Nicki Pedersen ma na swoim koncie trzy tytuły Indywidualnego Mistrza Świata, wywalczone w sezonach 2003 i 2007-2008. Duńczyk musi się jednak zmagać z opinią zawodnika jeżdżącego na granicy faul. Na łamach szwedzkiej prasy "Power" odparł zarzuty krytyków. - Nie można być zbyt ludzkim, bo wtedy zjedzą cię nerwy. Kiedy stoję na linii startu, nie myślę o rodzinie i dzieciach. Myślę tylko o sobie. Wystarczy, że wygram wyścig. Jeśli dojdzie do upadku, to oczywiście, że pojawia się myśl "cholera, dlaczego to zrobiłem?". Jednak to następuje dopiero po chwili, a nie przed wypadkiem. To jest instynkt. Rozumiem ludzi, którzy nie potrafią się zachować w ten sposób, bo to nie jest naturalne. Jednak ja taki jestem - powiedział Pedersen w rozmowie z dziennikiem "Barometern".
Innego zdania jest jednak Fredrik Lindgren. Szwed, który miał okazję wielokrotnie rywalizować z Pedersenem w zawodach Speedway Grand Prix, nie ma najlepszej opinii o Duńczyku. - Nicki jest świnią na torze i on to dobrze wie. Zrobi wszystko, żeby wygrać wyścig i nie patrzy na to, że rywalizuje ze znajomymi. Niemal każdy żużlowiec brał kiedyś udział w jakimś incydencie, który został sprowokowany przez niego. Stojąc na linii startu, trzeba bacznie go obserwować. Inaczej możesz zostać wklejony w bandę niczym znaczek pocztowy na kopertę - stwierdził zawodnik
Renault Zdunek Wybrzeża Gdańsk.
Szwedzki żużlowiec potrafi jednak docenić umiejętności trzykrotnego mistrza świata. - Ma sporą wolę walki, dużo czasu poświęcił na trenowanie wyjść spod taśmy. To był jego klucz do sukcesu i pod tym względem inni mogą się od niego uczyć. Podchodzi bardzo profesjonalnie do tego, za co się zabiera. W tracie kariery kilkukrotnie się pokłóciliśmy o pewne zdarzenia na torze, ale teraz nie ma między nami problemu. Spotkaliśmy się w Hiszpanii i porozmawialiśmy kilka razy na ten temat - dodał Lindgren, który okres zimowy spędza na południu Europy, gdzie przygotowuje się do inauguracji tegorocznych rozgrywek.