W rundzie zasadniczej turnieju o Grand Prix Polski Emil Sajfutdinow tylko raz musiał uznać wyższość rywala. Czternaście punktów pozwoliło mu w cuglach rozegrać tę część zawodów na swoją korzyść, co automatycznie stawiało go w roli głównego faworyta do końcowego zwycięstwa. Niestety dla Rosjanina, w pierwszym półfinale lepsi okazali się być Tai Woffinden i Greg Hancock. - Przegrałem start i nie dałem rady wyprzedzić rywala na trasie. Byłem szybki, bo udało mi się dogonić Hancocka, no ale co z tego, skoro jechał poprawnie i nie szło go przejść. No cóż, przecież nie mogę wygrywać każdego Grand Prix, musi się zdarzyć jakiś słabszy dzień - powiedział po zawodach.
Głównym rywalem Sajfutdinowa w walce o tytuł mistrza świata jest wspomniany Brytyjczyk Woffinden. "Tajski" jechał w tych zawodach z kontuzją i dopiero pod koniec turnieju zaczął zbierać punkty, które najpierw pozwoliły mu wjechać do półfinałów, a następnie na najniższy stopień podium. Woffinden zgromadził na swym koncie tylko dwanaście oczek, więc mimo miejsca wśród trójki najlepszych, stracił do Sajfutdinowa kolejne punkty. Nic więc dziwnego, że Rosjanin jest zadowolony ze swojego występu. - Piętnaście punktów to bardzo dobry dorobek. Najważniejsze jest jednak zdrowie, a ono nie uległo zmianom po tych zawodach, więc tym bardziej mogę wyjechać stąd szczęśliwy - stwierdził Emil.
Sajfutdinow jako zwycięzca rundy zasadniczej turnieju jako pierwszy wybierał pole startowe. Wybór padł na kask czerwony, który zarówno w przypadku pierwszego jak i drugiego półfinału okazał się być pechowy. Także Niels Kristian Iversen padł ofiarą pierwszego pola. Rosjanin tłumaczy taki obrót spraw równym przygotowaniem tej części toru. - Wybór pola w półfinale tak naprawdę nie miał znaczenia. Po prostu nie można było przewidzieć, które będzie najlepsze. Wszystkie pola były równe, więc to pierwsze w półfinale już nie chodziło tak dobrze, jak wcześniej. A może to po prostu ja tak słabo wystartowałem? - zastanawiał się żużlowiec.
Wielu zawodników po zawodach chwaliło przygotowanie pól startowych. Najlepiej obrazują to zresztą same zawody. Zawodnik z jednego pola mógł wygrać bieg, by zaraz potem kolejny startujący z tego samego miejsca przyjechał ostatni. - Organizatorzy wykonali świetną robotę w przygotowaniu startu. Start i pierwszych trzydzieści metrów były dobrze zbronowane, no i to był powód dla którego żadne pole nie wybijało się ponad inne. Liczyły się umiejętności zawodnika na starcie. Uważam, że to bardzo dobre rozwiązanie, bo każdy miał takie same szanse. W polu co prawda było nieco twardziej, no ale co mogliśmy zrobić? Trzeba było jechać - zakończył z uśmiechem na ustach Emil Sajfutdinow.