Rozpoczęliśmy już na dobre sezon i od razu mamy w nim sporo emocji i niespodzianek. To dobrze, bo kibicom po ostatniej zimie, w której byliśmy świadkami kilku "telenowel", należą się tylko te pozytywne wrażenia.
Jedna z niekończących się historii dotyczyła polskiego tłumika. Chciałbym do tematu wrócić, bo wywoływał też kontrowersje wokół mojej osoby. Słyszałem już opinie, że w tej sprawie nie powinienem się odzywać. Wielu zarzuciło mi, że jestem wrogiem tego urządzenia i nie rozumiem naszego "polskiego interesu". W kilku komentarzach przeczytałem nawet, że mam ku temu powody, ponieważ na co dzień handluję sprzętem i na moich półkach jest całe mnóstwo tłumików Kinga. W tym stwierdzeniu prawdziwa jest tylko jego pierwsza część - rzeczywiście zdarza mi się sprzedawać części żużlowe. Powiem jednak szczerze, że nie pamiętam, kiedy jakikolwiek zawodnik kupił ode mnie tłumik. To nie zdarzyło się przynajmniej przez ostatni rok. Mogę nawet zadeklarować, że oddam pieniądze każdemu, kto zgłosi się do mnie z fakturą za tłumik kupiony w tym czasie.
Zdania w temacie polskiego tłumika jednak nie zmieniam. Nie jestem jego przeciwnikiem, ale nie widzę też konieczności przyjmowania za pewnik opinii większości. Dla mnie sprawa od początku była jasna. Mamy regulamin, który dokładnie określa wymagania konstrukcyjne. W mojej ocenie tłumik Poldem ich nie spełniał i dlatego nie dostał homologacji. Nie rozumiem też do dziś histerii, która zapanowała w tej sprawie w środowisku żużlowym i pomijania niektórych ważnych opinii. Uparcie forsowano myśli wielu osób, które nie były poparte konkretnymi argumentami, a rzadko przywoływano stanowisko Stowarzyszenia Sędziów Żużlowych, w którym naprawdę nie brakuje fachowców, w tym komisarzy technicznych. Oni mówili jasno - tłumik nie spełnia wymagań i dlatego nie otrzyma homologacji.
My tymczasem z polskiego tłumika zrobiliśmy sprawę wagi narodowej, od której zależy nasza pozycja w światowym żużlu. Zdecydowani powinniśmy jednak być w rozmowach z BSI czy walce o równe szanse dla SEC. Tymczasem wojujemy z regulaminami. Przez takie sytuacje nie będziemy traktowani poważnie. Polski interes w żużlu rozumiem trochę inaczej.
Dla mnie przebieg tej całej tłumikowej "telenoweli" budzi duży niesmak. Wielu rzeczy nie rozumiem. Nie potrafię między innymi pojąć dlaczego Główna Komisja Sportu Żużlowego aż tak zaangażowała się w bronienie interesu prywatnej firmy, która skonstruowała tłumik Poldem. Co więcej, jak należy teraz traktować sędziego Leszka Demskiego? Jeszcze niedawno wymagaliśmy od zawodników zajęcia stanowiska w sprawie polskiego tłumika. Wywieraliśmy presję na tych, którzy byli przeciwni. Z czasem wszyscy byli już "za", ale to mnie szczególnie nie dziwi. Trudno powiedzieć, że urządzenie jest złe, jak jego pomysłodawca za kilka tygodni może stanąć za pulpitem sędziowskim i rozstrzygać w meczu, w którym startuje przeciwnik tłumika. To jest wyraźny konflikt interesów, na który nikt w środowisku żużlowym nie zwrócił uwagi. Kompletnie tego nie rozumiem. Tak samo faktu, że testy polskiego tłumika odbywały się dziwnym trafem w miastach, gdzie akurat sędzia Demski miał zaplanowany odbiór toru. Sędziowanie musi być czyste, w tej dziedzinie nie może być miejsca nawet na najmniejsze niedomówienia. My sobie na to jednak pozwoliliśmy i nie widzieliśmy w tym nic złego.
Powiem więcej, zrobiliśmy histerię i lament. Przeprowadzaliśmy testy, a nie zapytaliśmy wcześniej o zdanie tego, który był najważniejszy, czyli Andrzeja Witkowskiego. Dziwi mnie pod tym względem działanie GKSŻ. Najpierw pompowanie balonu, a dopiero później to, od czego tak naprawdę należało zacząć.
Powiem więcej, gdyby była szansa na homologację dla tłumika Demskiego, to już dawno miałby ją stary tłumik Kinga. Jego producent po tym, jak urządzenie wypadło z użytku, wiele razy zwracał się do FIM, zadawał pytania i za każdym razem słyszał, że nie ma szans. Nie wiem, czego oczekiwaliśmy. Jestem w tej dziedzinie fachowcem i nie wystarczy, że ktoś powie "mój tłumik nie jest przelotowy". Nazywać można go tak, jak się chce. Liczy się jednak, w jaki sposób został wykonany i to w świetle przepisów FIM stawiało Poldem na straconej pozycji.
Dla mnie sprawa była od początku przegrana. Narobiłem sobie wrogów? Trudno. Tylko przedstawiłem własne zdanie, które zresztą było popierane przez wielu komisarzy technicznych.
Uważam, że pogubiliśmy się gdzieś w tej walce o polski interes. Swoją pozycję na mapie speedway`a powinniśmy budować innymi działaniami. Najważniejsze jednak, że skończyły się zakulisowe przepychanki, a zaczęło się prawdziwe ściganie. Na początku tego sezonu życzę wszystkim tylko tych najlepszych i pozytywnych emocji.
Jacek Gajewski