Robert Noga: Żużlowe podróże w czasie (89): Na "jaju" w Peterborough

Dawid Kujawa w 2001 roku w Peterborough sprawił olbrzymią sensację i sięgnął po tytuł indywidualnego mistrza świata juniorów. W jakich okolicznościach doszło do tego sukcesu?

Informacja, która dotarła na stadion toruńskiego Apatora była tak dalece nieprawdopodobna, że początkowo nikt nie chciał w nią uwierzyć. Akurat w Toruniu, przy pięknej, słonecznej pogodzie rozgrywany był bardzo dobrze obsadzony turniej Stamir Cup, który transmitowała TV Wizja Sport. Jakoś tak na początku turnieju, a może jeszcze przed jego rozpoczęciem nadeszła wiadomość, że a angielskim mieście Peterborough Polak zdobył tytuł indywidualnego mistrza świata juniorów!

Naszych pojechało na ten finał aż sześciu, a licząc jeżdżącego z kanadyjskim obywatelstwem Krzysztofa Słabonia nawet siedmiu. Faworytem polskiej ekipy był Rafał Okoniewski , bardzo wysoko stały akcje Jarosława Hampela. Tymczasem tytuł mistrza świata zdobył ten, na którego absolutnie nikt nie liczył i którego sam awans do finału wydawał się szczytem marzeń i dogodnego splotu okoliczności. Tymczasem zawodnik z Zielonej Góry Dawid Kujawa, bo o nim oczywiście mowa, zadziwił cały żużlowy świat i chyba najbardziej siebie samego. To on zdobył złoty medal IMŚJ jako dopiero trzeci Polak po Piotrze Protasiewiczu i Robercie Dadosie. Uczynił to po jednym z najbardziej dramatycznych zawodów w historii tej imprezy. Dość powiedzieć, że do wygranej wystarczyło mu 12 punktów. Drugi, młodszy z braci Drymlów Lukas miał o jeden punkt mniej, a kolejnych trzech zawodników, którzy rozegrali dodatkowy wyścig po trzecie miejsce: Rafał Okoniewski, Krzysztof Słaboń i Anglik Simon Stead zgromadziło w tym przedziwnym turnieju po 10 punktów. Ależ to była sensacja! A wszystkie te niesamowite wydarzenia miały miejsce na stadionie w Peterborough w środkowej Anglii. Był to rok 2001.

Drużyna tamtejszych "Panter", biorąc pod uwagę tradycje speedwaya na Wyspach stosunkowo młoda, "narodziła się" dopiero na początku lat 70-tych, startując początkowo w British League Division Two. Analizując skład "Panter" z tamtych pionierskich dla nich czasów należy przede wszystkim zwrócić uwagę na postać Johna Davisa, wówczas młodziutkiego, początkującego nastolatka, którego talent miał wybuchnąć dopiero kilka lat później. Davis jeździł potem w finałach Indywidualnych Mistrzostw Świata, ale największe sukcesy odniósł w Drużynowych Mistrzostwach Świata zdobywając z teamem Anglii cztery medale, w tym złote. Anglik jako weteran torów "złapał" się także na polską ligę, jak być może pamiętają, przede wszystkim kibice z Trójmiasta w sezonie 1991 był zawodnikiem gdańskiego Wybrzeża. Ja miałem okazję oglądać zawody na torze w Peterborough w złotym okresie dla tamtejszego speedwaya.

Był to bowiem rok 1999 kiedy to "Pantery" wywalczyły po raz pierwszy w historii tytuł drużynowego mistrza swojego kraju. Ale miały też naprawdę bardzo dobrą wówczas drużynę, opartą niemal w całości na zawodnikach zagranicznych. Siłą napędową byli wówczas czołowi zawodnicy świata, Australijczycy: Jason Crump oraz Ryan Sullivan  oraz ich nieco młodszy kolega Nigel Sadler, w tamtym roku brązowy medalista Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Znakomity sezon miał nieco zapomniany już, ale przecież bardzo dobry wówczas reprezentant Czech-Zdenek Tesar, mógł się pochwalić trzecią średnią w zespole po Crumpie i Sullivanie. W drużynie punktowali także rodak Tesara Marian Jirout, bardzo solidny Duńczyk Jan Andersen, a miejscową , angielską wisienką na tym mistrzowskim torciku był David Howe. Taka oto "paczka" dała kibicom z Peterborough sporą frajdę wygrywając wówczas po raz pierwszy rozgrywki British Elite League. Uwagę przybysza z zewnątrz zwracał wówczas tor, na którym "Pantery" walczyły jak lwy. Miał 355 metrów długości, był więc dosyć długi jak na angielskie realia, i kształt jaja. Ale uwierzcie, fajnie się na nim można było ścigać. Potem tor został skrócony, dziś, jak wynika z oficjalnych danych, ma 336 metrów długości, a jego rekordzistą jest Polak Krzysztof Kasprzak.

Rok po opisanym wcześniej triumfie Dawida Kujawy w juniorskim championacie, Peterborough było gospodarzem drugiego w historii finału Drużynowego Pucharu Świata. Nikogo specjalnie nie zdziwiło zwycięstwo Australijczyków, ani fakt, że mocnymi punktami zwycięzców byli Crump oraz Sullivan. Rzecz ciekawa nas żużlowy desant na Wyspy lądował raczej w innych miejscach niż w mieście założonym podobno o trzysta lat wcześniej przed tym jak Mieszko I dał początek naszemu państwu. Polaków reprezentujących tutejszy klub było dotąd zaskakująco niewielu, chociaż przecież sam tor powinien ich raczej preferować niż stanowić przeszkodę. Jednym z niewielu, który zaliczył epizod w Peterborough był przed kilku laty częstochowianin Adam Pietraszko. Oto jak wspomina tamte czasy. - Klimat w klubie był naprawdę bardzo fajny, ale ja byłem tam tzw. zawodnikiem numer osiem, startowałem więc niewiele. To jednak co zapamiętałem to zaskoczenie torem. Długi, o łagodnych, łatwych do pokonania łukach. Nie przypominał w ogóle innych obiektów angielskich, a raczej tory w naszym kraju. Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy tam przyjechałem, czułem się na nim pewniej niż u siebie w Częstochowie- W ostatnim czasie naszym człowiekiem w Peterborough był Krzysztof Buczkowski. Miniony sezon nie był dla "Panter" zbyt udany. A w niedzielę przyszła informacja, że w przyszłym sezonie zostaną wycofane z ligi Elite. Smutne.

[b]Robert Noga

[/b]

Źródło artykułu: