Rzeszów jednym z rozwiązań - rozmowa z Dawidem Stachyrą, zawodnikiem Wybrzeża Gdańsk

Dawid Stachyra zapewnia, że mimo słabszego sezonu, poradziłby sobie w ENEA Ekstralidze. Bardziej od Wybrzeża Gdańsk, o zawodnika zabiegają jednak kluby z niższej klasy rozgrywek.

Michał Wachowski: Domyślam się, że odnośnie zakończonego sezonu ma pan mieszane odczucia. Drużynie udało się awansować do Ekstraligi, ale ze swojej postawy nie może być pan zadowolony.

Dawid Stachyra: Na pewno nie. Można powiedzieć, że cele indywidualne i drużynowe są równie istotne, ale te pierwsze są mimo wszystko ważniejsze. Nic nie szło w tym roku po mojej myśli i cieszę się, że pod koniec sezonu było już nieco lepiej. Dogadałem się ze swoimi motocyklami i dzięki temu nie kończę tego roku zdołowany. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że nie zawsze wszystko układa się tak, jakby się tego chciało. Ważne, by błędy zostały wyeliminowane i aby wszystko wróciło na właściwe tory.

W ubiegłym sezonie był pan szóstym zawodnikiem I ligi. Znakomicie spisywał się pan głównie na wyjazdach. W tym roku stały się one piętą achillesową.

- Tak to już w żużlu bywa. Jak wszystko pasuje, to jedzie się dobrze wszędzie, a gdy coś jest nie tak, słabe wyniki notuje się zarówno u siebie, jak i na wyjazdach.

A gdzie pana zdaniem leżał błąd? Zawinił sprzęt, czy też popełniono jakiś błąd w przygotowaniach do sezonu?

- Przygotowania nie mają moim zdaniem nic do tego. Nie miałem po prostu prędkości na torze i niesamowicie się męczyłem. Przerabiałem wszystkie silniki w lewo i w prawo, ale nie przynosiło to żadnego skutku. Wiadomo jak dzisiaj wygląda żużel. Jak się ma czym jechać, to się wygrywa i zdobywa medale. Gdy sprzęt staje się przeszkodą, to można w sekundę z dobrego zawodnika stać się słabym. Mi się w tym roku nie poszczęściło i na pewno będę szukać nowych rozwiązań w przyszłym sezonie.

Czy wierzy pan w pozostanie w Wybrzeżu Gdańsk? Prezes Terlecki niejednokrotnie podkreślał, że pokłada w panu duże nadzieje.

- Powiem szczerze tak: znam swoją wartość i wiem, na co mnie stać, jeśli wszystko jest dobrze poukładane. To, że sezon był może nie taki, jakbym się tego spodziewać, wcale nie oznacza to tego, że nie chciałbym spróbować swoich sił w Ekstralidze. Jeśli zdołalibyśmy dojść do porozumienia, to jestem w stanie podjąć rękawicę i dalej z Wybrzeżem walczyć o cele w lidze wyżej.

Jeśli ten plan się nie powiedzie, to chciałbym poszukać swojego szczęścia w I lidze. Mam pod nosem stadion w Rzeszowie i jest to na pewno jedno z rozwiązań. Nie ukrywam, że fajnie byłoby wrócić po paru latach do tego klubu. Mam też sentyment związany z Lublinem, gdzie przez pięć lat startowałem. W zasadzie jestem już po słowie z jednym z klubów, które startują w I lidze i wszystko wygląda naprawdę perspektywicznie. Na dniach podpiszę też kontrakt w lidze duńskiej, więc będę rozszerzał też swoją jazdę o ligi zagraniczne.

- Mam pod nosem stadion w Rzeszowie i jest to na pewno jedno z wyjść - powiedział Stachyra
- Mam pod nosem stadion w Rzeszowie i jest to na pewno jedno z wyjść - powiedział Stachyra

Czy wobec tego, że jest pan już blisko zatrudnienia w I lidze, jakiekolwiek rozmowy z Wybrzeżem będą prowadzone?

- Ja swoją gotowość na rozmowy na pewno zgłaszam i jeśli działacze będą chcieli, bym dalej w Gdańsku startował, to jakieś negocjacje na pewno się odbędą. Jeżeli okaże się, że drużyna ma inną koncepcję budowania składu na przyszły sezon, to oczywiście to zrozumiem. Czekam na ruch ze strony klubu i zobaczymy jak się wszystko potoczy.

Gdyby powrócił pan do dyspozycji sprzed roku, to odnalezienie się na torach ekstraligowych byłoby całkiem możliwe.

- Zgadza się. Gdybym nie wiedział na co mnie stać, to bym odważnych słów nie używał. Jeżeli nie mam problemów ze sprzętem, to jestem w stanie ścigać się na dobrym poziomie, co udowadniałem w latach ubiegłych. W ostatnim sezonie jednak nic w zasadzie mi nie wychodziło i wiodło mi się najgorzej od 2007 roku. Dopadały mnie niespodziewane usterki i defekty. Co gorsza, problemy nie przytrafiały mi się na treningach, tylko właśnie w trakcie meczów. Te rzeczy załamywały mnie do takiego stopnia, że mówiłem sobie, że jest to wręcz niemożliwe. Naprawdę źle się działo, ale podbudowuje mnie to do jeszcze cięższej pracy. Wiem jak wygrywać i zdobywać punkty, dlatego w przyszłym roku zamierzam to czynić.

A czy Wybrzeże - bez względu na to, czy zostanie pan w zespole, czy też nie - ma szansę na utrzymanie w Ekstralidze?

- Wszystko zależy od tego, jak prowadzone będą rozmowy i z którymi zawodnikami. Gdyby zostawić trzon tej drużyny, czyli Roberta Miśkowiaka, Tomka Jonassona, Artura Mroczkę i Krystiana Pieszczka, dodatkowo wzmacniając się jakimś dobrym zawodnikiem, to byłaby to naprawdę solidna drużyna. Żużel jest jednak sportem nieobliczalnym, dlatego ciężko tu spekulować. Może to nie najlepsze porównanie, ale PGE Marma Rzeszów, mająca w składzie Walaska, Okoniewskiego, Pavlica i Pedersena ostatecznie spadła, choć przed sezonem poza garstką ludzi nikt się tego nie spodziewał. Bez względu na to, czy będę jeździł w Wybrzeżu czy też nie, będę życzył tej drużynie sukcesu, czyli utrzymania się w elicie. Przez cały rok ciężko pracowaliśmy na to, by ten awans do Ekstraligi uzyskać i szkoda by było, gdyby zespół od razu spadł. Na pewno będę trzymał za Wybrzeże kciuki.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: