- Pewnie, że nie na taki wynik liczyłem. To oczywiste. Nicolai Klindt pojechał słabo, bo nie miał możliwości potrenowania przed meczem. Komisarz nie pozwolił nam ruszyć toru. Może inaczej - wprost tego nie usłyszeliśmy, ale tor nie miał być ruszony. A logiczne, że po treningu jednak byłby - powiedział w niedzielę w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Piotr Baron.
Słowami menadżera wrocławskiej ekipy zdziwiony jest Aleksander Janas, który w trakcie tego meczu pełnił funkcję komisarza toru. - Nie było tak jak mówi pan Piotr Baron. Regulamin dokładnie określa działalność komisarza toru, także dzień przed meczem. Ja rzeczywiście byłem obecny we Wrocławiu w sobotę i niedzielę. Regulamin nie zabrania do godziny 20:00 dzień przed zawodami gospodarzom trenować. W tym przypadku nie było jednak takiego zamiaru ze strony wrocławian - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Janas.
- Tor był przez organizatora rozkopany. Trwały na nim prace, które wynikały między innymi z tego, że bandy były za wysoko przysypane. Nie było w ogóle warunków do jeżdżenia. Poza tym, tego dnia we Wrocławiu na płycie stadionu przez dwie lub trzy godziny odbywały się zawody futbolu amerykańskiego. Nie było widać naprawdę żadnego zamiaru odbywania treningu przez wrocławski zespół. Nie było trenera i zawodników. Nie działo się nic związanego z żużlem. Te wszystkie wydarzenia, o których mówię, miały miejsce dzień przed meczem - wyjaśnia Janas.
Mecz we Wrocławiu miał status spotkania zagrożonego. Komisarz toru w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl zwrócił jednak uwagę, że wrocławianie bez przeszkód mogli trenować na swoim torze w sobotę, bo zgodnie z regulaminem do ubicia toru byli zobowiązani do godziny 20:00 na dwa dni przed datą zawodów. Po ubiciu toru treningi były możliwe do godziny 20:00 dnia poprzedzającego spotkanie. Dopiero po tym terminie na torze nie mogły mieć miejsce żadne prace ani treningi, które mogły pogorszyć stan nawierzchni. - Wrocławski klub nie musiał pytać komisarza o zgodę na trening - dodał na zakończenie Janas.