- Wszystko było w porządku. Dziękuję włodarzom mojego klubu za to, że mogłem sobie pojeździć i sprawdzić sprzęt. Nie zawsze przecież mamy okazję, by ścigać się na takim twardym torze u siebie, a nigdy nie wiemy, co komisarz zadecyduje. Warto zatem mieć takie doświadczenia na nawierzchni trochę innej niż jest zazwyczaj u nas na lidze – mówił Szymon Woźniak po zakończeniu zmagań.
20-latek zaczął zawody od trzeciego miejsca, co było dla niego raczej rozczarowujące. Przywiózł jeden punkt w biegu, w którym nieoczekiwanie triumfował jego kolega, Mikołaj Drożdżowski. – Zepsułem trochę start w tamtym wyścigu i musiałem gonić. Byłem co prawda dosyć szybki, ale nie udało mi się wyprzedzić Wojtka Lisieckiego. Mogłem jechać bardziej po zewnętrznej, a próbowałem przycinać do krawężnika niepotrzebnie. Trudno się mówi. Potem już dobre występy, tylko szkoda ostatniego biegu. Nawet ja zauważyłem, że taśma poszła nierówno, a ja akurat jechałem z czwartego pola i najpóźniej mogłem ruszyć. Później nie udało już się powalczyć, ale taki jest żużel – dodał z uśmiechem.
Środowa runda Ligi juniorów odbywała się w bardzo wysokiej temperaturze. Jak taki upał działa na zawodników? – Nie są to warunki komfortowe. Jednak jesteśmy przyzwyczajeni, a ja zawsze jestem tego zdania, że nie ma co narzekać na pogodę. Nie mamy przecież na nią kompletnie żadnego wpływu - wytłumaczył na koniec Woźniak.