Tendencja wzrostowa w obu lubuskich klubach, ale na pewno z elementami niepokoju. Gdy Falubaz wygrywał mecz w Lesznie pomyślałem sobie, że frajerstwo musi kosztować, choć szkoda, że akurat przykra i bolesna porażka drugi raz z rzędu przydarzyła się Unii. W taki sposób leszczynianie nie mieli prawa przegrać, ale przegrali i to w stylu upokarzającym. Jak to możliwe? Po pierwsze Falubaz miał Jarosława Hampela, który tego dnia był praktycznie w Lesznie nie do ugryzienia. I właśnie ten fakt - błyskotliwość "Małego" - należało wykorzystać. Hampel w pojedynkę meczu by nie wygrał. A tak? Leszczynianie zamiast pilnować wyniku zaczęli jeździć dla samej jazdy. Żałośnie to trochę wyglądało - nie umniejszając oczywiście zwycięstwa Falubazu - jak ciekawy, leszczyński zespół gubi punkty we frajerski sposób. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Tym żużlowym sednem jest Nicki Pedersen - dla niewtajemniczonych Duńczyk, u którego słowo zespołowość jest wprost proporcjonalna do stanu zer na koncie i to najlepiej wypłacanych na czas. Miał być jednak Nicki gwarantem tego, ze w biegach nominowanych Unia będzie wygrywać. A tymczasem "Dzik" najpierw nie pomyślał we Wrocławiu, a w Lesznie był wolny i bez szybkości. Poza słabością Pedersena zauważyłem także, że w Lesznie nie ma chyba prawdziwego menedżera - gościa, który - gdy trzeba - podpowie, co trzeba w odpowiednim momencie lub przekalkuluje i policzy punkty. Tylko tyle. Menedżer Paweł Jąder po prostu nie daje rady. Od razu przyszły mi do głowy dwa nazwiska. Sławomir Kryjom i Czesław Czernicki. Pierwszego w Lesznie nikt by już pewnie nie chciał widzieć, ale drugiego? Czernicki był na stadionie i ciekawe, co sobie myślał widząc bezradność Byków. Może czeka na telefon od sterników Unii? Play-offy uciekają po takich porażkach.
[ad=rectangle]
A Falubaz? Powoli się rozkręca, choć po ostatnich meczach w Zielonej Górze cieszą się, że jest chwila oddechu. Patryk Dudek, Piotr Protasiewicz, Adam Strzelec i Kamil Adamczewski - każdy z nich w minionym tygodniu ucierpiał i każdemu z nich chwila przerwy przyda się bardziej niż rywalizacja na torze. Wygrać w takim stylu w Lesznie to jednak prawdziwy majstersztyk. Martwi jednak wciąż forma Andreasa Jonssona, na którego w Falubazie chcą pewnie stawiać licząc, że Szwed wreszcie się przebudzi. AJ ma oczywiście papiery na doskonałą jazdę, ale myślę, że powoli wyczerpuje swój kredyt zaufania. Decyzja o odsunięciu go od składu podczas pierwszego meczu Falubazu z Unią Tarnów była prawidłowa, bo widać jak na dłoni, że Jonsson jest słaby - nie tylko w polskiej lidze. Może więc czas, by dać szansę oczekującym na starty Krzysztofowi Jabłońskiemu lub Mikkelowi B. Jensenowi? Ja bym na miejscu Rafała Dobruckiego już nie czekał. Kiedy sprawdzić któregoś z tej dwójki jak nie podczas najbliższego meczu ze Spartą Wrocław? Oczekiwanie na formę Jonssona przypomina bowiem trochę szwedzki tasiemiec z ubiegłego sezonu. Tyle tylko, ze główną rolę grał wówczas Jonas Davidsson. Jakaś szwedzka przypadłość?
Tymczasem w Gorzowie cieszą się, że Stal - po klapie w Tarnowie - wróciła na właściwe tory, choć czy wysoka wygrana z pierwszoligowym Wybrzeżem Gdańsk może przynieść prawdziwą satysfakcję? Chyba nie do końca. Powody do zmartwień mają za to niektórzy żużlowcy. Oto Matej Zagar na antenie jednej z lokalnych rozgłośni radiowych stwierdził, że pozostawienie go w parkingu i danie szansy juniorom nie było jego pomysłem. Co innego mówi z kolei trener Stali Piotr Paluch na pomeczowej konferencji prasowej. Różne interpretacje zmian podczas meczu? Być może. Wiadomo, że każdy z zawodników chciał na meczu z Wybrzeżem zarobić. Nie każdy jednak w klubie miał interes w tym, żeby Zagar akurat w tym spotkaniu zaszalał. Stąd - mimo wysokiej wygranej - sielsko i anielsko w parkingu na pewno nie było. Prawdziwym zmartwieniem jest jednak więzadło Krzysztofa Kasprzaka. Wielki pech "Krisa" podczas sobotniej rywalizacji w Landshut i perspektywa bardzo długiej przerwy brzmi fatalnie zarówno dla samego żużlowca jak i samej Stali. W najczarniejszy scenariusz nie chce mi się wierzyć. Wydaje mi się, że sam zawodnik stanie na głowie, by zacisnąć zęby i walczyć z bólem. Zaczął się bowiem jego sezon życia. Bez Kasprzaka Stal straci około 30 procent wartości a bez niego walka o tytuł nie będzie możliwa.
Przed nami chwila oddechu od zmagań ligowych. Podczas ligowej pauzy będę trzymał kciuki zarówno za zdrowego Krzysztofa Kasprzaka i Jarosława Hampela podczas trzeciej rundy Grand Prix w Finlandii. Będę także kibicował Grigorijowi Łagucie. Rosjanin toczy zupełnie inny pojedynek ze swoim pracodawcą. Chciałbym, żeby mu się udało wywalczyć to, co mu się słusznie należy. Grisza! Nie daj się. Walcz o swoje! Inaczej znów niektórzy z prezesów polskich klubów poczują prawdziwość tezy, że papier przyjmie wszystko.
Maciej Noskowicz
Polskie Radio Zachód / Program Pierwszy Polskiego Radia