Andrzej Lebiediew gotowy na Ekstraligę. "Jestem w stanie przywozić punkty"

Andrzej Lebiediew zdobył cztery punkty z dwoma bonusami w piątkowym treningu punktowanym w Gorzowie, gdzie bronił barw Włókniarza Częstochowa.

Włókniarz Częstochowa do piątkowego treningu punktowanego w Gorzowie podszedł w bardzo okrojonym składzie. Wśród Lwów brakowało aż trzech podstawowych zawodników drużyny. W związku z tym sztab szkoleniowy ekipy spod Jasnej Góry postanowił skorzystać z posiłków z zewnątrz. Barw Włókniarza na stadionie im. Edwarda Jancarza bronił Łotysz Andrzej Lebiediew, na co dzień zawodnik Lokomotivu Daugavpils. Dwudziestolatek dostał w treningu punktowanym cztery szanse i dowiózł do mety cztery punkty z dwoma bonusami. Niewiele, lecz należy pamiętać, że dla Lebiediewa to pierwsza okazja do jazdy na gorzowskim torze. Ponadto, Łotysz z biegu na bieg prezentował się coraz lepiej.

Zawodnik Lokomotivu prawdopodobnie nie miałby okazji wystartować w tym sparingu, gdyby nie kontuzja Grigorija Łaguty i problemy sprzętowe Michael Jepsena Jensena oraz Rune Holty. Okazuje się, że to młody żużlowiec wyszedł z propozycją startu po stronie Włókniarza. - Jestem po prostu w dobrym kontakcie z tym klubem, pracują tam bardzo fajni ludzie. Nie miałem w tym roku za bardzo okazji jeszcze startować spod taśmy, więc zadzwoniłem do Częstochowy i rozmawiałem na ten temat z Jarkiem Dymkiem, czy nie znalazłoby się dla mnie kilka biegów w którymś ze sparingów. Okazało się, że nie ma Jensena i Holty, więc Jarek bez problemu mógł mnie wstawić do składu - zdradził w rozmowie z naszym portalem Lebiediew. Dwudziestolatek nie kończy swojej krótkiej przygody z częstochowskim klubem. Co prawda w sobotę nie wystąpi w meczu juniorów Włókniarza z młodzieżową reprezentacją Szwecji, lecz już w niedzielę dostanie kolejnych kilka szans w rewanżu ze Stalą Gorzów, tym razem w Częstochowie. - W sobotę jadę myć motocykle i szykować je na kolejne zmagania - dodał.

Andrzej Lebiediew już w niedzielę ponownie zaprezentuje się po stronie Włókniarza
Andrzej Lebiediew już w niedzielę ponownie zaprezentuje się po stronie Włókniarza

Dorobek Lebiediewa nie był w tym meczu wysoki, choć sam zawodnik pozostawił po sobie dobre wrażenie. Skutecznie rywalizował z doskonale znającym gorzowski tor Bartoszem Zmarzlikiem, a momentami zagrażał też pozycjom miejscowych liderów. - Nie tylko jestem pierwszy raz w Gorzowie, ale tak jak mówiłem wcześniej, to moje pierwsze starty spod taśmy w tym roku. Pierwszy bieg był więc w stu procentach testowy. Głowa nie pracowała, tak jak w sezonie, a i ten tor jest naprawdę bardzo ciężki. Z biegu na bieg było jednak coraz lepiej, powoli przyzwyczajałem się do tej geometrii. Na koniec udało mi się jednak wygrać podwójnie z Grzegorzem Walaskiem i myślę, że to był dla mnie dobry trening - ocenił Łotysz.

W swoim trzecim starcie dwudziestolatek miał szansę na nawiązanie walki ze wspomnianym już Zmarzlikiem, lecz na wejściu w drugi łuk podniósł rękę sygnalizując defekt maszyny. Łotysz kontynuował jednak jazdę, ponieważ zaraz potem posłuszeństwa odmówił też motocykl Mirosława Jabłońskiego. Ostatecznie Lebiediew dojechał do mety na trzeciej pozycji. - Nie mam pojęcia co stało się z moim motocyklem w trzecim starcie, gdzie Mirek Jabłoński zanotował defekt, a mi udało się dowieźć punkt do mety. Ze startu wyjechałem bardzo dobrze, na równi z Bartkiem Zmarzlikiem i myślałem, że czeka mnie emocjonujący bieg, że trochę sobie powalczymy. Na wyjściu z pierwszego łuku zgasł mi jednak silnik. Nie mam pojęcia czemu. Zaraz jednak zapalił i mogłem jechać dalej. Po wyścigu sprawdzaliśmy, ale nie znamy przyczyny - powiedział.

Żużlowiec ekipy z Daugavpils kontynuował temat toru w Gorzowie, który Tomasz Gollob określił niegdyś jako jeden z najtrudniejszych technicznie na świecie. - Rzeczywiście niewiele jest trudniejszych torów - zgodził się Lebiediew. - Pierwszy łuk jest w miarę dobry, ale ten drugi jest bardzo ciężki. Trzeba bardzo mocno wyłamać motocykl, bo jak wchodzisz w wiraż, to zaraz trzeba zawracać. Należy po prostu na nim dużo jeździć, żeby go optymalnie poznać i jak najlepiej pokonywać te trudne łuki. Cztery wyścigi to niewiele, ale myślę, że jeśli miałbym okazję w najbliższym czasie znów tu przyjechać, to mój dorobek byłby większy - dodał.

Jeszcze zanim na dobre zakończył się sezon w polskiej lidze, Lebiediew był głównym bohaterem transferowych dywagacji. Znakomita jazda na zapleczu Enea Ekstraligi, a także pozytywne wrażenie, jakie pozostawił po sobie podczas Drużynowego Pucharu Świata reprezentując Łotwę w półfinale i barażu, spowodowały, że w swoich szeregach widziały go wszystkie kluby najsilniejszej ligi na świecie. Dwudziestolatek został zaproszony na memoriał Alfreda Smoczyka do Leszna i na turniej o Puchar Prezydenta Miasta Częstochowy. Ostatecznie jednak, mimo chęci podpisania kontraktu w Ekstralidze, musiał zostać w Daugavpils, gdzie ma ważny kontrakt.

Sam zawodnik wciąż podtrzymuje, że poradziłby sobie w polskiej ekstraklasie. - Czułem się dzisiaj bardzo dobrze i ten sparing pokazał, że potrafię nawiązać walkę ze wszystkimi. Pierwszy bieg był zapoznawczy, ale później już ścigałem się z rywalami i w trzeciej gonitwie miałem nawet szanse na zwycięstwo, gdyby nie te problemy z motocyklem. Na koniec byłem prawie tak szybki jak Grzegorz Walasek i myślę, że gdybym dostał szansę, to byłbym w stanie dowozić do mety ważne punkty - powiedział. - Jestem bardzo dobrze przygotowany kondycyjnie. Przejechałem cztery wyścigi, a tak naprawdę nic nie poczułem. Sprzętowo też wygląda to bardzo dobrze, choć wiadomo, że gdybym miał podpisany kontrakt w Ekstralidze, to byłoby jeszcze lepiej, bo miałbym więcej pieniędzy na przygotowanie - zakończył Andrzej Lebiediew.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: