Coś, co jeszcze kilka tygodni temu było niemal niemożliwe, teraz stało się faktem. H.Skrzydlewska Orzeł oficjalnie wystartuje w sezonie 2025 w Metalkas 2. Ekstralidze (drugi poziom rozgrywkowy żużla w Polsce - dop.red). Co więcej, właścicielem klubu dalej będzie Witold Skrzydlewski, który jeszcze niedawno zapowiedział, że nie ma zamiaru zainwestować w niego już ani złotówki więcej.
- Wydając przez 19 lat pieniądze, oczekujemy jakiegoś szacunku. Ci, który krzyczą i pyskują, niech założą klub. Ktoś powie, że byli chętni. Każdy z nich zakładał, ile my dołożymy do tego interesu. Natomiast ja oraz moja rodzina już tego nie zrobi, ponieważ każdy myślący człowiek uważa, że uciekłem z jednego lub drugiego szpitala. Mała grupa ludzi, według mnie nieudaczników, która nic w życiu nie osiągnęła, zniszczyła cały ten klub - mówił działacz podczas spotkania z kibicami w połowie października (więcej TUTAJ).
Zarzekał się, że klub odda nawet bezdomnemu
Pod koniec lipca Witold Skrzydlewski oficjalnie wystawił Orła na sprzedaż. Cena? Symboliczna złotówka. Termin składania ofert mijał 30 września. Przekazano także, że w momencie, w którym nie uda się znaleźć nowego właściciela, klub zostanie zlikwidowany (więcej TUTAJ). - Niech to ktoś weźmie, bo ja już tego nie chcę prowadzić. Nie ma takiej siły, żebym to dalej robił - przekonywał 72-latek, jednocześnie zaznaczając, że kupcem może być nawet bezdomny.
ZOBACZ WIDEO: Czy Lebiediew zrezygnowałby z GP po wprowadzeniu limitu w PGE Ekstralidze? "Zrobi się konkretny bałagan"
Później ostateczną datę przesunięto, ale nowego właściciela nie ogłoszono. W tym momencie można się zastanawiać nie tylko nad wiarygodnością Orła, ale również, a może i przede wszystkim, Witolda Skrzydlewskiego. Biznesmen już wiele razy zapowiadał, że odejdzie z żużla, ale tak mocno, jak w tym roku, nigdy wcześniej nie przekonywał. Pytanie, czy za kilka miesięcy ponownie nie będziemy świadkami tego samego zachowania.
- Na pewno nie liczyłem, że jeszcze raz tutaj stanę. Aczkolwiek wiele się wydarzyło, doprowadzając do tego, że jednak jedziemy. Nie poddamy się grupie 20 ludzi, która z własnych powodów postanowiła na nas wymóc, abyśmy się tym żużlem dalej nie zajmowali. Duży wpływ na tę decyzję miała również moja rodzina, która powiedziała: skorupiaku, nie daj się - powiedział teraz przedsiębiorca.
Taka narracja może zadziwiać. W końcu 72-latek wielokrotnie powtarzał, że chce sprzedać klub z powodu zbyt wysokich kosztów prowadzenia go. Do tego dochodziła niska frekwencja na trybunach w trakcie meczów ligowych. Teraz wydaje się, że chce on niejako zrzucić odpowiedzialność za swoje wcześniejsze słowa na ludzi, których nie znamy nawet z imienia oraz nazwiska.
- Nie jestem zaskoczony tą decyzją. Witold Skrzydlewski przez ostatnie lata zachowywał się w sposób niekonwencjonalny. Może i dobrze, ponieważ budzi to jakieś emocje i coś się dzieje. Aczkolwiek wspaniale by było, gdyby żużel w Łodzi wszedł na wyższy poziom sportowo. "Czarny sport" musi w tym mieście rywalizować z piłką nożną, lecz wydaje mi się, że ma potencjał i możliwości, żeby się rozwijać - mówi nam Jacek Gajewski, były menedżer, a obecnie ekspert żużlowy.
Przedsiębiorca z ogromnym majątkiem
Skrzydlewski w Łodzi jest postacią doskonale znaną. Posiada największą sieć kwiaciarni oraz zakładów pogrzebowych w województwie. Ma też dwa krematoria. Po katastrofie smoleńskiej jego chrysler z kryształową podłogą wiózł na Wawel trumnę z ciałem Marii Kaczyńskiej. On sam w przeszłości był nawet prezesem legendarnego Widzewa.
Orła założył w 2005 roku. Przez 19 lat zainwestował w niego dziesiątki milionów złotych. W tym czasie zespołowi za jego sterami wiodło się różnie. W sezonie 2010 wygrała ona rozgrywki na najniższym szczeblu i awansowała poziom wyżej. Na nim występuje do teraz, choć były lata, w których klub był tak naprawdę o krok od promocji do najwyższej ligi żużlowej - PGE Ekstraligi.
Przez ostatnie tygodnie pojawiało się wiele informacje na temat przyszłości żużla w Łodzi. Chętny na kupno Orła był Adam Skowron, były mechanik żużlowy, obecnie dyrektor oddziału jednej z firm, prowadzący też własną działalność od 12 lat. Ten temat po pewnym czasie upadł. Skrzydlewski miał jednakże prowadzić rozmowy z innymi firmami (więcej TUTAJ).
Skrzydlewski zmienił zdanie
Pod koniec października napłynęły jednak sensacyjne wieści. Zgodnie z nimi pierwsze rozmowy z zawodnikami prowadził szkoleniowiec drużyny Maciej Jąder (więcej TUTAJ). Powód nagłej zmiany decyzji był dość zaskakujący. W klubie uwierzyli, że mogą stworzyć zespół zdecydowanie taniej niż w sezonie 2024, a jednocześnie dalej walczyć o utrzymanie w lidze (więcej TUTAJ). Swoją pomoc w rozmowach, chociażby z miastem zaoferował nawet Andrzej Grajewski, legendarny działacz i były współwłaściciel Widzewa (więcej TUTAJ).
- To nie będzie o tyle oszczędnościowy skład, o ile bardziej realny. Wzrost budżetów i wymagań żużlowców jest nieadekwatny do możliwości finansowych. Orzeł zapłaci tyle, na ile go stać. Realnie i nikogo nie oszuka. Aczkolwiek w Metalkas 2. Ekstralidze zaczyna się tworzyć jakiś rynek zawodników i łodzianie mogą okazać się wygranymi, nie tylko finansowo, ale też sportowo. Kwoty, które proponują, nie przesądzają o tym, że spadną z ligi. Wielu dostępnych żużlowców jest po prostu skazana, aby jeździć za takie pieniądze - twierdzi Jacek Gajewski.
Ostatnia szansa na zmiany?
Niewykluczone jednakże, że Orzeł będzie mieć nowego prezesa. Nieoficjalnie wiemy, że zapytanie w sprawie współpracy otrzymał Jan Konikiewicz, do niedawna dyrektor sportowy w Warner Bros Discovery Sports, które jest odpowiedzialny za cykl żużlowych Indywidualnych Mistrzostw Świata (więcej TUTAJ). W środę za to klub zorganizował spotkanie ze sponsorami, podczas którego została przedstawiona kandydatura Jakuba Zborowskiego, byłego dziennikarza Canal+ i dyrektora w Arged Malesie Ostrów (więcej TUTAJ).
Wydaje się jednak, że przede wszystkim byłaby to próba ocieplenia wizerunku. Właścicielem pozostawałby Witold Skrzydlewski, który znany jest z tego, że lubi mieć kontrolę nad wieloma sprawami. Należy więc się zastanowić, czy potencjalny prezes mógłby samodzielnie podejmować decyzje.
- To też jest kwestia pozyskiwania sponsorów czy przyciągnięcia kibiców. W Orle na pewno trzeba wiele zrobić. Jeżeli 72-latek nie będzie w stanie oddać trochę władzy, klub będzie się cały czas kręcił wokół tych samych problemów. Jeśli właściciel nie doszedł do wniosku, że potrzeba kogoś z zewnątrz, może z trochę większymi możliwościami, wiedzą i doświadczeniem, to raczej nic dobrego nie wróży - zaznacza nasz rozmówca.
Największym wyzwaniem będzie naprawienie relacji z kibicami. Orzeł posiada jeden z najnowocześniejszych stadionów żużlowych w Polsce, z ponad 10 tysiącami miejsc na trybunach. Problem w tym, że w sezonie 2024 były one zapełnionie średnio w niecałych 30 procentach. Nie pomaga na pewno sam Skrzydlewski, który już wielokrotnie wchodził w dyskusje z fanami, które wręcz można nazwać kłótniami.
Świetnym przykładem było październikowe spotkanie z nimi na łódzkim obiekcie. Biznesmen oraz inne osoby związane z klubem stały na polewaczce, która była zaparkowana na torze. Kibice za to zajęli miejsca na trybunie. Zamiast merytorycznej dyskusji, mieliśmy jedną wielką awanturę. - Jak się wk****ę, to je odkręcę i zabiorę, bo są moje - powiedział nawet przedsiębiorca na temat krzesełek na loży na stadionie Orła.
Zdaniem Gajewskiego ludzie w Łodzi najpewniej są wymagający, gdyż posiadają wiele alternatyw. Dlatego klub musi otworzyć się na fanów i rozmawiać z nimi, lecz nie w taki sposób, jak wyglądało to wcześniej. - Jest to do zrobienia, tylko potrzeba osób, które mają o tym pojęcie i będą w stanie sytuację naprawić. Na pewno to się nie wydarzy od razu, ale jest realne. Takie historie już się zdarzały, a ludzie wracali na stadiony - podsumowuje ekspert żużlowy.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty