- Obiecuję, że ten mecz w Częstochowie znacznie będzie się różnił od tego, jaki obejrzeliśmy w rundzie zasadniczej. W play - off pokażemy się z zupełnie innej strony. Przewiduję, jaki tor zastaniemy pod Jasną Górą i tym razem nie damy się zaskoczyć - mówił na konferencji prasowej po meczu w Lesznie Czesław Czernicki.
Słowa leszczyńskiego szkoleniowca znalazły odzwierciedlenie w widowisku, jakiego świadkami stali się żużlowi kibice 28 września w Częstochowie. "Byki" zaprezentowały się, jako całkowicie odmieniona w stosunku do fazy zasadniczej ekipa. Wszyscy żużlowcy przyczynili się do triumfu nad faworyzowanymi gospodarzami i dorzucili swą cegiełkę decydującą o awansie do finału DMP 2008r.
Niemałym zaskoczeniem jest informacja o tym, że zespół, który tak niedawno, bo na początku sierpnia poległ pod Jasną Górą różnicą aż 20 punktów, tym razem całkowicie poskromił miejscowe "Lwy" wygrywając 50:40. Tak olbrzymia różnica to nie dzieło przypadku, lecz efekt ciężkiej pracy i prawidłowo wyciągniętych po wcześniejszej przegranej wniosków. A właśnie za takie cechy na słowa uznania zasłużyli zawodnicy Unii Leszno i prowadzący ich szkoleniowiec.
Pojedynek leszczyńsko - częstochowski to doskonały wzorzec dla włodarzy żużlowych klubów. Stanęły tu przecież naprzeciw siebie dwie ekipy prezentujące w 2008 roku skrajne koncepcje budowy składu.
Z jednej strony naszpikowany dwiema gwiazdami światowego speedwaya Włókniarz. Broniący barw "Lwów" Nicki Pedersen i Greg Hancock to w tym roku czołowi pod względem skuteczności jeźdźcy Ekstraligi. Na drodze do finału tak skonstruowanego zespołu stanęła leszczyńska Unia, w której szeregach próżno szukać tuzów rangi duńskiego mistrza świata.
Leigh Adams to wprawdzie zawodnik znakomity, ale w obecnym sezonie nie błyszczy w cyklu GP, a i w lidze zdarzają mu się wpadki. Krzysztof Kasprzak w boju o indywidualne mistrzostwo świata dość szybko poległ, a w rozgrywkach na polskich torach radził sobie ze zmienną skutecznością. Damianowi Baliński nie można odmówić ambicji i woli walki, jednak te nie zawsze przekładają się na dorobek punktowy. Na podstawie przebiegu niemal już całego sezonu stwierdzić można, iż jedynie Jarosław Hampel to zawodnik, który nie zawodził leszczyńskich włodarzy w 2008 roku. Do słynnego już biało - niebieskiego kwartetu dołączyć trzeba walecznych Juricę Pavlica i Przemysława Pawlickiego oraz znacznie mniej widocznych Troya Batchelora i Roberta Kasprzaka.
Bez wątpienia jednak to właśnie drużyna oparta na wyrównanym składzie i współpracujących ze sobą partnerach wykazała swą wyższość. Dwumecz Unii z Włókniarzem zasłużenie i zdecydowanie wygrały "Byki", a ich siła tkwiła w składzie pozbawionym wybijających się gwiazd, a zamiast tego opartym na zgranym kolektywie.
O skuteczności pary Krzysztof Kasprzak - Damian Baliński przekonywać nie trzeba. Choć zdarzają im się wyścigi słabsze, to w ogólnym rozrachunku niejednokrotnie ich zdobycze dają zespołowi Czesława Czernickiego przewagę nad rywalami. To samo powiedzieć można o świetnie współpracującym z młodymi kolegami Jarosławie Hampelu. Zarówno z Przemysławem Pawlickim, jak i z Juricą Pavlicem "Mały" potrafi stworzyć na torze skuteczny duet. Co do postawy Chorwata, dość przypomnieć, iż w starciu z Włókniarzem właśnie on wraz z Leigh Adamsem przypieczętował sukces mistrzów z Leszna.
Włókniarz Częstochowa bazujący na porażającym skutecznością Nicki Pedersenie i sympatycznym Gregu Hancocku, pomimo że fazę zasadniczą zakończył na czele tabeli do finału się nie dostał. Cóż z tego, że Duńczyk wygrywa właściwie każdy wyścig, skoro jego partner z pary niemal zawsze przyjeżdża na końcu stawki. W ten sposób gonitwę można co najwyżej zremisować, a to do meczowego triumfu nie wystarczy. Nawet jeśli indywidualny mistrz świata zdobywa tak jak w Lesznie komplet 21 "oczek", to do sukcesu całej ekipy potrzeba i tak ponad drugie tyle i w efekcie świecąca jasno i wyraźnie gwiazda Pedersena przyćmiewa pozostałych członków drużyny.
Wnioski z konfrontacji Unii z Włókniarzem zarówno żużlowi włodarze, jak i kibice powinni sobie sami wyciągnąć. Faktem jest jednak, że fani z Leszna na pewno dziś są niezwykle wdzięczni swym działaczom, że zbudowali wyrównany zespół, zamiast teamu z kolosem, ale na glinianych nogach.