W sobotni wieczór Pedersen na torze leżał dwukrotnie. W pierwszym wyścigu brał udział w kolizji z Fredrikiem Lindgrenem, zaś w ósmym wyścigu turnieju został wykluczony po upadku spowodowanym kontaktem z Jasonem Crumpem. - Wszyscy widzieli, co się stało. Mocno się poobijałem w pierwszym starcie i w powtórce musiałem jechać na rezerwowym motocyklu. Ciężko jest startować po takim uderzeniu o ziemię. Po czymś takim jest się troszkę nieobecnym do końca wieczora. Jechałem jednak dalej i starałem się jak mogłem. Niestety, to nie wystarczyło - powiedział Nicki.
Nie na rękę były Pedersenowi sobotnie decyzje polskiego sędziego, Wojciecha Grodzkiego. Najpierw Duńczyk został wykluczony po kontakcie z Crumpem, zaś w biegu półfinałowym Crump upadł w momencie, gdy wyprzedzał go Tomasz Gollob. "Chudy" został wykluczony, zaś Crump jechał dalej i mógł odrabiać kolejne punkty do Pedersena, który do półfinałów nie awansował. - Kompletna katastrofa. W biegu z Jasonem, ten zaatakował mnie czysto, ale moja łyżwa dostała się pod hak w jego motocyklu. Sczepiliśmy się i poleciałem - co miałem zrobić? - pyta Pedersen.
- Nie rozumiem dlaczego w biegu z Gollobem Crump nie mógł po prostu przyjechać drugi. Gollob wyprzedził go czystym atakiem, a ten się przewracał już zanim pojawił się pomiędzy nimi minimalny kontakt. Taki jest żużel, trzeba mieć szczęście, ale dzisiaj odegrało ono swoją rolę aż dwukrotnie i można to zauważyć w telewizji - kończy mistrz.
Crump dotarł do biegu finałowego, lecz tam musiał uznać wyższość rodaków Nickiego - Hansa Andersena i Bjarne Pedersena. Na ostatni turniej cyklu w niemieckim Gelsenkirchen Nicki Pedersen jedzie z 16-punktową przewagą nad Crumpem i musiało by stać się coś niesamowitego, aby Duńczyk nie obronił mistrzowskiego tytułu. Ten jednak, przynajmniej teoretycznie pozostaje nadal sprawą otwartą.