Był 20 lipca 2008, piękny wieczór, godzina 19:30, mecz Unia Leszno - Atlas Wrocław. Zaczyna się jak bajka i jak bajka się skończyło. Nikt się wtedy nie spodziewał, że tak dobrze w swoim ekstraligowym debiucie poradzi sobie Przemysław Pawlicki. Debiutant tamtego dnia przywiózł dla swojej drużyny 11 oczek w pięciu wyścigach.
Niedzielny mecz Fogo Unii Leszno z Betardem Spartą Wrocław był jakby powrotem do debiutu. Trwa piąty sezon odkąd syn Piotra Pawlickiego zaczął ścigać się w najlepszej światowej lidze. - Pamiętam! Wtedy był mój debiut i to bardzo udany. Nie to co dzisiaj - z błyskiem w oku powiedział żużlowiec. Pięć lat to nie jest dużo czasu, ale przez ten czas dużo może się zmienić. Jak zmienił się starszy z braci Pawlickich? - Na pewno urósł 20 cm. Nie no, tak naprawdę za dużo się nie zmieniłem. Jestem starszy, mam trochę więcej doświadczenia. Ale kurczę, te występy z 2008 roku mam cały czas w głowie, bo to były takie moje totalnie udane występy, gdzie potrafiłem walczyć, gdzie byłem bardzo szybki, robiłem rzeczy niemożliwe, przechodziłem z czwartej na pierwszą pozycję - specjalnie dla SportoweFakty.pl z ekscytacją w głosie mówił Przemysław Pawlicki.
Mimo młodego wieku zebrał już duże doświadczenie na wielu światowych torach. - W dzisiejszym speedaway'u jest tylko kilku zawodników, którzy jada na równym poziomie w każdej lidze, a każdy inny się gubi. Jak coś wyjdzie tu, to coś znowu nie wyjdzie tam. Właśnie z tym wielu żużlowców ma problem. Dzisiaj żużel jest taki dziwny, ale dla wszystkich równy. Dlatego ja tam jakoś chce dojść do tej równej formy i być tym liderem naszej drużyny, który poprowadzi drużynę do zwycięstwa - zapowiada Przemysław.
Na początku wieki szok przeżyli kibice leszczyńskiej Unii, gdy dowiedzieli się, że w sezonie 2013 kapitanem drużyny nie będzie Damian Baliński a właśnie Przemysław Pawlicki. Tym samym został on najmłodszym kapitanem wśród ekstraligowych drużyn. - Nie czuję się liderem drużyny. I to nie dlatego, że chłopaki mnie nie słuchają. Po prostu moje ostatnie wyniki nie są za ciekawe - powiedział zawodnik.
- Przeszedłem ostatnio do półfinału IMP, to prawda. Może jeszcze nie jest to finał, ale wiadomo, same eliminacje są już trudne. Tylko mi tu nadal coś nie pasuje, coś jeszcze muszę poprawić u siebie. To nie jest ta sama forma co w zeszłym roku. Wiadomo, że jestem po kontuzji, ale po kontuzji nie ma już śladu, jedynie pozostał ból, który mi czasem doskwiera podczas jazdy. Na tym się nie skupiam, próbuję walczyć tak jak walczyłem wcześniej, ale ciągle brakuje mi tej szybkości
- podsumował swoją dyspozycję Przemysław Pawlicki.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
trzymaj gaz, a osiągniesz to, o czym marzysz.