Sam fakt cyklicznego organizowania podobnej imprezy jest swego rodzaju ewenementem, bo nie mówimy przecież o memoriale, upamiętniającym sławnego w świecie żużlowca, wielką gwiazdę speedway’a, lecz o godnej szacunku woli zachowania w pamięci zawodnika, co prawda bardzo utalentowanego, ale przed którym wielki sportowy świat dopiero stawał otworem. Że w przypadku Łukasza stawał - akurat tu panuje pełna zgoda. Turniej narodził się i trwa, już na dobre zdążył wpisać się w trwałą tradycję, bez której trudno wyobrazić sobie sezon żużlowy w Rybniku.
Szanowany przeze mnie skądinąd nad wyraz red. Bartłomiej Czekański, wspominając śp. Romanka, podkreśla słusznie, iż młody zawodnik nie wytrzymał psychicznie. Sławny redaktor napomyka o presji ze strony rybnickich działaczy, która pewnie jak wszędzie była i tam, ale tego niestety nijak potwierdzić nie mogę, bo nie byłem wystarczająco blisko. Nie mam wiedzy, plotki mnie nie rajcują, a oskarżać nikogo bez dowodów nie zamierzam, bo też zwyczajnie mi tego czynić nie wolno. Co innego, gdy sprawa dotyczy kibiców - jestem jednym z nich. - To, że kupujecie bilety nie oznacza, że macie prawo do robienia z zawodników szmat i do niszczenia ich psyche!!! Nie macie takiego prawa - grzmiał z mocą niezrównany felietonista na stronach Tygodnika Żużlowego. Nic dodać, nic ująć, panie Bartłomieju. Faktycznie, na Romanka często gwizdano i wieszano na nim zdechłe psy. A był to wyjątkowo wrażliwy chłopak, bo tacy też się rodzą i rodzić się będą. Podobne dylematy, jak wiemy, pojawiały się wcześniej również wobec innych złamanych karier i, co gorsza, równie przedwczesnych odejść z tego padołu łez - tak samo na własne, za przeproszeniem, życzenie.
W jednym z komentarzy po tekście wspominającym śp. Rafała Kurmańskiego na portalu SportoweFakty.pl osoba podpisana ”PSŻ-owiec” napisała m.in.: Taka głupawa i bezmyślna rywalizacja, o zwykłe kawałki kruszcu, ale także walka o "lans", "prestiż" (równy wspomnianemu lansowi). Na dodatek żużel w PL traktuje się jako czysty biznes. Czyli nie ma miejsca na sentymenty. Jak ktoś zawodzi, to "pa pa", a "w kolejce czekają kolejni kandydaci" […], bo w PL trzeba zapieprzać jak woły pociągowe i przepychać łokciami, by nie być gorszym! I niestety przypadki Rafała, Łukasza czy "Dadiego" potwierdzają, że ludzie to nie roboty i inne cyborgi. Każdy ma swe słabości. W końcu człowiek też jest istotą ułomną, tylko nie wie, albo boi się przyznać do tego […]. Drodzy Kibice, nie wyzywajcie, nie plujcie na swoich ulubieńców, bo każdy ma lepsze i gorsze dni. Święte słowa.
Robert Dados i Rafał Kurmański zrobili to samo dwa lata przed Romankiem. Pewnie to ryzykowna teza, ale Robert i Rafał poprzedzili Łukasza, może więc jakoś "oswoili" go z myślą o rozwiązaniu dla siebie… ostatecznym. Tego nie wiemy i już się nie dowiemy. Dobrze chociaż, że nikt później nie poszedł ich straceńczym śladem. Pytany na tę okoliczność Janusz Kołodziej, kolega i prawie równolatek Romanka, powiedział, że takie myśli, owszem, chodzą po głowach młodych żużlowców, którym z jakiegoś powodu nagle "nie idzie". Trzeba mieć stalowe nerwy, a nie wszyscy je mają. Może gęstsze powinno być sito selekcji, może obowiązkowe badania predyspozycji - przed podjęciem na dobre wyczynowej kariery i w pierwszych jej latach, gdy kształtuje się charakter sportowca i zarazem człowieka? A może to chore regulaminy nadto obciążają najzdolniejszych młodych żużlowców?
Niespotykaną determinacją od siedmiu lat imponuje sponsor, opiekun i przyjaciel młodego Łukasza, Krzysztof Mrozek. Dla niego śmierć Romanka była jak śmierć osoby najbliższej. Wiem, bo właśnie w tym czasie naszym drogom gdzieś tam przyszło się skrzyżować. Słyszałem, że to była rozpacz bliska obłędu. Perfekcyjną organizacją "Turniejów Pamięci Łukasza Romanka" Krzysztof Mrozek przekonał do siebie szerokie rzesze sympatyków żużla, momentami kompletnie już zdegustowanych mizerią znad Rudy. Obraz nędzy i rozpaczy koronnej rybnickiej dyscypliny sportu widziały również władze miasta Rybnika z prezydentem na czele, a brak wsparcia z tej strony jest najprostszą drogą do katastrofy. Dzięki Bogu byli, są i zawsze w tym miejscu będą nadzwyczaj wierni kibice, w liczbie zaskakująco dużej, oscylującej koło 5 tysięcy - na meczach "drugiej", czyli trzeciej w kolejności lidze - to jest swoisty fenomen, bo nawet w ekstralidze bywa z tym gorzej.
Jeśli możemy dziś powiedzieć, że (do niedawna wcale nie takie pewne) dalsze trwanie żużla w Rybniku w ogromnej mierze zawdzięczamy zaufaniu, jakie zaskarbił sobie w różnych miejscach i środowiskach osobiście pan prezes Krzysztof Mrozek, to tym samym chcąc nie chcąc musimy po raz pierwszy publicznie przyznać, iż śmierć Romanka jednak ostatecznie nie poszła na marne. Prezydent Rybnika pan Adam Fudali zdaje się na nowo uwierzył w moc cudownych tradycji jako doskonałe narzędzie promocji. Żużel wraca wreszcie do łask (długo oczekiwanych) w tym - historycznie patrząc - bez wątpienia najbardziej obok Leszna żużlowym mieście w Polsce.
Logika jest prosta. Bez Romanka nie byłoby Mrozka w speedway’u, bez Mrozka nie byłoby rewelacyjnych "Turniejów Pamięci Romanka", bez tych turniejów dziś już nie byłoby, co wysoce prawdopodobne, speedway’a w wydaniu ligowym w Rybniku - tylko co najwyżej jakiś turniej pocieszenia, albo może nawet w porywach i dwa w roku. I do widzenia - Świętochłowice story - tor żużlowy zarastający chwastami, konwulsje działaczy, krokodyle łzy (tam na "Skałce" budowano widać z mniejszą determinacją, a może mniej mieli szczęścia…). Nic by już nie zostało, tylko cisza nieznośna w mieście żużlowych legend.
Teraz w Rybniku buduje się jak za dawnych lat, od gruntu, na twardej skale - szkolenie, szkolenie, szkolenie. Tak oto śp. Łukasz Romanek - okrężną drogą - zaczyna zwyciężać, jak marzył. Do końca.
Stefan Smołka
PS Łukasz urodził się dokładnie 21 sierpnia 1983 roku. Miałby 30 lat. Pełen treści wiersz upamiętniający rocznicę urodzin śp. Łukasza Romanka przesłał mi w tym dniu wieloletni ofiarny działacz żużlowy z Rybnika, zrośnięty nierozerwalnie z jego legendą Józek Cycuła. Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować w całości ten okolicznościowy utwór:
Łukaszu gdybyś z nami pozostać chciał
To lat trzydzieści teraz byś miał
W historię rybnickiego żużla został wpisany,
Zawodnik, który nazywał się Łukasz Romanek.
Przez wiele lat przekraczał naszego stadionu bramę,
Prawie zawsze razem ze swym ojcem Adamem.
Najpierw była tradycyjna żużlowa szkółka,
Gdzie Łukasz coraz szybciej kręcił na torze kółka.
Egzamin licencyjny zakończył dobrym wynikiem,
I w roku 2000 adept stał się pełnoprawnym zawodnikiem.
Później już było prawdziwe żużlowe ściganie,
W siódmym sezonie kariery przerwane niespodziewanie.
Choć kariera Łukasza jest już zapisaną kartą,
O niektórych Jego startach zawsze przypomnieć warto.
W pierwszym sezonie występów nie było źle,
Zaliczył ligowy debiut, było też srebro w MDMP.
W kolejnym sezonie często swą jazdą zachwycał,
Był ”komplet” w Rzeszowie i złoto w Pardubicach.
W roku 2002 coraz wyżej po drabinie żużlowej się wspinał,
Nie wiemy co by było, gdyby nie tragiczny w Lesznie finał.
Pozwalały w następnym roku zapominać o kłopotach,
Finały w Pile i w Rybniku, bo były w blasku złota.
Sezon 2004, który miał również miłe chwile,
Zakończył się drugim miejscem w Turnieju Gwiazdkowym w Pile.
Rok 2005, który czas seniorski otwierał,
Zakończył wygraną, w australijskich Turniejach Maugera.
Zamiast cieszyć się urokami świata i korzystać z życia czaru,
Postanowił w sezonie 2006 przenieść się do innego wymiaru.
Dziękujemy za wyścigi, które radość dawały,
Szkoda, że nam zostały już tylko Twoje Memoriały.
[b][i] Józef Cycuła
[/i][/b]