Grzegorz Drozd: Żywioł na pełny płyn

W czeskich Pardubicach odbył się kolejny żużlowy maraton dla koneserów plochej drahi. Dopisała pogoda, kibice i widowisko. Emocji nie brakowało. Pyszny żużel i pyszny weekend, jak czeskie trdelniki.

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd

W tym roku na całość imprezy złożyły się trzy mityngi. Oprócz tradycyjnej Zlatej Stuhy i Zlatrej Prilby odbył się finał drużynowych mistrzostw świata juniorów. Nie po raz pierwszy zresztą. Osiem lat temu pierwsza edycja tej imprezy odbyła się właśnie w Pardubicach. Wtedy nasi młodzieżowcy nie mieli najmniejszych problemów ze zgarnięciem całej puli. Od tamtej pory rok w rok na polskich juniorach ciąży nieustanna presja zwycięstw. - To już jest nieco męczące. Nie mówi się o niczym innym jak tylko wygrać i wygrać - narzekał do mnie przed zawodami przewodniczący GKSZ Piotr Szamański. - Ale my chcemy - odpowiedzieli mi chwilę później w luźnej rozmowie kibice z Rydzyny koło Leszna, którzy do Pardubic przyjeżdżają co roku. - Takie prawo kibica – pomyślałem. I trudno się dziwić takiej postawie.

Kibice przyjeżdżają po to, żeby oglądać zwycięstwa pupili i nie interesuje ich, że będzie to trzydzieste zwycięstwo pod rząd. Pozostaje zacisnąć zęby i walczyć. Tak też było. Polacy ostatecznie przegrali twardy bój o złoto z Duńczykami. Tragedii nie robił trener naszej reprezentacji Marek Cieślak. Winę na siebie wziął smutny Piotrek Pawlicki. - Kibice od kilku lat niemal w ciemno żądają od nas samych zwycięstw. Chciałbym przypomnieć, że wiele z tych wygranych to nie był spacerek. Często wygrywaliśmy rzutem na taśmę, po stosowanych jokerach lub nagłych zmianach pogody. To nie jest tak, że złote medale wpadają nam łatwo - podkreśla Marek Cieślak.

Już piątkowe zawody były zapowiedzią, że na Svitkowie nie zabraknie dobrego widowiska. Organizatorzy przed kilkoma laty zmienili formułę rozgrywania Zlatej Stuły i na wzór niedzielnej rywalizacji młodzieżowcy stają pod taśmą również w szóstkę. Wygrał Timo Lahti, roześmiany blondyn, który marzy o sukcesach na miarę swojego rodaka Kaia Niemi. Skromny bus Fina zaparkowany pod stadionem uwidaczniał, że Lahti do potentatów finansowych nie należy. Liczne wymienione kluby, w których startuje uwidocznione na drzwiach pojazdu Lahtiego udowadniają, że jest to pracowity i ambitny chłopak. W Pardubicach pokazał się z bardzo dobrej strony. Jeździł bojowo i nieźle technicznie. Zabrakło szybkości i cwaniactwa. Ciekawy materiał na klasowego zawodnika w przyszłości.

Zlata Prilba to święto, które ma swoje rytuały. Oprócz żużla obowiązkiem jest czeskie piwo, czerwona kiełbasa z dodatkiem papryczki, czy langosz. - Jedzą na ostro i żużel jest tu ostry. Na ostre łokcie – śmieje się Marcin z Łodzi, który nieprzerwanie zjeżdża na Svitków od 15 lat. - Na deser polecam wspaniały wypiek, czyli trdelniki. Drożdżowe ciasto cienko rozwałkowane i zawijane na drewniane wałki. Wszystko przygotowywane jest na oczach konsumenta – chwali Marcin. Na trybunach obok miejscowych Czechów dominują Niemcy. Ale podobnych do Marcina zagorzałych sympatyków Prilby z naszego kraju nie brakuje. Każdy z rozrzewnieniem podlicza, która to już jego Prilba w wyjazdowej karierze. Ile razy był pod rząd i kiedy po raz pierwszy zawitał na Svitków. Jednym z rekordzistów jest były sędzia żużlowy Marek Smyła, który po raz pierwszy w Pardubicach był w 1975 roku. Nieprzerwanie od 1982 roku na ZP pojawia się pan z Kazimierz z Poznania, który trzydzieści lat temu przyjechał dopingować młodego Jankesa. Doping był na tyle skuteczny, że Unista był o krok od zwycięstwa. W finale na dystansie dał się ograć Jurkowi Stanclowi. Była to już piąta rekordowa wygrana Stancla w tych zawodach. Sympatyczny Jurko wydał właśnie książkę, którą osobiście podpisywał w trakcie zawodów. Z seniorem Stanclem odbyłem długą rozmowę na temat przeszłych i obecnych bolączek czeskiego żużla. A tych nie brakuje. Ale to temat na osobny artykuł.

Innych legend naszych sąsiadów oczywiście nie zabrakło. Antonina Kaspera seniora, który jako ostatni wygrał na trawiastym torze w 1963 roku. Junior Antonin, którego od siedmiu lat niestety nie ma już wśród nas, poszedł w ślady ojca i wygrał w 1991 roku. Ostatnim czeskim zdobywcą Prilby był Tomas Topinka w 1996 roku. W finale pokonał plejadę asów z Nielsenem i Rickardssonem na czele. Niestety kariera Tomasa, który również był obecny w Pardubicach, zaliczyła wiele zakrętów i nie sięgnął po sukcesy na miarę swojego talentu. Był oczywiście sensacyjny triumfator z 1973 roku - Milan Spinka, a także Jan Schinagl, czy Vaclav Milik, który po zawodach nie stronił od długich rozmów z polskimi kibicami. Popularny Vaszek czuwa nad rozwojem kariery syna, zadziornego Vaclava juniora – największej nadziei czeskiego speedway’a.

Sen Olsena o Jawie

Po juniorskich przedbiegach przyszedł czas na główne danie - 65. Zlata Prilba. Na starcie nie zabrakło zachodnich oraz polskich asów. Przygodę z Prilbą przez zachodnie gwiazdy zaczęli Barry Briggs i Ove Fundin w połowie lat sześćdziesiątych. Nie stało się to przypadkowo. W 1964 roku miejsce rozgrywania Zlatej Prilby przeniesiono z starego trawiastego hipodromu na nowy krótszy żużlowy obiekt, który służy do dziś. Po wtóre Briggs i Fundin ściśle współpracowali z czeską fabryką ESO. Jeździli na czeskich silnikach, a Briggs zajmował się kolportażem na Wyspy Brytyjskie. To wszystko spowodowało, że coraz więcej sławnych nazwisk przedzierało się przez żelazną kurtynę. Fundin w Prilbie triumfował w 1967 roku. Briggs pomimo dużych starań nie zdołał wygrać. – Byłem nieco za ciężki na ten długi tor – wspomina po latach Briggs. Jego młodszy kolega z reprezentacji Ivan Mauger, prawdziwa legenda żużlowych torów, sześciokrotny mistrz świata, fabryczny jeździec Jawy przez wiele lat próbował zgarnąć charakterystyczny zloty kask. Brak zwycięstwa przez Maugera w Prilbie to jedna z największych ciekawostek w historii żużla. Rekordzistą pod względem wygranych został uczeń Ivana, Duńczyk Ole Olsen. Great Dane siedem razy stawał na najwyższym stopniu podium. – W moim pierwszym finale indywidualnych mistrzostw świata we Wrocławiu w 1970 roku po pierwszym wygranym starcie rozleciał się mój najlepszy silnik. Byłem załamany. Wtedy podeszli do mnie przedstawiciele Jawy i zaproponowali mi udział w Prilbie. Główną nagrodą był nowy motocykl. Dostałem propozycję nie do odrzucenia i zdecydowałem się pojechać – mówi Olsen. Determinacja Duńczyka zaprocentowała. Zwyciężył przed miejscowym asem Miroslavem Verneren i tak zaczęła się wielka przygoda Olsena z Pardubicami.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×