Michał Wachowski Czy dokonane we wtorek zmiany w zarządzie GTŻ można uznać za konsekwencję braku awansu do ENEA Ekstraligi?
Zbigniew Fiałkowski: Nie, to konsekwencja poprzedniego walnego zgromadzenia. Nasza kadencja się skończyła i te zmiany nie są spowodowane brakiem awansu do Ekstraligi. We wtorek wybraliśmy nowego prezesa GTŻ, ale jeszcze raz podkreślam, że nie ma to żadnego związku z wynikiem sportowym.
Kilka tygodni temu porównywał pan formę drużyny do sinusoidy. Niestety w tym decydującym meczu sezonu kreska poszła wyraźnie w dół.
- Tak, rzeczywiście tak powiedziałem i niestety miałem rację. Tego, że ta sinusoida spadnie tak nisko w meczu w Gdańsku, nikt z nas się jednak nie spodziewał. Mamy dużą czkawkę po tym spotkaniu, ale musimy pracować dalej. Cóż możemy teraz zrobić. Pozostaje nam budowanie składu zespołu na przyszły sezon. Rafał Wojciechowski został prezesem GTŻ i będzie się zajmował szkoleniem dzieci oraz młodzieży, a także pracą stowarzyszenia. My bierzemy się natomiast dalej za GKM.
Czy wiadomo już, jaka będzie pańska rola w tym przedsięwzięciu?
- Na tę chwilę tego nie wiem. Zarówno ja, jak i pan Cichoracki jesteśmy nadal członkami rady nadzorczej. W środę mamy posiedzenie i będziemy dyskutować o tym co dalej. Jeśli chodzi o Rafała, to będzie musiał zapoznać się z rzeczami, które czekają go w najbliższym czasie. Mowa tu o rozliczeniu dotacji z Urzędem Miejskim, a także kwestia przygotowania aplikacji na kolejne środki w przyszłym roku. Jeśli chodzi o radę nadzorczą GKM, to dużo mądrzejsi będziemy po nadchodzącym spotkaniu.
Domyślam się, że priorytetem jest teraz to, by wszystkie zaległości finansowe zostały uregulowane.
- One muszą zostać uregulowane i o to właśnie chodzi. My żadnych zaległości w stosunku do innych podmiotów nie mamy, tylko w stosunku do zawodników. By podsumowywać właśnie zakończony sezon jest jeszcze za wcześnie. Pracujemy już nad tym, co czeka nas w przyszłości. Przed nami ostatnia w tym roku impreza, Puchar Prezydenta, ale myślami jesteśmy też przy kolejnym sezonie. We wtorek udało nam się przedłużyć kontrakty z dwoma zawodnikami, Norbertem Kościuchem i Andrijem Karpowem.
Mimo braku awansu, nie można spisywać tego sezonu na straty. Drużyna zaprezentowała się z dobrej strony i odniosła wiele cennych zwycięstw, o których kibice z pewnością szybko nie zapomną.
- Sezon pod względem widowiskowo-sportowym był rzeczywiście bardzo ciekawy. Cały czas byliśmy w grze o awans do Ekstraligi. Przeżywaliśmy lepsze, jak i gorsze chwile. Dobrze wspominamy chociażby mecz rundy zasadniczej, gdy wygraliśmy w Gdańsku. Do samego końca liczyliśmy, że ten upragniony awans dla Grudziądza będzie. Ostatecznie się nie udało, ale taki jest sport. Zakończyliśmy sezon na drugim miejscu w I lidze, czyli można powiedzieć, że na dwunastym w Polsce. Każdy sam musi ocenić, jaki ten sezon był w porównaniu do lat wcześniejszych. Mimo braku awansu, był on naprawdę dobry.
Czego pana zdaniem do tego awansu zabrakło? Chyba nie można powiedzieć, że wszystko zostało zaprzepaszczone tylko ostatnim meczem w Gdańsku.
- Nie było postawionej przez nas kropki nad "i". Tak jak mówiliśmy nieraz, zaważył także mecz w Grudziądzu, który z Wybrzeżem przegraliśmy. Gdybyśmy wtedy wygrali, to byłoby zupełnie inaczej. Gdybanie jest jednak bezsensowne. Cały czas byliśmy blisko tego pierwszego miejsca i wiedzieliśmy, że kluczowy będzie ostatni mecz w Gdańsku. To dlatego wszyscy patrzą właśnie na to ostatnie, wysoko przegrane przez nas spotkanie, które zadecydowało o tym, że nie udało nam się awansować.
Z Ekstraligi spadły PGE Marma, Lechma Start Gniezno i Polonia Bydgoszcz. Rywalizacja w I lidze będzie zatem jeszcze bardziej emocjonująca.
- To prawda, zresztą z roku na rok jest coraz ciekawiej. Nim to nastąpi, musimy się jednak rozliczyć z naszymi zawodnikami, złożyć aplikację o licencję w 2014 roku i pomyśleć o budowaniu składu. Pewnie w lutym przyszłego roku będziemy już wiedzieć o składach poszczególnych drużyn i wtedy będziemy mówić o celach na sezon. Dziś o tych celach wspominać na pewno nie będziemy.
Podpisanie nowych kontraktów z Kościuchem i Karpowem jest dobrym prognostykiem na przyszłość.
- To bardzo dobrze świadczy o zawodnikach, bo ich rozmowy z nami trwały w sumie z dziesięć minut. Były krótkie, przede wszystkim rzeczowe. Obaj chcą tu dalej jeździć i jeszcze coś udowodnić. Przyszłość może napawać optymizmem, przynajmniej w przypadku tych dwóch zawodników.
Chyba zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że runda finałowa odstawała poziomem od pierwszej części sezonu. Oglądaliśmy wiele jednostronnych pojedynków, a przynajmniej dwie drużyny przystępowały do meczów poważnie osłabione.
- Rzeczywiście tak, ale nie będę oceniał zachowań moich kolegów, prezesów innych klubów. Robili to, co było najlepsze dla ich własnych drużyn. Nie widzieli szansy na dalszą walkę o Ekstraligę i patrzyli na swoją sytuację finansową. My z Lubelskim Węglem w Grudziądzu też mogliśmy pojechać zupełnie innym składem i też byśmy ten mecz wygrali. Robert Kempiński uznał jednak, że to spotkanie będzie dla naszych zawodników dodatkowym treningiem. W związku z tym ściągnęliśmy cały zespół, który miał gwarantować dobry wynik w Gdańsku. Jeśli chodzi o Lokomotiv, to ta drużyna zmagała się z poważnymi kontuzjami, z kolei Darek Sprawka z Lublina ratował finanse klubu. Grudziądz i Wybrzeże walczyły do końca o awans i ostatecznie udało się to drużynie z Gdańska. Trzeba pogratulować rywalom i patrzeć dalej. Tak jak kiedyś powiedziałem, w sporcie powinno się być pokornym.
Być może takie podejście zaprocentuje w przyszłości?
- Tak, ale GKM niestety na ten awans czeka już bardzo długo...
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!