Robert Noga - Moje boje: Szewski poniedziałek prezesa Stępniewskiego

- Nie mam komentarza. Jest mi przykro - to początek… pewnego komentarza zaprezentowanego w niedzielę wieczorem na łamach portalu SportoweFakty.pl.

- Gdybym powiedział, że odmawiam komentarza to chyba byłby to najlepszy komentarz do całej sytuacji. Jestem zbulwersowany - to początek komentarza drugiego. I jeszcze na deser - Zastanawiam się poważnie nad tym jaki jest sens sportu żużlowego - albo jak kto woli - Przecież to upadek polskiego żużla! Ktoś mógłby kierując się logiką powiedzieć, że to jest opinia tej samej osoby. Ewentualnie, że dwie osoby wypowiadają się zgodnie w jednej i tej samej kwestii. Tylko, że polski speedway, o czym wiemy od dawna, z logiką niewiele czasem ma wspólnego. Cytaty, które powyżej pochodzą z wczorajszych, wieczornych wypowiedzi prezesów klubów PGE Marma Rzeszów oraz Unii Leszno Marty Półtorak i Józefa Dworakowskiego na temat meczu-widma, który odbył się(?) na stadionie im.Alfreda Smoczyka.

Oczywiście teraz już nie muszę dodawać, że każde z nich było zbulwersowane z całkiem innego powodu. Sterniczka rzeszowskiej drużyny z powodu stanu nawierzchni w Lesznie, zarządzający klubem z bykiem na plastronach faktem, że goście nie wyjechali na tor do tego meczu. Żadne nie przekona drugiej strony, to oczywiste jak to, że ziemia nie jest płaska a w Zielonej Górze niewielu jest fanów Stali Gorzów i odwrotnie. Paradoksalnie proszę państwa prezesostwa, obydwoje macie państwo racje. Taki żużel nie ma sensu żadnego pani prezes i to jest upadek kompletny sportu żużlowego panie prezesie. Zgadzam się z Państwem w stu procentach. Nad meczami Unii z Marmą w Lesznie wisi ostatnio jakieś cholerne fatum. Proszę sobie przypomnieć sytuację bodaj sprzed dwóch lat. Goście też mieli zastrzeżenia do toru, mecz jednak się odbył, ale niebezpiecznych sytuacji wtedy nie brakowało, a sędzia Tomasz Proszowski, który go wówczas prowadził poszedł na długą, bardzo długa odstawkę od prowadzenia spotkań w ekstralidze. Teraz jego kolega po fachu Jerzy Najwer może czuć się kryty niczym dach gontem. Bo przecież teraz ekstraliga ma komisarzy. To pod ich nadzorem przygotowuje się tor. Nie inaczej było w Lesznie. Mieliśmy więc mecz, który na pewno przejdzie do historii jako jedno wielkie kuriozum. Trzydzieści wykluczeń to zdaje się absolutny rekord świata, który winien trafić do wiadomej księgi. A jakaż radość zagości na obliczu księgowego z Leszna kiedy przyjedzie mu wybulić za 75 punktów z jednego spotkania!

Żeby było jeszcze śmieszniej na tej kontrowersyjnej nawierzchni jeden z miejscowych matadorów jadąc rekreacyjnie przecież, bo uciekać mógł jedynie przed nieczystymi myślami pobił rekord toru! O co tutaj zatem chodzi? Chodzi niestety o to co zwykle. W polskim żużlu nie może być przecież nudy. Furda pasjonujące mecze. Furda zalew niespodzianek a nawet sensacji, kiedy faworyzowani gospodarze dostają bęcki na własnych śmieciach od teoretycznych słabeuszy. Furda wrocławska Sparta, która skazana na dobicie zbiera jak grzybiarz we wrześniu po dobrym deszczu grzyby, ligowe punkty i bonusy. Furda tam żużlowa poezyjka kreślona w ekstralidze co tydzień przez Taia Woffindena, Emila Sajfutdinova, Artema Łagutę, Tomasza Golloba, Chrisa Holdera i innych. To nie wystarczy. Polski żużel potrzebuję bardziej krwistych widowisk, bez których nie byłby sobą. I wyścigi są tutaj właściwie zbędne. Muszą być za to kłótnie, wzajemne oskarżenia o zabijanie tej dyscypliny, nakręcanie spirali niechęci, a nawet wrogości, które oczywiście z prędkością światła przenosi się na trybuny i internetowe łamy. To jest to czym się karmi polski speedway. A jakiż to wdzięczny temat dla dziennikarzy, którzy nie wiedzą nawet ile okrążeń trwa żużlowy wyścig. Słowem nareszcie coś się dzieje! A jeżeli do tego dodamy jeszcze obrzuconych kamieniami zawodników drużyny gości (jakże miło zostanie niebawem powitana leszczyńska drużyna w Rzeszowie, łatwo przewidzieć )i konieczność eskortowania ich ze stadionu przez policję, to już ogólnie jest pysznie. No panie prezesie Stępniewski, jeżeli dotąd nie wiedział pan jak wyglądać może "szewski poniedziałek", to już pan wie. Koleżeństwo przyrządziło panu niezły pasztet. A pan będzie musiał go zjeść. Z dalekiej Galicji ślę wyrazy autentycznego współczucia.

Robert Noga

Źródło artykułu: