Licencja nadzorowana ratunkiem dla klubów? Półtorak: A pieniądze spadną z nieba?

Marta Półtorak nie rozumie pomysłu wprowadzenia licencji nadzorowanej, która dawałaby szansę klubom zmagającymi się z problemami finansowymi na występy w lidze. - To kolejny absurd - twierdzi.

W uzasadnionych przypadkach Prezydium ZG PZM może wydać licencję nadzorowaną, umożliwiającą start klubu w rozgrywkach danej klasy rozgrywkowej, jednocześnie określając warunki programu naprawczego tego klubu. W przypadku niespełnienia przez klub warunków określonych przez Prezydium ZG PZM licencja nadzorowana wygasa.

Ten pomysł budzi wiele kontrowersji. Jednym z jego przeciwników jest prezes PGE Marmy Rzeszów, Marta Półtorak. - Jak słyszę niektóre pomysły regulaminowe, to aż włos się na głowie jeży. Regulamin sportu żużlowego puchnie. Wydaje mi się, że już Biblia jest materiałem mniej obszernym. To jest coś niesamowitego. Jak można komplikować rzeczy, które jeszcze do niedawna były proste i przejrzyste? Sytuacja powinna wyglądać tak jak z przedsiębiorstwami. Jedne działają lepiej, inne gorzej. Te, którym wiedzie się nie najlepiej, ogłaszają upadłość i wtedy można mówić o planie naprawczym. Co ma jednak oznaczać licencja nadzorowana? Kto nad tym będzie sprawować kontrolę? Uważam, że prawo im prostsze, tym bardziej czytelne i łatwiejsze do przestrzegania i wykonywania. Teraz w polskim żużlu dzieją się rzeczy niebywałe - przekonuje Marta Półtorak.

Szefowa rzeszowskiego klubu zastanawia się, jak zostanie rozwiązana sytuacja klubów, które uzyskają licencję nadzorowaną, a ich kondycja finansowa nie ulegnie poprawie. Takie drużyny, w jej odczuciu, będą startować w lidze kosztem dobrze zarządzanych klubów, które nie mają problemu z systematycznym regulowaniem swoich zobowiązań. - Taka sytuacja jest bardzo nie w porządku. Mieliśmy kluby, które reanimowano na siłę. Zaciągało się nowe zobowiązania i powiększało długi. Pytam jeszcze raz, kto ma nad tym wszystkim sprawować jakiś nadzór i jak to będzie wyglądać. Kto weźmie odpowiedzialność za taki klub, jeśli jego zobowiązania będą się powiększać? W maju może się okazać, że zaległości są dwukrotnie wyższe. Jeśli ktoś nie spłaca poprzedniego sezonu, to w jaki sposób dokona restrukturyzacji? Dogada się z zawodnikami, poobniża kontrakty, nie będzie płacić sędziom czy pieniądze spadną z nieba? Naprawdę nie wiem, skąd biorą się tego typu pomysły. Dochodzimy powoli do sytuacji, że jedne kluby muszą wypełniać zobowiązania, a inne niekoniecznie. Idziemy właśnie w tym kierunku. To jest absurdalne. Moim zdaniem takimi działaniami doprowadzamy do tego, że za chwilę w Polsce nie będzie żużla - wyjaśnia Marta Półtorak.

PGE Marma Rzeszów co roku nie ma problemu z przebrnięciem procesu licencyjnego. Prezes klubu zapowiada, że podobnie będzie i tym razem. - W Rzeszowie nigdy nie było zaległości finansowych i nigdy ich nie będzie. Chyba, że zaległościami nazywamy to, że na dany moment występuje pewne zobowiązanie, ale wynikające z tego, że nie została jeszcze wystawiona nota obciążeniowa. Pani księgowa zamiast wczoraj mogła ją też wystawić dzisiaj. Nigdy jednak zobowiązań finansowych nie było i dopóki Marma będzie sponsorem, to ich nie będzie. Poważni ludzie nie będą sobie na coś takiego pozwalać - przekonuje Półtorak. - Odnoszę wrażenie, że w Polsce kluby są karane za solidność i wypłacalność. Na łamach portalu SportoweFakty.pl Ekstraliga wypowiadała się, że otrzymaliśmy tylko trzy kary. Rzeczywiście tak było, bo resztę tych absurdalnych obroniliśmy. Karano nas za każdy mecz, tylko w skrajnie absurdalnych przypadkach byliśmy w stanie sobie poradzić i się obronić. W pewnym momencie można było dojść do wniosku, że dostaniemy karę za to, że świeci słońce. Odczuwam takie nieodparte wrażenie, że dobrze zarządzane kluby się karze albo znajduje się takie przepisy jak licencja nadzorowana. To ja tylko pytam, czy do tej pory finanse klubów nie były ściśle nadzorowane? - zakończyła Marta Półtorak.

Źródło artykułu: