Michał Konarski: Nie mogę oczywiście zacząć inaczej, niż od pytania o twoje samopoczucie po kolejnym groźnym upadku.
Leon Madsen: Szczerze? Czuję się fatalnie. W środę miałem też kraksę, wówczas uderzyłem mocno głową. Teraz znowu to samo... Nic nie pamiętam. Mam wrażenie, że zaraz pójdę spać po prostu, obudzę się i nie będę kompletnie nic wiedział. Jest ze mną bardzo źle.
Jak w ogóle doszło do tego upadku? Nagle postawiło cię w szczycie wirażu.
- To po części wina toru. Zasada jest taka, że ma on być przede wszystkim równy na całej długości. Taki jednak nie był, delikatnie mówiąc. Wpadłem w dziurę, obróciło mnie i położyłem się, puszczając motocykl. Hans niestety nie dał rady uniknąć zderzenia z bandą.
Zdołaliście z Bydgoszczy wywieźć punkt za lepszy bilans w dwumeczu. Jest się z czego cieszyć?
- Raczej nie. Zawsze chcemy wygrywać. To nieważne, że wracamy z bonusem. Przyjechaliśmy po zwycięstwo i tyle.
Ty tak naprawdę cały czas jeździsz poobijany. Cztery punkty w tym meczu wydają się być nie najgorszym rezultatem.
- Jak ja mam być zadowolony? Wygrałem bieg, niby było lepiej, po czym znowu przyłożyłem głową. Teraz chyba znowu czeka mnie przerwa od startów. Może tydzień, może nawet więcej. Naprawdę miałem świetny sprzęt, ale znów pech mnie dopadł.
Podzielasz zdanie twoich kolegów, którzy twierdzili, że ten tor nadaje się bardziej do motocrossu niż żużla?
- Faktycznie nawierzchnia nie była zbyt dobrze przygotowana. Było mnóstwo dziur, a przy krawężniku zrobiło się bardzo ślisko. To dlatego się przewróciłem. Nie rozumiem jak można dopuszczać, by ktoś robił takie tory.
Czyli twierdzisz, że nie powinno się rozpoczynać w ogóle zawodów na takim torze?
- Może nie aż tak, ale wszyscy widzieli jak było. Nawierzchnia była po prostu fatalna. Niby przed sezonem zapowiadano, że ten problem zostanie rozwiązany i tory będą OK. Na normalnie przygotowanym obiekcie ja się nie obracam i nie powoduję upadków innych zawodników. To nie powinno się zdarzać.
Trzeba przyznać, że masz w tym sezonie niewyobrażalnego pecha...
- To najbardziej pechowy rok w mojej dotychczasowej karierze. Ciekawe co jeszcze mi się stanie w tym sezonie.
Jak ogólnie wygląda twoje samopoczucie? Oprócz licznych urazów mechanicznych, miałeś przecież duże problemy z tarczycą.
- Czuję się jak głupek. Serio, niewiele nawet pamiętam z tych upadków. Mam wrażenie, jakbym leciał helikopterem, tak że jest bardzo źle. 2013 okazał się dla mnie pechowy, ale w sumie... na pewno jest 2013?
Tak, mamy rok 2013. Aż tak źle z tobą?
- (śmiech) Dobrze nie jest. Ale spokojnie, za rok wrócę mocniejszy. O to się nie martw.
To musi być chyba fatalne uczucie, gdy widzisz swoich rywali w dobrej formie, a ty sam wciąż musisz walczyć z losem i jesteś nie w pełni zdrowia?
- Pewnie, że tak. Ja naprawdę bardzo chcę wygrywać, ale w tym roku moim głównym rywalem jest los. W tym momencie wiem, iż pech mi nie pozwala na zwyciężanie. Ale gwarantuję - jestem na tyle waleczny, że za rok wrócę do dawnej formy, a może i lepszej!
10 zespołów w ekstralidze zdaje się być rozwiązaniem idealnym. Dawno nie było tak wyrównanych rozgrywek.
- Dokładnie. Teraz jest idealnie. Więcej drużyn, więcej spotkań. Wszyscy dobrzy zawodnicy mają swoje kluby i miejsce w składzie. Jak wrócimy do ośmiu, to znowu będzie dwóch potentatów i dwóch słabeuszy. Wierzę, że może jednak wycofają się z tego pomysłu.
Bronicie w tym roku tytułu mistrzowskiego. Patrząc na wyniki waszych rywali, o ponowne wejście na szczyt może być wam bardzo trudno...
- Mamy za dużo pecha. Problemy Martina, moje niepowodzenia. To wszystko daje taki wynik. Wierzę, że dostaniemy się do fazy play off i tam udowodnimy naszą siłę. Mam też nadzieję, że ja sam w końcu poczuję się lepiej.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!