Tai Woffinden - fascynująca droga na szczyt. Pierwsza część opowieści Tomasza Lorka
Promienie grudniowego słońca delikatnie wpadające przez okno nie zachęcały do szybkiego opuszczenia pokoju. Ba, jakżeż uroczo można wylegiwać się w łóżku do południa po tak cudownej nocy.
Tym bardziej, że limuzyna, która zawiezie na lotnisko w Nicei Taia Woffindena i panią jego serca - Faye, została zamówiona na godzinę 18. Zatem nie ma grama pośpiechu. Nie warto zrywać się na równe nogi o brzasku. Wszak żużlowcy, współcześni rycerze, zarywają dziesiątki nocy w trakcie sezonu. A skoro gala FIM odbywała się w tak kultowym miejscu dla motoryzacji jak Monte Carlo, warto przesiąknąć fluidami perły Lazurowego Wybrzeża i w tempie żółwia przetrzeć oczy. Szum fal, ciepło leniwie wpraszające się do pokoju… Boskość. Wprost trudno uwierzyć, że poprzedni dzień, 1 grudnia 2013 roku był tyglem kipiącym od motocyklowych emocji.
Tai Woffinden to postać wyjątkowa. Nie chowa się pod kołdrę widząc gwiazdy sportów motorowych. Nie klęka przed swoim rodakiem Phillipem Williamem Readem, choć osiągnięcia "księcia prędkości" są zdumiewające. Read, legenda wyścigów szosowych, człowiek, który jest gigantyczną beczką śmiechu, został zaproszony przez FIM do Monte Carlo na uroczystą galę.
Phillip ocierał się wszystkimi częściami ciała i skrawkiem duszy o humor Monty Pythona. Ulubiony numer ośmiokrotnego mistrza świata w wyścigach szosowych? Scenka z programu "Czy jest?" Phillip Read, urodzony 1 stycznia 1939 roku w Luton, przytacza magiczne wejście prezentera. "Dobry wieczór. Dziś w programie z cyklu 'Czy jest?' rozważymy kwestię czy istnieje życie po śmierci. Do udziału w dyskusji zaprosiłem trzech nieboszczyków. Są to: świętej pamięci sir Brian Hardaker, były kustosz Muzeum Wojny, świętej pamięci profesor Thynne, do niedawna krytyk, uczony i redaktor radiowy oraz reprezentujący poglądy kościoła anglikańskiego bardzo świętej pamięci prebendariusz Ross. Panowie, czy jest życie po śmierci? Czy nie ma? Sir Brianie?
…
Profesorze?
…
Prebendariuszu?
…
Oto odpowiedź. Trzy razy nie. W następnym tygodniu będziemy rozważać kwestię czy jest tego dosyć. Tymczasem dobranoc…"
Takich uroczych popisów aktorskich można zasmakować przyjeżdżając na galę FIM. Brawo, Phillipie zwany Readem…
Woffinden uwielbia przechodzić z jednego pokoju filozoficznego do drugiego. Tai w błyskotliwy, acz nie narzucający się sposób, buduje markę żużla na salonach. Trochę przykurzoną, przez niektórych wręcz zapomnianą. Speedway walczy o to, aby nie być tematem rozmowy dwóch podstarzałych Brytyjczyków przeprawiających się przez cieśninę Cooka na południową wyspę Nowej Zelandii. "Woffy" robi co może. Odwiedza programy telewizji śniadaniowej, gra z dzieciakami w koszykówkę, rysuje graffiti, wpada do studia BBC, odwiedza rozmaite rozgłośnie radiowe, a w studio Sky Sports opowiada o speedwayu dla koneserów i prawdziwych żużlowych maniaków. Na gali w Monte Carlo Tai uroczo przechadzał się po okolicznych ogrodach przyklejonych do luksusowego hotelu i toczył rozmaite pogawędki. A to wymienił myśli ze zwariowanym mistrzem świata Moto 2, Hiszpanem z Granollers - Polem Espargaro. Chwilę później "Woffy" nawijał z człowiekiem, który dał Kawasaki drugi tytuł mistrza świata w wyścigach superbikes - Brytyjczykiem Tomem Sykesem. Oj, pyszna była ta rozmowa z gościem z Huddersfield. Tom Sykes to wielki wojownik. Przegrał mistrzostwo świata w 2012 roku w dramatycznych okolicznościach – był o pół punktu gorszy od Maxa Biaggi z Aprilii. W 2013 roku Sykes osiem razy zanotował pole position, 18 razy stał na podium, aż 9 razy wygrywał wyścig.