Wertepy, deszcz, słońce, naprędce sklecone drugie śniadanie. Bus pachnący zmęczeniem i samotność równa tej, którą pokochali mistrzowie supercrossu Jeremy McGrath i Ricky Carmichael. Współgrasz z naturą, zapominasz o wygodach, nie ma tysięcy gapiów. Otula cię zwariowana pasja, która jest twoim lekiem na całe zło świata. Dojrzewanie w trudnych warunkach ma niepowtarzalny smak. Stefanowi Evertsowi nikt nie położył dziesięciu tytułów indywidualnego mistrza świata pod choinkę. Legendarny Belg będący wzorem dla miłośników off – roadu, wykonał gigantyczny wysiłek na torze i poza nim. Wszystko po to, aby czarować publiczność jazdą na motocrossie.
Bartosz Zmarzlik lubi się rozwijać. Bartosz wie, że rywal z którym przytulał się łokciami podczas debiutanckiego występu w Grand Prix, Australijczyk Chris Holder też lubi motocross i supercross. Mistrz świata ma tą przewagę, że urodził się w kraju, w którym można do woli śmigać na crossówce. Jego kipiący fantazją rodacy potrafią namalować "zebrę", przejście dla pieszych na środku rozżarzonej pustyni...
Po zdobyciu tytułu mistrza świata Chris dostąpił wyjątkowego zaszczytu: pojawił się na gali FIM w Monte Carlo. Spotkał tam wielkiego mistrza supercrossu, Amerykanina Ryana Villopoto. Miesiąc po gali Chris wdychał boskie spaliny na paddocku w kalifornijskim Anaheim i mógł znów z bliska przyjrzeć się kunsztowi Villopoto. Bartosz też lubi zakradać się w sferę mistrzów. Podglądał Tomasza Golloba, sumiennie pracował, podnosił umiejętności, nie zapominał o pokorze. Krok po kroku, nie za szybko, bo pośpiech nie jest dobrym doradcą w sporcie, w którym liczą się: refleks, siła mentalna i wyobraźnia. 23 czerwca 2012 roku lata ciężkiej pracy Bartosza przyniosły wymierny efekt. W drugim wyścigu dnia pokonał Tomasza Golloba i Kennetha Bjerre. W siódmym nie sprostał Nickiemu Pedersenowi i Emilowi Sajfutdinowowi, ale przywiózł za plecami trzykrotnego mistrza Anglii, Chrisa "Bombera" Harrisa. W dwunastym wyścigu Bartosz przeszedł samego siebie. Niesiony dopingiem publiczności, przywiózł za plecami Andreasa Jonssona, Chrisa Holdera i „Toninho” Lindbaecka. Po chwili odpoczynku Bartosz przegrał z Peterem Ljungiem, ale pokonał Bjarne Pedersena i Jasona Crumpa. W 18. wyścigu Zmarzlik nie powiększył dorobku punktowego, ale 8 "oczek" wystarczyło, aby znaleźć się w półfinale.
Edward Jancarz, legenda gorzowskiej Stali, brązowy medalista IMŚ z 1968 roku. Eddy, żużlowiec, który ścigał się na wspaniałych obiektach: Ullevi i Wembley, pewnie przerwał niebiańską kolację, sięgnął po lupę, oko wypełniło się radością i z zapartym tchem oglądał 21 wyścig. Pierwszy półfinał, ogromne emocje. Bartosz mija linię mety przed Holderem, Sajfutdinowem i Hancockiem. Jak w baśni. Tuż przed zaśnięciem chciałoby się wykonać backflipa heelclickera z miękkim lądowaniem w pościeli, ale to jeszcze nie koniec zabawy. Finał, deszcz, a Bartosz walczy jak równy z równym z Holderem. Po zawodach Australijczyk komplementował młodego Polaka. „Ma świetne wyczucie motocykla, jedzie w kontakcie, nie boi się walki, szanuje kości rywala”. Sam Ermolenko, mistrz świata z 1993 roku, z bawarskiego Rottalstadion, również obsypał pochwałami młodego żużlowca Stali Gorzów. Debiut jak marzenie: trzecie miejsce w Grand Prix dla Bartosza, który miał wówczas 17 lat i 72 dni.