Ice speedway: Franz Zorn: Tak źle z naszą dyscypliną nie było jeszcze nigdy

Przechodzący długi okres pooperacyjnej rehabilitacji Austriak ma wiele czasu na przemyślenia. Niestety, niezwykle trudno dopatrzeć się w nich odrobiny optymizmu.

W Indywidualnych Mistrzostwach Świata Gladiatorów pozostały do rozegrania ostatnie dwa dni finału w Inzell. Z klasyfikacji przejściowej jasno wynika, że co by się w ostatnich zawodach nie działo, pięć czołowych miejsc na świecie zajmą Rosjanie. Pięć, a nie więcej tylko z jednego powodu. Stałych uczestników z Rosji było w kończącym się sezonie właśnie pięciu.

Dominacja rosyjskich zawodników jest w sezonie 2014 widoczna bardzo wyraźnie. Powodem jest z jednej strony ich niezaprzeczalna klasa, a z drugiej ogromna ilość kontuzji, która wyłącza z rywalizacji tych, którzy z Rosjanami mogliby powalczyć choćby w pojedynczych turniejach. Obok Haralda Simona, Antti Aakko czy ostatnio połamanego Gunthera Bauera zawodnikiem zdolnym odbierać punkty Rosjanom jest najlepszy z Austriaków, Franz Zorn. Niestety, z powodu ciężkiej kontuzji w Krasnogorsku "Franky" ma cały sezon z głowy.

- Różnica dzielących nas od Rosji przynajmniej dwóch klas jeszcze nigdy nie była tak widoczna - mówi Austriak. - To jest chyba początek końca, bo nie widać więcej silnych zawodników i infrastruktura w zachodniej Europie powoli się sypie - dodaje.

Ostatnie finały IMŚ w Holandii i Niemczech zdecydowała się transmitować stacja Eurosport. Nie jest to zbyt wielki wyczyn, bo sporo lat temu, z popularyzacją telewizyjną zimowego ścigania bywało o wiele lepiej.
 
- Zarządzanie prowadzone przez FIM jest fatalne - uważa 43-letni zawodnik. - Nie ma odpowiednich rozmów z organizatorami imprez, z właścicielami stadionów. Każdy sport potrzebuje wsparcia. W ice speedway'u nie mamy promotorów, nic się nie dzieje. Zero. Spada liczba zawodów, co nie jest zabawne. I chyba dla nas jest już za późno, nasza generacja powoli odchodzi, następców zbytnio nie widać, a oni (Rosjanie) są przed nami o dwadzieścia lat - kończy pesymistycznie.

W Skandynawii pojawiło się grono utalentowanych nastolatków z Jimmy Olsenem i Ove Ledstromem na czele, w Holandii eksplodował ostatnio talent Dirka Werkmana, Niemcy mają nadzieję na szybki rozwój Hansa Webera, w Polsce pierwsze kroki stawia młody Michał Knapp. Czy ci zawodnicy będą w stanie rywalizować jak równy z równym z pokoleniem Jegora Myszkowca, Igora Sajdullina i Władimira Bobina? Można mieć spore wątpliwości. Jeśli do fimowskiego skostnienia i bezczynności dodać coraz trudniejsze warunki organizacyjne, a także malejące szanse na "prawdziwe" europejskie zimy, to skąd zaczerpnąć choć trochę optymizmu?

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: