Szwed zaprezentował się z bardzo dobrej strony, mimo że o występie dowiedział się dość późno. Przeczuwał jednak, że gorzowski klub może po niego sięgnąć, gdyż razem z Krzysztofem Kasprzakiem przebywał w Landshut podczas II rundy Speedway Best Pairs Cup. - Byłem w sobotę w Niemczech, gdzie Kasprzak miał kraksę. Widziałem, że nie czuje się zbyt dobrze i zaraz po tych zawodach zadzwoniono do mnie. Zamiast jechać do domu wskoczyłem do busa z mechanikami i z Niemiec w nocy przyjechałem tutaj - przyznał Linus Sundstroem. [ad=rectangle]
Reprezentant Trzech Koron miał nie wystąpić w pojedynku przeciwko Renault Zdunek Wybrzeżu Gdańsk, ale uraz kapitana Stali Gorzów niejako zmusił działaczy, by skorzystać z usług 23-latka. - Nie byłem przewidziany do startu w niedzielę, gdyż jechałem słabiej. Brałem tylko udział w treningu przed Speedway Best Pairs, ale ostatecznie mnie wezwano i zdobyłem więcej punktów niż pozostali. Żużel jest dziwny - powiedział zdobywca 11 punktów.
Sundstroem obok Bartosza Zmarzlika i Thomasa H. Jonassona był najlepszym zawodnikiem meczu. Bohaterem spotkania była jednak koleina na wyjściu z pierwszego łuku. - Przed tym weekendem deszczu było sporo. Byłem tutaj rano w sobotę i było naprawdę mokro. Jednakże przy tej pogodzie i po przygotowaniach i tak udało się zrobić dobry tor. Była tylko ta jedna dziura na wyjściu z pierwszego łuku, która była przyczyną wielu problemów, w tym fatalnego upadku. Mam nadzieję, że z Marcelem Szymko wszystko będzie w porządku i wróci do ścigania - mówił Szwed, wspominając wypadek Marcela Szymko. Zawodnika z Gdańska pociągnęło i zahaczając jeszcze o Fredrika Lindgrena z całym impetem wpadł w drewnianą bandę okalającą tor. Stracił przy tym przytomność, którą odzyskał w karetce. Po badaniach w szpitalu, które nie wykazały złamań ani poważnych uszkodzeń, został wypuszczony do domu jeszcze w niedzielę.
Nad Stadionem im. Edwarda Jancarza w czasie rywalizacji cały czas krążyły chmury. Z obawy przed ulewą spieszono się z rozegraniem choćby ośmiu wyścigów. Ostatecznie zawody odjechano do samego końca, lecz pozostaje pytanie, czy nie można było wcześniej zareagować na koleinę w pierwszym łuku? Intensywniejsze prace torowe robione były dopiero po upadku Szymki. Wątpliwości budziło też zraszanie toru, choć zawodnicy stwierdzili potem, że nie było zbyt ślisko. - To sprawa tego, który decyduje o torze. Tor, mimo pogody, był i tak na tyle dobry do ścigania, że to my wygraliśmy - krótko skomentował jeździec "żółto-niebieskich".
Z drugiej strony również i zawodnicy mogli próbować obierać inny tor jazdy, mając świadomość niebezpieczeństwa. Fragment toru przy krawężniku był naprawdę przyczepny, dla niektórych aż za bardzo. Właściwym jest tu jednak komentarz Piotra Palucha, że w ferworze walki nie zawsze udaje się dziurę ominąć. - Wpadłem w tę dziurę kilka razy i musiałem się ratować. Piotr Świderski też w nią w jechał, gdy jechaliśmy razem i mało brakowało, aby doszło do wypadku. Wielu żużlowców nie mogło przez nią dobrze przejechać, nagle przyspieszali i upadali. Koleina była tam od początku, więc to nie była żadna niespodzianka i to od zawodnika zależało, czy w nią wjedzie, czy nie. Skoro wjeżdżał to musiał być na to przygotowany - stwierdził pozyskany przed rokiem z Orła Łódź zawodnik Stali.
W ENEA Ekstraliga czeka nas kolejna dwutygodniowa przerwa. Nie oznacza to jednak, że żużlowcy będą się nudzić. Są przecież jeszcze inne rozgrywki i starty w nich planuje również 23-letni Szwed. - Teraz czekają mnie wtorkowe i czwartkowe starty w Szwecji. Cieszę się, że zaczęły się rozgrywki w moim kraju. Robię coraz mniej błędów na torze i z każdymi zawodami będzie coraz lepiej - zakończył Linus Sundstroem.
(której nie życze)KTOŚ CI POWIE IZ MOGŁES OMINĄĆ KOLEINĘ LUB ZAMKNĄĆ GAZ?