- Powiem panu szczerze, że nie wyobraża sobie pan, jak bardzo jestem wdzięczny mojej córce. Ona mnie dziś po prostu uratowała, bo chciałem się założyć ze Ślączką o moje BMW, że przegramy w Daugavpils. Byłem pewny, że oni dostaną w d... Całe szczęście, że tego nie zrobiłem, bo wracałbym na piechotę - podsumował w swoim stylu spotkanie w Daugavpils Witold Skrzydlewski.
Łodzianie nie byli faworytem niedzielnego meczu. Mało kto wierzył w ich wygraną. Dla łódzkiego klubu to bardzo ważne punkty w kontekście walki o utrzymanie. - Nie kalkulowaliśmy, że w tym meczu zdobędziemy punkty. Dla nas ta wygrana oznacza dokładnie tyle, że powoli może udaje zbliżyć się nam do utrzymania, a taki przecież jest cel tej drużyny w tym roku. Przy takim budżecie i drużynie kompletowanej za pięć dwunasta nie może być mowy o niczym innym. Można powiedzieć, że pechowo przegraliśmy w Ostrowie. Mieliśmy słaby początek tego meczu i stąd porażka. Ale może uda nam się ich pokonać u siebie - wyjaśnia Skrzydlewski.
Kolejny raz wiodącą postacią w zespole z Łodzi był Peter Kildemand. Witold Skrzydlewski bardzo chwali sobie współpracę z tym zawodnikiem. - To bardzo uczciwy i fajny facet. Cieszę się, że jest u nas. Wydaje mi się, że strzałem w dziesiątkę był też Jamróg. Zdobył siedem punktów, a gdyby nie ten defekt, to mogło być ich nawet 10 - zakończył Skrzydlewski.