agresywny na torze, ale to jest wymarzony facet w budowaniu atmosfery w trudnych chwilach. Nie mówiąc o Hancocku, bo on z kolei idzie łagodnością. Nicki ma natomiast w sobie coś agresywnego. Wchodzi na ambicję i to w większości przypadków działa. Nawet jakby miał trudnych zawodników w drużynie o równie rozbudowanym ego jak np. Troy Batchelor. Potrafi sobie ich urobić i z takiej bokserskiej wymiany ciosów wychodziło to na plus dla drużyny.
Darcy Ward bez kalkulacji wykorzystuje swój talent
- W Grand Prix będzie w tym roku ciasno bez dwóch zdań. Bardzo żałuję, że Darcy Ward skończył w Goeteborgu tak jak skończył, bo to bardziej nie kwestia przygotowania toru, czy też jego umiejętności i szaleństwa. Z tych co jeżdżą teraz na żużlu to jest najczystszy talent. Gość ma to w genach i to co otrzymał od Bozi jest w ogóle poza dyskusją. Paradoksalnie jest większym talentem jeździeckim niż Chris Holder. Tylko, że "Chrispy" jest bardziej poukładany pod względem logistycznym. Ma bazę, świetnych mechaników, jest doświadczony i wie, kiedy ma przymknąć gaz. Darcy to szaleniec. Lubi fajerwerki, gimnastykę na motocyklu i kocha po prostu jeździć. To co zrobił w debiucie w cyklu Grand Prix na MotoArenie, gdzie na jednym łuku połknął Hancocka i Golloba, umówmy się - okiwać takich starych wyjadaczy to trzeba mieć jaja, fantazję, wyobraźnie i opanowanie. On się po prostu bawi motocyklem. To jest wszystko najeżone taką dużą kreatywnością, ale też dynamiką i pewnością siebie.
Woffinden z głową Rickardssona czarnym koniem Grand Prix?
- Uważam, że z takich chłopaków, którzy mają głowę Tony'ego Rickardssona, ale jeszcze nie zdobyli wszystkiego jest Tai Woffinden. Wystarczy popatrzeć na początek jego wejścia w drugi wiraż. Bez względu na to, czy to jest Wolverhampton, Wrocław czy tory w Szwecji, gdzie kiedyś latał. "Woffy" robi takie magiczne wejście, że wchodzi między dwóch rywali, na szpicy wykontrowuje i wyjeżdża pierwszy z wyjścia. Mega trudna akcja do zrobienia, ale Woffidnen to jest przeciwieństwo Warda. Tai woli czyhać tak jak Rickardsson. Porównując Rickardssona i Golloba oczywiście większym talentem jest Tomek. Tylko, że Tony ma sześć tytułów mistrza świata, a Gollob jeden. W żużlu nie wygrywa najszybszy, tylko najsprytniejszy. "Woffy" ma taki fajny odjeździk jak legenda dziennikarstwa i komentowania - Bogdan Tomaszewski. Fajnie próbuje mówić po Polsku i świetnie oczyszcza się poza torem.
- Woffinden gra na Didgeridoo. To taki prastary aborygeński instrument, gdzie bali są w ogóle bezużyteczni i nie potrafią na tym grać. A on tak układa wargi jakby się urodził w jakimś buszu. Genialnie to układa. Takich gości jest niewiarygodnie mało. Tai jest w parkingu i nie myśli o zębatkach - odcina się od tego wszystkiego. Później świeży wraca do pracy. "Woffy" - głowa Rickardssona, jeszcze nie tak olbrzymie umiejętności, ale to jest przeogromny talent i nieprawdopodobna czaszka.
"Woffy" w porę oprzytomniał i wybrał odpowiednią drogę
- Myślę, że te 2 lata odpoczynku w Grand Prix, które w jego wypadku były też wiele zmieniły. Michael Lee był bliski tego, żeby Woffinden się stoczył. Michael ma zamiłowanie do różnych dziwnych proszków i to gdzieś się tli. Ktoś kto wyszedł z tego, tak naprawdę nigdy nie będzie czysty. Rob Woffinden pokazywał synowi Michaela Lee jako wzorzec sportu - mechanika, tunerów itd. Mike to wykorzystał jako stary wyjadacz i wiedział o co chodzi. Tai to kupował, bo pamiętał nauki ojca. Teraz doskonale wie, że pójście w tamtą stronę to nie był delikatnie mówiąc dobry manewr. Na szczęście się ocknął. Miał przy sobie fajnych ludzi - z Rybnika, Częstochowy i Rzeszowa. Fajnie się odkleił.
- Poza tym Jeremy "Twitch" Stenberg - gwiazda freestyle'a. Facet, który choruje na zespół Tourette'a, czyli mimowolne wyrzucanie przekleństw. Tai docenia w nim to, że gość był odrzucony od reszty światka zawodowego, ale potrafił się zebrać. Ma ogromną dobroduszność. Umówmy się - z takich ludzi większość populacji się naśmiewa i kpi w żywe oczy, a Woffinden takich gości wydobył i dla niego nie jest mistrzem człowiek, który wygrywa seryjnie jak Danny Torres, czy kiedyś Travis Pastrana, tylko ten który wygrał raz w Rio de Janeiro. Jest fajnie wydziarany, ale pokonał własną słabość w sporcie i robi to dla siebie. Nie dba o to, czy ktoś będzie go oczerniał. Tai wykracza poza granicę sportu. To jest jeden z najbardziej myślących gości, poza tym co robią na torze. Myśli - to swoją drogą, a to co prezentuje w życiu to jest dopiero barwa. Wzorzec dla młodych ludzi, którzy bawią się w sport.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!