Stelmet Falubaz rozpędzony na całego. "Jesteśmy teraz zupełnie inną drużyną"

Zespoły, które wygrywają rundę zasadniczą, mają zwykle problemy, by udowodnić swoją wyższość w play-offach. Znakomitą okazję, by zadać kłam tej teorii ma w tym roku Stelmet Falbazu Zielona Góra.

Uśpiona lokomotywa

Gdyby drużynę Rafała Dobruckiego porównać z lokomotywą, powiedzielibyśmy, że rozpędzała się ona powoli. Pomimo wielkiego potencjału, maszyna nie pracowała wcale na swych najwyższych obrotach. Węgiel do pieca zaczęto dorzucać dopiero w połowie rozgrywek - by maksymalna prędkość osiągnięta została w kluczowej fazie sezonu.

Można się jednak zastanawiać, czy było to aby na pewno działanie celowe. Nikt nie zakłada, że Stelmet Falubaz chciał przegrać na własnym torze z Unibaksem Toruń. Kwietniowa porażka była niewątpliwie plamą na zielonogórskim honorze. Niechętnie do tamtego spotkania powraca myślami sam Rafał Dobrucki, mówiąc: - Na meczu z Toruniem u nas nie byliśmy jeszcze tą drużyną, co w tej chwili. Mieliśmy wtedy słabszy okres i pod tym kątem to rozpatruję. Później nie przegraliśmy już w rundzie zasadniczej ani jednego mecz u siebie.

Stelmet Falubaz jest obecnie o wiele mocniejszą drużyną, niż na początku sezonu
Stelmet Falubaz jest obecnie o wiele mocniejszą drużyną, niż na początku sezonu

Faktem jest, że zespół z Grodu Bachusa znajdował się przez wiele tygodni w cieniu Unibaksu Toruń. Przyczyną nie była jedynie wspomniana porażka na własnym torze. Przyczyniły się także do tego mecze z innymi drużynami. Falubaz boleśnie wypunktowała Unia Tarnów, wygrywając na własnym torze 58:32. Jeden z niewielu słabych występów przytrafił się wówczas Jarosławowi Hampelowi. Reprezentant Polski nie odnalazł się na torze Marka Cieślaka, gdzie zdobył zaledwie sześć punktów. Wiele do życzenia pozostawiała także postawa zielonogórzan w Gorzowie (40:50) oraz Wrocławiu (45:45).

Uśpiona dotychczas lokomotywa zaczęła się budzić do życia dopiero w czerwcu, gdy

zawitała do Częstochowy. Wyjazdowa niemoc zespołu Rafała Dobruckiego została wówczas przełamana. Mimo że gospodarze przystąpili do meczu w swoim optymalnym składzie, przegrali ze Stelmet Falubazem sześcioma punktami. Nie licząc słabego meczu przeciwko PGE Marmie Rzeszów (wygrana na własnym torze zaledwie dwoma oczkami), kibice z Grodu Bachusa mieli z każdym tygodniem coraz więcej powodów do zadowolenia.

Rozpędzeni na całego

Zielonogórzanie zdołali zdetronizować nawet Unibax Toruń. Osłabione brakiem Chrisa Holdera Anioły uległy na własnym torze 44:46 i na pocieszenie obroniły jedynie punkt bonusowy. W mediach zaczęto wówczas spekulować, czy żużlowcom Rafała Dobruckiego zależy na tym, by wygrać rundę zasadniczą. Istniało w końcu duże prawdopodobieństwo, że w takim przypadku udadzą się na półfinał do Tarnowa. - Nie będziemy niczego kalkulować - zaznaczał trener zielonogórzan. Na jego słowa wielu patrzyło z niedowierzaniem.

Zielonogórzanie wiedzieli jednak, że są znacznie mocniejsi niż na początku sezonu. Lokomotywa, której do maksymalnej prędkości brakowało już niewiele, nie miała obaw, by zjawić się ponownie w Tarnowie. Słowa "jesteśmy teraz zupełnie inną drużyną" okazały się prawdziwe.

Półfinał pokazał, że wynik z rundy zasadniczej, gdy Unia Tarnów rozbiła Stemet Falubaz 26-ma punktami, był nieporozumieniem. Drużyna Rafała Dobruckiego przegrała z Jaskółkami zaledwie czterema oczkami, robiąc tym samym wielki krok ku temu, by znaleźć się w finale. Nie oznacza to jednak, że zwycięzca rundy zasadniczej nie znajdował się w tarapatach. Tarnowianie prowadzili już w meczu dziesięcioma punktami, a strata - być może dzięki dorzuceniu węgla do pieca - została zniwelowana dopiero w biegach nominowanych.

W starciu z zielonogórską lokomotywą, tarnowianie nie mieli większych szans na awans do finału
W starciu z zielonogórską lokomotywą, tarnowianie nie mieli większych szans na awans do finału

Wygrywając rewanż 53:37, Stelmet Falubaz w wielkim stylu wjechał do finału. - Życzę zielonogórzanom złotego medalu - powiedział Marek Cieślak, trener przegranych. Można odnieść wrażenie, że drużynie z Grodu Bachusa do pełni szczęścia brakuje jednego zawodnika. Zarówno w Tarnowie, jak i na własnym torze, zwycięzcy rundy zasadniczej nie mogli liczyć na Jonasa Davidssona. Szweda, który nie zdobył w tych meczach ani jednego punktu, ma zastąpić w Toruniu Adrian Gomólski.

"Bez liderów ani rusz" - brzmiał tytuł artykułu po jednym z wygranych meczów Stelmet Falubazu. Zdanie to powinno przyświecać tej drużynie także w finale. Jak pokazuje obecny sezon, końcowy wynik zespołu uzależniony jest w dużej mierze od czwórki liderów - Jarosława Hampela, Piotra Protasiewicza, Patryka Dudka i Andreas Jonsson. O ile lokomotywa nie dostanie zadyszki w Toruniu, powinna zjawić się na stacji w Zielonej Górze ze złotym medalem.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Komentarze (66)
avatar
czarna ----
15.09.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
W Toruniu leje dosłownie ,tor idealny pod koło to Ward dzis bryluje ,na łukach folia:( 
avatar
JacaZG
15.09.2013
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Szacun dla Piotrka Protasiewicza, ktory przed wyjazdem do Torunia "podskoczyl" do Berlina i zabral z firmy DHL 4 silniki od Petera Johnsa dla zawodnikow z Torunia...Silniki zaginely po drodze i Czytaj całość
avatar
bravo333
15.09.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pyra ma faktycznie zamiast mozgu pyre.Obstawiam dzis nasza przegrana 48>42.pozdrawiam normalnych 
avatar
dupcyngiel
15.09.2013
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Dziękujemy ,ale zarówno Wasz jak i nasz mecz będą bardo ciężkie. Jestem zaniepokojony formą Griszki. Typuje Tarnów- Czewa 48:42
Toruń- Zielona G. 49-41 
avatar
JacaZG
15.09.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Za Gomólskiego jedzie jednak J.Davidsson