Obiecywałem sobie dużo - rozmowa z Adrianem Gomólski, zawodnikiem Stelmet Falubazu Zielona Góra

[tag=3]Adrian Gomólski[/tag] nie może zaliczyć debiutu na ekstraligowych torach do udanych. W rozmowie z naszym portalem opowiedział m.in. o różnicy pomiędzy ligami i o ile lat za późno trafił do najwyższej klasy.

"Adik" w trakcie sezonu został wypożyczony ze Stali Gorzów do Stelmet Falubazu Zielona Góra. W zespole Piotr Palucha wystąpił tylko raz, zdobywając jeden punkt. Barw klubu z Grodu Bachusa bronił w trzech meczach. W sumie wywalczył 2 "oczka" i bonus. Średnio na torach Enea Ekstraligi zdobywał 0,286 punktu na bieg.

Ma za sobą również występ, w charakterze "gościa", w jednym spotkaniu Renault Zdunek Wybrzeża Gdańsk. W trzech biegach zdobył 2 punkty.

Szymon Kaczmarek: W niedzielę ostatecznie zakończyłeś starty w sezonie 2013. Jak ocenisz swój występ w rozegranym na torze w Gnieźnie treningowym turnieju par?

Adrian Gomólski: Podszedłem do tych zawodów na spokojnie. Na początku chłopacy jeździli trochę za agresywnie, co trochę mi się nie podobało, bo był jeden, drugi, trzeci upadek i niepotrzebna kontuzja Oskara Fajfera. To był najgorszy moment tego dnia - ogólnie było rodzinnie, koleżeńsko, dużo żartów. Troszkę jazdy, troszkę trzeba było pożartować, żeby zrobić dla kibiców "coś innego". Myślę, że wyszło to bardzo fajnie i brawa dla pana Roberta Wawrzyniak i Rafaela Wojciechowskiego za organizację takiej imprezy.
Sezon kończyłeś na torze klubu, którego jesteś wychowankiem, ale w minionych rozgrywkach broniłeś łącznie barw aż trzech zespołów. Spodziewałeś się takiej sytuacji?

- Oczywiście, że nie. Poukładało się to tak, a nie inaczej. Starałem się jak mogłem, nie dałem rady i ten wynik był taki, jaki był. Było dużo jazdy na treningach, o wiele mniej w zawodach, przede wszystkim w lidze. Kiedy była tylko okazja gdzieś pojeździć, na przykład w Niemczech, dzięki moim znajomym, to zawsze z niej korzystałem. Za naszą zachodnią granicą osiągałem dobre wyniki. Gorzej było w Polsce. Być może to kwestia presji, ciśnienia, bo bardzo chciałem. Z drugiej strony do niektórych spotkań podchodziłem naprawdę na luzie. Było jednak chyba za dużo chęci, co nie wpływało korzystnie na głowę. Może moja postawa też nie była taka, jak powinna być. Ten sprzęt może troszeczkę nie był dopasowany jak trzeba, ale co zrobić - taki jest żużel. Ważne, że cało i zdrowo przejechałem sezon, to jest najważniejsze.

Gdybyś miał jeszcze raz podjąć decyzję o przejściu do ekstraligi, ponownie spróbowałbyś wyzwania?

- Obiecywałem sobie po tym sezonie dużo. Stworzyła się taka możliwość, wiadomo z jakiego powodu - mój KSM był po prostu niski i gdzieś tam mogłem się załapać. Znalazłem się w Gorzowie, byłem pełen nadziei i wierzyłem, że uda się zrobić niezły wynik. Nie mówiłem w żadnym wypadku o kompletach, ale punktowaniu na takim poziomie, jakiego oczekiwano od drugiej linii. Tego niestety nie udało się zrealizować.

Większość kariery spędziłeś na torach I ligi. Jak oceniasz różnicę pomiędzy tą klasą i ekstraligą? Niektórzy zawodnicy uważają, że jest to przepaść, inni są bardziej powściągliwi w swoich ocenach.

- W ekstralidze jeżdżą najlepsi zawodnicy. Tam nie ma czasu na pomyłki i błędy, bo rywal to natychmiast wykorzystuje. Jest przepaść. Również w kwestiach organizacyjnych, dużo by wymieniać. Myślę, że tutaj w Gnieźnie też musieli się na samym początku sporo uczyć od Zielonej Góry, Torunia i innych "topowych" zespołów. Tam ta elita jest już od kilku lat, działa to zupełnie inaczej, mają przede wszystkim doświadczenie.

Podczas naszej rozmowy zrodziło się w mojej głowie proste pytanie: O ile lat za późno trafiłeś do ekstraligi? Kilka lat temu zapowiadałeś się na topowego zawodnika.

- Tak, też często zadaję sobie to pytanie. Tu nie chodzi o to, żeby było to jakoś źle odebrane, ale zastanawiam się, dlaczego Adrian Gomólski "nie ruszył" z Gniezna mając 18 czy 19 lat. Wiadomo, że tutaj były "standardowe" problemy z kontraktem, jakimś odstępnym, ekwiwalent za wyszkolenie itp. Tarnów też musiał płacić za Kacpra mnóstwo pieniędzy.

Takie są jednak przepisy - klubom należy się pewna kwota za wyszkolenie.

- Tak, ale czy to zawsze się przekłada na okazywaną pomoc? Ja w tym punkcie bym się akurat spierał. Nie mówię o wszystkich ośrodkach żużlowych, bo wiadomo, że Toruń czy Leszno od wielu lat szkolą młodzież, cały czas pojawia się tam ktoś nowy. W innych klubach jest dużo mniej inwestycji w młodzież, tym bardziej w naszym przypadku. Ja czy Kacper wszystko sami organizowaliśmy. Wiadomo, że klub zapewniał karetkę, tor, metanol itp., ale reszta pozostawała na naszej głowie. Zresztą Kacper zaczynał na moich motocyklach, gdy miałem kontuzję jeździł na moim sprzęcie. Gdy byłem zawodnikiem Ostrowa to, o czym dużo ludzi nie wie, mój silnik od panów Garcarków był pożyczony Kacprowi. Kiedy mogłem, to pomagałem mu udostępniając sprzęt, a on pomagał swoimi zdobyczami drużynie.

Przykład Kacpra pokazuje, że warto przejść do wyższej ligi, nawet za cenę słabszego sezonu, aby się rozwijać i osiągać dobre wyniki w kolejnych.

- Obiektywnie trzeba przyznać, że zrobił krok na przód w kwestii stylu jazdy. Podobnie było z inwestycjami. Nie ubliżając nikomu, ale Kacper w życiu nie miałby tylu medali, np. brązu IMŚJ, gdyby został w Gnieźnie. Wiadomo jaka była tutaj sytuacja. Zawodnicy jechali dobry sezon, dobre mecze, ale przegrywali minimalnie, jak np. w Gorzowie, Lesznie czy w Częstochowie. To świadczyło o tym, że zespół był niezły, ale zawsze jeden z seniorów "zawalił", czasem brakowało również punktów młodzieżowców.

Zostawmy już przeszłość. Po nieudanym sezonie 2013 trudno będzie ci znaleźć ponownie klub w ekstralidze.

- Zobaczymy jak to będzie wyglądało, nic na siłę. Narobić sobie długów i problemów to nie jest trudna sprawa. Można wziąć jakieś kredyty, pożyczyć pieniądze od ludzi lub wziąć sprzęt z późniejszym terminem spłaty. Wiemy jednak jaka jest sytuacja w polskich klubach. Nie wszystkie regulują zobowiązania na bieżąco i idzie to w złym kierunku. Niby próbuje się wprowadzić regulaminy finansowe itd. ale czy to przejdzie i pomoże? W Szwecji czy Anglii, gdzie też są różne sytuacje sporne, ludzie potrafią usiąść, porozmawiać i dojść do porozumienia. W Polsce czasem różne pomysły są nie wiadomo skąd wzięte.

Wracając do ciebie. W jakiej lidze chciałbyś startować?

- Podstawową sprawą będzie regularna jazda, bo to jest najważniejsze. Jeśli tego nie będzie - zobaczymy. Rozmawiałem już z panem Robertem Wawrzyniakiem, jeśli będzie troszeczkę czasu, to mam bardzo dobry kontakt z chłopakami ze szkółki, lubię popatrzeć na ich treningi, trochę podpowiedzieć. Być może zajmę się również szkoleniem młodzieży. Nic na siłę. Jeśli będzie jakaś możliwość jazdy, za jakieś w miarę normalne pieniążki, które pozwolą zainwestować w sprzęt, to trzeba będzie to jakoś podzielić.

Twoje słowa brzmią nieco jak wypowiadane przez zawodnika, który planuje zakończenie kariery, a nie takiego, który ma 26 lat.

- Nie o to chodzi. Myślę, że jeszcze jest dużo jazdy przede mną. Chodzi o finanse, nie będę czarował. Nie jest lekko. Wszystko nie kręci się również tylko wokół żużla. Trzeba pamiętać, że każdy zawodnik ma rodzinę, jakieś obowiązki, inni jakieś hobby czy cokolwiek innego. Trzeba to więc jakoś porozkładać. W żadnym wypadku nie chciałbym, żeby było to odebrane jako kierowanie się ku jakiemuś schyłkowi. Tak długo jak zdrowie pozwoli, to będziemy "latać".

Nie mogę nie zapytać o ewentualny powrót do Gniezna. Wciąż masz tutaj wierne grono kibiców, które z chęcią zobaczyłoby cię w czerwono-czarnych barwach.

- Chciałbym spróbować, jeśli byłaby taka chęć. Gdzieś tam rozmawiałem z panem Robertem Łukasikiem, który jest bardzo fajnym człowiekiem. Może uda się, że będzie jakaś delikatna pomoc z jego strony. Potrafię cały czas jeździć. Trzeba jednak mieć coś pod tyłkiem, żeby to się trochę odpychało.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Adrian Gomólski nie może być zadowolony z minionego sezonu
Adrian Gomólski nie może być zadowolony z minionego sezonu
Źródło artykułu: