Komisarze toru: Słuszna idea, którą psuje nadgorliwość?

Zdjęcie okładkowe artykułu:  / Rozmoczony tor żużlowy z powodu opadów deszczu
/ Rozmoczony tor żużlowy z powodu opadów deszczu
zdjęcie autora artykułu

W obecnym sezonie głośno było nie tylko o zawodnikach, prezesach czy trenerach. Równie często mówiono o komisarzach toru. Nie ulega wątpliwości, że wprowadzona funkcja wzbudziła wiele kontrowersji.

W tym artykule dowiesz się o:

Zbyt duża samowolka klubów Jeszcze przed startem rozgrywek można było się spodziewać, że nowe rozwiązanie otrzyma tyle samo pochwał, co głosów sprzeciwu. Z samą ideą, dla której powołano komisarzy toru, kłócić się nie można. Jak podkreślali sami pomysłodawcy, chodziło im głównie o bezpieczeństwo zawodników. Tory przygotowywane na mecze ligowe pozostawiały niejednokrotnie wiele do życzenia. Działo się tak m.in. dlatego, że kluby przygotowywały je bez większej kontroli z zewnątrz. Sytuację do góry nogami odwróciły jednak zmiany w regulaminie rozgrywek. Samowolka, o jakiej można było mówić do tej pory, odeszła w niepamięć. Nad pracami na torze przed każdymi zawodami czuwał bowiem komisarz toru. - Statystyki wypadków i odniesionych kontuzji w polskiej lidze mówią wprost, że wprowadzenie komisarzy było strzałem w dziesiątkę. Poważnych kontuzji było naprawdę niewiele - uważa prezes ENEA Ekstraligi, Wojciech Stępniewski. Jednocześnie nie pozostaje on jednak głuchy na głosy sprzeciwu. - Trzeba nadal szkolić komisarzy torów, pokazać to, gdzie powinni się bardziej przyłożyć. Nikt nie mówi, że to w tym sezonie było w 100 proc. doskonałe - mówi. Zdaniem wielu osób ze środowiska żużlowego, to właśnie nowo wprowadzona funkcja jest odpowiedzialna za liczne niespodzianki w trakcie sezonu ligowego.

- Wprowadzenie komisarzy było strzałem w dziesiątkę - uważa Wojciech Stępniewski
- Wprowadzenie komisarzy było strzałem w dziesiątkę - uważa Wojciech Stępniewski

Większych zastrzeżeń do komisarzy toru nie mieli torunianie czy częstochowianie. Najbardziej protestowano natomiast w Lesznie. - Tor moim zdaniem powinien być atutem gospodarzy, a tak nie jest. Inaczej było w poprzednich sezonach i zawodnicy zupełnie inaczej się czuli na własnym torze - mówił po jednym z przegranych meczów młodzieżowiec Fogo Unii, Piotr Pawlicki. Faktem jest, że leszczynianie mieli problemy z przygotowaniem toru, który zadowalałby zarówno ich, jak i komisarza. - Nie ma sensu, byśmy trenowali w sobotę, bo w niedzielę tor i tak będzie zrobiony inaczej - lamentowali zawodnicy Byków po kolejnej porażce na własnej torze. Zbyt duża ingerencja w przygotowanie nawierzchni do zawodów to główny zarzut, jaki pojawia się w stosunku do komisarzy. W kilku sytuacjach uwidoczniła się także ich bezradność. Stało się tak chociażby podczas meczu pomiędzy Fogo Unią a PGE Marmą Rzeszów. Choć tor został zaakceptowany przez komisarza i przyjęty przez sędziego, goście odmówili startu w tym spotkaniu. Argumentowano to tym, iż tor w Lesznie był niezgodnie z regulaminem zbronowany. Rację rzeszowianom przyznał po części Trybunał PZM, nakładając zdecydowanie większą karę finansową na leszczynian. [nextpage]

Wiele kontrowersji wzbudziło także zdarzenie po meczu Fogo Unii ze Stelmet Falubazem. Gospodarzom zarzucono bowiem błąd w sztuce przygotowania toru. Nie wiadomo natomiast, dlaczego odpowiedzialność za całe zdarzenie nie spadła na barki komisarza, odpowiedzialnego za jego prawidłowe przygotowanie. - Sama idea, żeby ktoś nadzorował prace na torze jest słuszna, ale pojawia się właśnie pytanie o dokładną rolę takiej osoby - uważa Marek Cieślak. Rola ta - z czym zgadzają się przedstawiciele wielu klubów - jest niedopracowana. Oprócz leszczynian czy tarnowian, zastrzeżenia do pracy komisarzy miała chociażby prezes PGE Marmy, Marta Półtorak. Narzekała bowiem na to, że komisarze preferują przygotowywanie twardych torów. Jej drużyna osiągała z kolei lepsze wyniki na lekko przyczepnych nawierzchniach. - Uważam, że granica przyczepności się zawęziła. Nadal są "betonowe tory". Takim przykładem, który obrazuje to najbardziej, jest Gniezno. Nie ma za to już torów gumowych i kopnych. W większości przypadków nie ma po prostu torów niebezpiecznych - stwierdził Krzysztof Cegielski. W najbardziej dosadny sposób wypowiedział się natomiast trener Lechma Startu Gniezno, Stefan Andersson. - Po pierwsze mamy ten pieprz***, głupi przepis o komisarzu pojawiającym się na torze już 8 godzin przed meczem. Tylko w Polsce takie gów** może mieć miejsce. Nie możemy zrobić z nawierzchnią tego, co chcemy, a chcemy, żeby był do walki - lamentował po porażce na własnym torze z Dospel Włókniarz Częstochowa.

- Tylko w Polsce takie gów** może mieć miejsce - powiedział o funkcji komisarza Stefan Andersson
- Tylko w Polsce takie gów** może mieć miejsce - powiedział o funkcji komisarza Stefan Andersson

Komisarze "podpadli" także późniejszemu mistrzowi kraju - Stelmet Falubazowi. - Mieliśmy bardzo dużo pracy z torem od rana. Pan komisarz groził nam nawet walkowerem, bo było za dużo wody. Musieliśmy ściągnąć naprawdę sporo nawierzchni. Można powiedzieć, że to, co przygotowaliśmy, było niespodzianką dla wszystkich. Przed próbą toru żaden z naszych zawodników nie przejechał nawet jednego kółka - mówił po meczu z Fogo Unią prezes Marek Jankowski. Jak zauważa Jacek Gajewski, pracę komisarzy toru, jak i organizatorów meczu, utrudnia problematyczny regulamin. - Dochodzę do wniosku, że Ekstraliga chce się czasami zachowywać jak Big Brother. Zapis regulaminu, że kiedy mecz jest zagrożony, to przez dwa dni na torze nie można nic zrobić, jest bezsensowny - powiedział nasz ekspert po zamieszaniu wokół meczu pomiędzy Fogo Unią a PGE Marmą. Zbyt duża samowolka... komisarzy? Pomimo zastrzeżeń, jakie można mieć do pracy komisarzy toru, można być pewnym, że funkcja ta nie zostanie w najbliższym czasie zniesiona. - Myślę, że będzie z tym coraz lepiej - powiedział Wojciech Stępniewski, który uważa wprowadzenie komisarzy toru za jedno z najlepszych rozwiązań, jakie zawitało w ostatnich latach do Ekstraligi. Jak podkreślał w magazynie emitowanym przez stację nSport, rozwiązanie to popiera zdecydowana większość uczestników rozgrywek. Możliwe, że kompetencje komisarzy powinny być nieco ograniczone. - Nie powinno się nam narzucać, na jakim chcemy jechać torze - mówił w trakcie sezonu żużlowiec Fogo Unii, Grzegorz Zengota. Zadania takowych osób mogłyby ograniczać się do kontrolowania prac przy newralgicznych miejscach na torze. Nadgorliwość komisarzy zauważył chociażby Krzysztof Cegielski, mówiąc: - Osobiście nie podoba mi się, że dochodzi do sytuacji, że komisarz ingeruje w przygotowanie startu czy pierwszych 30 metrów, a takie słuchy mnie dochodzą. To dotyczy także wyjść z łuków. Tor powinien być odpowiednio przygotowany w miejscach newralgicznych i taka powinna być rola komisarza. Istotne są w tym przypadku wejścia w łuki i środek łuku. Tam może się coś wydarzyć. Takim miejscem nie jest jednak na pewno pole startowe.

- Osobiście nie podoba mi się, że dochodzi do sytuacji, że komisarz ingeruje w przygotowanie startu czy pierwszych 30 metrów - tłumaczy Cegielski
- Osobiście nie podoba mi się, że dochodzi do sytuacji, że komisarz ingeruje w przygotowanie startu czy pierwszych 30 metrów - tłumaczy Cegielski

Co należy zrobić, żeby funkcja komisarza toru nie wzbudzała aż tylu kontrowersji? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach.

Źródło artykułu: