Kiedy w sobotę przeprowadzałem rozmowę z członkiem Rady Nadzorczej Speedway Ekstraligi - Władysławem Komarnickim, na zakończenie - poza protokołem - wymieniliśmy się spostrzeżeniami na temat możliwych rozstrzygnięć w 1. kolejce ENEA Ekstraligi. Powiedziałem wówczas, że z mojego punktu widzenia, najlepszą rzeczą dla dalszego przebiegu rozgrywek byłoby zwycięstwo Wybrzeża Gdańsk nad Unibaksem Toruń. Nie wypowiedziałem tych słów z powodu specjalnej miłości do Wybrzeża, czy niechęci do Unibaksu. Nigdy bowiem nie miałem drużyny, której kibicowałem w Speedway Ekstralidze. Zawsze na rozgrywki patrzyłem przez pryzmat tego, co może mieć dobry wpływ na rozwój żużla i samych rozgrywek.
Wiemy wszyscy, jakie problemy towarzyszyły Ekstralidze w poprzednich sezonach. Skandal gonił skandal, a tak czarnego pijaru nie mieliśmy od lat. Niestety, przed startem sezonu 2014 również istniały i nadal istnieją problemy, które mogą uwidocznić się w dalszej części rozgrywek. Znane są kłopoty finansowe zarówno gdańskiej drużyny, jak i KantorOnline Włókniarza Częstochowa. Swego rodzaju spuścizną po rocznym epizodzie w najlepszej klasie rozgrywkowej jest również fatalna sytuacja Carbonu Startu Gniezno. To drużyny, które mają największe problemy finansowe - przynajmniej oficjalnie.
Typując wyniki niedzielnych spotkań, tylko zdrowy rozsądek i swego rodzaju asekuracja spowodowały, że postawiłem na remis Wybrzeża, a nie jego zwycięstwo. Ekipa Stanisława Chomskiego wygrała i tym samym spełniła moje życzenie odnośnie pierwszej kolejki spotkań. Jak wspomniałem - nie sympatie miały jednak w tym przypadku znaczenie. W gruncie rzeczy do końca sam chyba nie wierzyłem, że takie rozstrzygnięcie jest możliwe. Wiedziałem jednak na pewno dwie rzeczy. Po pierwsze, dla gdańskiego klubu, w związku z jego problemami, nie mogło stać się nic lepszego, niż zwycięstwo, które wielu ludziom pozwoliło uwierzyć, że zapowiedzi prezesa Terleckiego mogą się ziścić. Ta wygrana powoduje, że dotąd nieprzekonani kibice mogą uwierzyć, że ten zespół stać na utrzymanie. Nie twierdzę oczywiście, że Wybrzeże nagle urośnie do rangi ligowego średniaka. Tak się może stać dopiero wtedy, kiedy uda się załatwić polskie obywatelstwo dla Renata Gafurowa. Z drugiej strony, ta wygrana to świetna podstawa do rozmów ze sponsorami. Jeżeli nie uda się tego wykorzystać tu i teraz, to w przyszłości może być trudno wyjść na prostą. Jest też aspekt toruński. Życzyłem ekipie z Gdańska wygranej, bo zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że Unibax w dalszej części rozgrywek sobie poradzi i niejeden z faworytów do pierwszej czwórki, straci z nimi punkty na własnym torze. Czas gra na korzyść torunian, którzy po prostu u progu sezonu mają swoje problemy i muszą się z nimi uporać. Ta porażka to także dla nich duży zimny prysznic i dowód na to, że na papierze nie da się zdobyć złotego medalu Drużynowych Mistrzostw Polski.
Zwycięstwo Wybrzeża to także potężny kop dla całej Ekstraligi, bo po pierwsze jedno z głównych zagrożeń (problemy finansowe Wybrzeża) być może uda się rozwiązać. Po drugie - pęknie mit o podziale 7+1 przy ocenie szans zespołów w tegorocznych rozgrywkach. Wybrzeże może być Betardem Spartą Wrocław minionego sezonu. Drużyna Piotra Barona również skazywana była na pożarcie i mimo tego, że aż trzy zespoły opuszczały Ekstraligę, udało się uniknąć degradacji. Porażka Unibaksu, przy jednoczesnej stracie punktów chociażby Falubazu, to ciągle aktualne pytanie, czy toruński dream team awansuje do pierwszej czwórki. Zapewne narażę się toruńskim kibicom, ale dla atrakcyjności rozgrywek życzę wszystkim, aby pytanie o awans Unibaksu do pierwszej czwórki pozostało aktualne do ostatniej kolejki rundy zasadniczej. Łatwo nie będzie. Menedżer Sławomir Kryjom po porażce w Gdańsku powiedział, że jego drużyna jedzie sama przeciwko wszystkim. Jest to tylko potwierdzenie tezy, którą postawiłem już pięć miesięcy temu. Ta samotność w walce ze wszystkimi to największa konsekwencja wydarzeń meczu finałowego, z którą cała drużyna Unibaksu będzie musiała sobie poradzić.
Damian Gapiński