Pomimo nieobecności Jarosława Hampela, Janusza Kołodzieja i Emila Sajfutdinowa Piotr Świderski nie był wymieniany w gronie faworytów sobotnich zawodów. O tym, że potrafi się ścigać w Lesznie, udowodnił jednak już przed rokiem, stając na najniższym stopniu podium. - Ciężko powiedzieć dlaczego akurat na tym torze idzie mi tak dobrze. Gdy jadę do Leszna, nie szykuję wcale specjalnych silników. Myślę, że moim atutem może być to, że potrafię dostosować się szybko na nawierzchni i zmieniających się warunków na torze. W takich turniejach to okazuje się kluczowe - ocenił Piotr Świderski w rozmowie z naszym portalem.
Zwycięzca sobotniego Memoriału Alfreda Smoczyka przyznaje, że nie przesadzał, mówiąc przed rokiem, że trzecie miejsce, które wówczas zajął, było dla niego rozczarowaniem. - Gdy jest się ambitnym zawodnikiem, nie można zadowalać się samą obecnością na podium. Moje aspiracje sięgają dużo wyżej, a wygrana, po jaką sięgnąłem tym razem to przecież zupełnie co innego. Zdobyłem dwanaście punktów, ale gdyby nie gorsza jazda w ostatnim biegu, mógłbym mieć komplet. Lekki niedosyt z tego względu więc pozostaje - wyjaśnił.
Piotr Świderski zapewnił sobie memoriałowe zwycięstwo dwudziestym biegu, który ukończył na trzeciej pozycji. Jego główny rywal - Grzegorz Zengota, nie zdobył wówczas ani jednego punktu. Żużlowiec podkreśla, że w decydującym momencie nie zagotowała mu się głowa. - Gdy stanęliśmy pod taśmą skupiałem się tylko na swojej jeździe i nie zwracałem uwagi na rywala. Myślę, że takie podejście mogło być kluczem do sukcesu - przyznał Świderski.
Wygrywając leszczyńskie zawody zawodnik gorzowskiej Stali potwierdził swoją wysoką formę na progu nowego sezonu. Świderski pokazał ponadto, że zasłużył na miejsce w składzie na pierwszy mecz sezonu Enea Ekstraligi. - W tym względzie decyduje rzecz jasna trener Piotr Paluch. Tak dobre zawody jak w Lesznie oczywiście budują i pozwalają mi z optymizmem spoglądać w najbliższą przyszłość. Jeśli w lidze będę równie szybki, wszyscy, na czele ze mną, będą zadowoleni - podsumował.