"Magic" uzbierał dziesięć punktów i dwa bonusy, ale to najważniejsze oczko za lepszy bilans w dwumeczu powędrowało w ręce jeźdźców z pierwszej stolicy Polski. Zawodnik Jaskółek mocno nad tym ubolewał, ale starał się nie załamywać rąk. - Nie chcieliśmy go stracić. Robiliśmy wszystko żeby go zdobyć. Szkoda. Dobrze, że chociaż jest zwycięstwo - starał poprawiać sobie humor.
Janowski podobnie jak jego kolega z drużyny Artiom Łaguta oszczędza niektóre silniki tylko na mecze w Tarnowie. Nie zabiera ich nigdzie indziej. - Ten, na którym tutaj jeżdżę, nie wzięliśmy go ani do Lonigo ani do Krakowa. Po prostu chciałem, aby tutaj czekał. Po tym meczu zauważyliśmy jednak, że pewne metalowe elementy odłamały się. Znowu jest wielka niewiadoma czy ten sprzęt będzie mógł jechać w poniedziałek - wyjawił.
22-letni wrocławianin problemy miał zwłaszcza w środkowej części spotkania. - Kłopoty wytworzyły się poniekąd też przez mój błąd. Dałem się w jednym wyścigu wypchnąć na zewnętrzną, a zmieniliśmy ustawienia pod kątem startu. Szukaliśmy oczywiście żeby było lepiej, a nie gorzej. Niestety błędy są wpisane w ten sport, tak bywa czasami - zdradził były mistrz świata juniorów.
Znaczenia nie miał też opad, który na krótko nawiedził małopolskie miasto w godzinach południowych. - Tor był taki sam, nie było z nim większego problemu. Najzwyczajniej w świecie zawodnicy z Gniezna też świetnie potrafią się ścigać, nie stoją w miejscu. Matej Zagar zanotował w sobotę kapitalny występ w Grand Prix, a w spotkaniu z nami udowodnił, że jest bardzo szybki - zakomunikował drużynowy mistrz Polski 2012.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
W poniedziałkowy wieczór rywal tarnowian będzie zdecydowanie mocniejszy. Tylko wyraźne pokonanie Dospelu CKM-u Włókniarza Częstochowa pozwoli szybko zapomnieć o bonusowej wpadce z niedzieli. - Myślmy wpierw o wygranej, z bonusem wstrzymajmy się do rewanżu. Częstochowa ma bardzo dobry skład, zawsze są groźni. My jednak damy z siebie wszystko - oznajmił Maciek.
Ostatnio w rodzinnym mieście zawodnika biało-niebieskich odbywał się koncert jego ulubionej kapeli - Comy. Rezygnacja z wypadu na to wydarzenie przyszła trudno, ale była podyktowana nadrabianiem zaległości towarzyskich. - Niestety musiałem zrezygnować. Znajomi wyciągnęli mnie na grilla. Po długiej nieobecności we Wrocławiu bardzo chciałem się z nimi spotkać. Tym razem zwycięskie okazały się kiełbaski, żeberka i inne tego typu sprawy - zakończył żartobliwie.