Robert Noga - Moje boje: Na przekór wszystkiemu

Już w najbliższą sobotę w Częstochowie odbędzie się pierwszy półfinał DPŚ. [tag=29350]Robert Noga[/tag] w swoim najnowszym tekście pisze o sytuacji Rosjan, Polaków i Australijczyków.

W tym artykule dowiesz się o:

A tak się wszystko pięknie zapowiadało… Miał być fascynujący pojedynek od pierwszego do ostatniego wyścigu o miejsce w wielkim finale Drużynowego Pucharu Świata pomiędzy Polską, Australią i mocno ostatnio rozpędzoną Rosją. A tutaj los spłatał, przede wszystkim organizatorom półfinału w Częstochowie, przykrego figla. Z ekipą z antypodów sprawa jest prosta. Chris Holder rozbił się i to jest przypadek losowy. Szkoda chłopaka, szkoda jego teamu, dziurę muszą załatać, chociaż to, biorąc klasę Holdera, raczej ciężko wykonalne. Dostali cios w splot słoneczny jak plaże w Kalifornii i tyle. Z Rosjanami sprawa jest oczywiście inna. Ekipa naszych sąsiadów w tym roku wydaje się być mocna jak nigdy, bo do Sajtfudinova oraz Łaguty starszego doszlusował jego młodszy brat Artem, kto wie, czy aktualnie nie najlepszy z tego tercetu. W niedzielę w Tarnowie znowu "ustrzelił" komplet tym razem w derbach, pokazując szprycę Nicki Pedersenowi. Tak więc Rosjanie to obecnie potężna siła i ja bym wcale się nie zdziwił, gdyby nawet w tym roku sięgnęli po historyczne złoto Drużynowego Pucharu Świata.

Ale wygląda na to, że tego nie uczynią, bo tercet liderów, jak wieść gminna niesie, do Częstochowy się nie wybiera. Sajfutdinov już jakiś czas temu ogłosił przerwę ze względu na kontuzje i zapowiada powrót na 21 lipca. Na wieść o tym, jak powiedział mi wczoraj w tarnowskim parku maszyn Łaguta II, wycofał się sponsor, wobec tego bracia też "za bezdurno" startować nie chcą. Tym samym Rosjanie tracą wielką szansę na bezprecedensowy sukces, szansę, która może się nie powtórzyć. Jacyś oni w gorącej wodzie kąpani chyba. Toż nawet jeśli Sajfutdinov nie startuje, to przecież i bez niego baraż jest spokojnie do wywalczenia, a w nim może akurat Emil skusiłby się już jednak wystąpić, w końcu to trzy dni przed zapowiadanym przez niego powrotem na tor. Ale jakoś najwidoczniej zabrakło cierpliwości i dobrej woli. Tak się też zastanawiam, oczywiście oddając Sajfutdonovi pełne prawo do decyzji, bo nikt nie ma prawa wymagać od niego startu, jeżeli nie czuje się na siłach, czy gdyby stanął w obliczu decydującego o mistrzostwie świata turnieju Grand Prix lub finałowego meczu polskiej ekstraligi, to czy decyzję podjąłby identyczną? Tak samo jak rozumiałem polskiego piłkarza Łukasza Piszczka, że po finale Ligi Mistrzów postanowił poddać się operacji i nie pojechał na mecz ostatniej szansy z reprezentacją narodową, ale zastanawiałem się, czy gdyby kolejność tychże spotkań była odwrotna, to czy też tłumacząc się operacją, odpuściłby finał z Bayernem w Londynie? Cóż, czasy, kiedy szło się w sportowy bój przede wszystkim (jak mawiali starsi rodacy Łagutów) "za rodinu" chyba bezpowrotnie minęły. To jednak w sumie nie nasze problemy, nas rok temu nikt nie żałował, jak porozbijani kontuzjami nie awansowaliśmy do finału DPŚ.

Teraz trener Cieślak ma prawdziwy ból głowy, bo z formą naszych wytypowanych do startu w Częstochowie reprezentantów za różowo nie jest. Niedzielny występ Tomasza Golloba w Częstochowie właśnie, w ligowym meczu, był taki bardziej patetyczny niż skuteczny, Maćka Janowskiego w Tarnowie po prostu słabawy, właściwie tylko Jarosław Hampel zademonstrował dyspozycję budzącą szacunek. Co niektórzy zaczęli nawet żartować, że należy rozpocząć intensywne poszukiwania w celu odkurzenia polskiego paszportu Rune Holty. Tak, czy owak mamy swoje kłopoty i swoje zagadki, bo jeżeli nawet przez półfinał jakoś się przetoczymy, to w finale żartów już na pewno nie będzie. A zawody w Częstochowie, nawet jeżeli w słabszej obsadzie niż zakładano, wcale nie muszą być mniej ciekawe. W sobotę byłem w Opolu na finale Drużynowych Mistrzostw Europy Juniorów. Nasi wygrali w cuglach, umiejętności młodych chłopaków mocno zróżnicowane, a turniej był naprawdę fajny, interesujących, nawet bardzo wyścigów, nie brakowało, co potwierdzić mogą chyba wszyscy, którzy przyszli je obejrzeć na stadion Kolejarza. Sam mistrz Jerzy Szczakiel, w którego towarzystwie oglądałem finał, był zadowolony. Tak więc do zobaczenia w Częstochowie. Mimo wszystko, a może właśnie na przekór wszystkiemu!

Robert Noga

Źródło artykułu: