„Many kisses, many kisses” – uśmiechnięta twarz Krzysztofa Kasprzaka zdradzała, że w stolicy Walii czuje się jak pączek w maśle. Wyluzowany, zrelaksowany, choć nie wyszedł z koncertu amerykańskiej kapeli rockowej Kiss, założonej przez Paula Stanleya i Gene’a Simmonsa. „Kasper” był maleńkim brzdącem, kiedy zespół Kiss wydał swój dwunasty album „Animalize”. Mark St. John grał wówczas na gitarze prowadzącej…
Krzysztof zna uczucie prowadzącego wyścig w Grand Prix. 25 sierpnia 2012 roku znakomicie pokazał się w Cardiff. Pomógł luz jaki Krzysztof odczuwa ilekroć przefrunie nad kanałem La Manche lub English Channel jak mawiają rodacy Kelvin Tatum. Pomagał Matt Ford, Darcy Ward, Gordon Day. Wspaniały klimat. „Kasper” to zawodnik, który lubi wielkie wyzwania, nie przeraża go wizja jazdy na oczach 40 tysięcy fanów speedwaya w Cardiff. Drugie miejsce za Holderem, na trybunach Millennium Stadium Władysław Komarnicki i Maciej Zmora, a wiadomo, że trudniej o świetny wynik, gdy patrzą na ciebie ci, którzy dobrze cię znają. Tata Krzysztofa, Zenon Kasprzak był dwunasty w Vojens w 1988 roku, w dobie kiedy polski speedway nie mógł poszczycić się wielkimi sukcesami. Tym bardziej dwunaste miejsce w finale, w którym błyszczeli: Erik Gundersen, Hans Nielsen i Jan Osvald Pedersen, należy uznać za sukces Zenona.
Krzysztof kontynuuje rodzinną pasję, ma w kolekcji tytuł mistrza świata juniorów, podium Grand Prix w Bydgoszczy w 2007 roku i radość brzdąca. Impuls, wybuchowość w parku maszyn, to reakcja na zły obrót spraw, ale świadczy pozytywnie o Polaku, który lubi kiedy wszystko jest perfekcyjnie poukładane. Może dlatego Krzysztof lubi odfrunąć w stronę abstrakcyjnego humoru przed zawodami, aby nie tonąć w oceanie nerwów? W Pradze u benedyktynów, w kołysce Petra Ondrasika, Krzysztof pokazał, że podium w Grand Prix nie jest zaklęte. To był jego trzeci skok na „pudło” w prestiżowym cyklu.
Iversen. Zaciągał kredyty w banku, aby kupić sobie sprzęt dobrej klasy. Ma znakomitego mechanika z zapomnianej polskiej perły – Śląska Świętochłowice. „Szuwar”, czyli Arek Jurasik, sumienny śląski synek, który zadba o każdy niuans motocykla. Przed rokiem Niels po wielu próbach, wdrapał się na szczyt duńskiego żużla – został indywidualnym mistrzem tego kraju. Świetnie współpracował z Nicki Pedersenem i Andersem Secherem podczas Drużynowego Pucharu Świata w Malilli. Obdarzony refleksem, ale potrafi również powalczyć na dystansie. Wciąż czeka na swój wielki dzień w Grand Prix. 13 czerwca 2009 roku na Stadionie Parken w Kopenhadze, Iversen otarł się o wielkość. Awansował do finału Grand Prix, ale nie był w stanie nawiązać walki z Jasonem Crumpem, Gregiem Hancockiem i Tomaszem Gollobem. Czwarte miejsce, przekleństwo każdego sportowca. Niels Kristian dojrzał do sukcesów. Minionej zimy wypoczął na Jamajce, wsłuchał się w głos boskiego muzyka Boba Marleya. Płyta „Exodus” z 1977 roku jest genialna. Można jej słuchać w nieskończoność podczas długich lotów, a jak wiadomo w marcu 2013 roku, Iversen po raz pierwszy pofrunął do Kraju Długiej Białej Chmury. Bob Marley i The Wailers… Kto wie, czy to nie ozdrowieńcze rytmy reggae sprawiły, że Iversen doznał olśnienia w Cardiff. Drugie miejsce wywalczone 1 czerwca w stolicy Walii to najlepszy wynik Duńczyka w GP.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!