Spojrzenie z Zachodu: (13): Subiektywnie o Ekstralidze na półmetku

Pierwsza runda sezonu zasadniczego ENEA Speedway Ekstraligi za nami. Niektórzy twierdzą, że najlepsze dopiero przed nami. Może i tak, ale hitów - tych pozytywnych i tych negatywnych - nie brakowało.

W tym artykule dowiesz się o:

Zapraszam zatem na moje, subiektywne podsumowanie ekstraligowych plusów i minusów.

PLUSY:

Anioły rosną w siłę

Zdaję sobie sprawę, że tym plusem mogę "zarobić" mnóstwo minusów od fanów drużyn z innych miast. Ba, wszystkich, bo przecież Torunia po ubiegłorocznym numerze nikt nie lubi. Ja także nie przepadam za tym zespołem jak również za tym całym buńczucznym, niepokornym klimatem toruńskim. Pokora do dziś jest bowiem obca torunianom. Cenię jednak Unibax za to, że z grupki indywidualistów i żużlowych snobków poznajemy drużynę, która z meczu na mecz staje się coraz lepsza. Trudno pewnie prowadzić zespół złożony z takich zawodników. Oni jednak - oczywiście na własne życzenie - walczą ze wszystkimi w tej lidze. Mimo dwóch porażek są blisko półfinału i budzą postrach wśród najlepszych obecnie ekstraligowych ekip. Bez Unibaxu w półfinale walka o medale nie będzie tak elektryzująca i atrakcyjna medialnie. Torunianie są przecież magnesem dla każdej drużyny. Złoić im skórę chciałby każdy, tylko czy ktoś będzie w stanie to zrobić, jak Aniołom urosną jeszcze większe skrzydła?
[ad=rectangle]
Frekwencja czyli mogło być gorzej

Może i to plus mały, malutki, bo na wielu meczach trybuny świecą pustkami. Ale z drugiej strony, już wielu ekspertów przewidywało koniec atrakcyjnego żużla w polskiej lidze. Kibice mają podstawy, by odwrócić się od speedwaya. Mecze w wielu wypadkach są coraz mniej ciekawe, sporo meczów do jednej bramki (patrz minusy). A jednak kibic potrzebuje ekstraligi i polskiego żużla. Stadiony w Gorzowie, Zielonej Górze, Tarnowie czy nawet Częstochowie są zapełnione. Dramatu nie ma we Wrocławiu i w Gdańsku gdzie kibice rzadko mają okazję, by oklaskiwać zwycięstwa swoich zespołów. Wniosek jest prosty: działacze muszą robić wszystko, by żużlowy produkt był atrakcyjny. Dziś kibice, mimo że kilkukrotnie pokazywali żółte kartki, wciąż są ze swoimi drużynami.

Tarnowskie zaskoczenia

Ekstraliga co roku potrafi wykreuje zarówno superbohaterów jak i tych, których akcje spadają na łeb na szyje. Żużlowa giełda często jest nieprzewidywalna, ale to dodaje jej uroku. Na liście tych, których akcje warto kupić są na pewno żużlowcy Unii Tarnów: Martin Vaculik i Greg Hancock - dla mnie najbardziej pozytywne zaskoczenia tej ligi. Pierwszy z nich jest klasą samą dla siebie i można tylko żałować, że akurat w tym sezonie nie ma go w Grand Prix. Słowak na pewno byłby w czubie klasyfikacji generalnej. A tak? Czaruje w Tarnowie i - to co najważniejsze - podniósł się z kolan po słabiutkim ubiegłym sezonie. Drugim zaskoczeniem jest rewelacyjna postawa Grega Hancocka. Amerykański weteran już wielokrotnie był skazywany na emeryturę. A tu proszę - 43 lata na karku, a forma iście młodzieńcza. Mimo tego, że Greg mógłby być ojcem wielu młokosów pokazuje, że nie zamierza nikomu oddawać pola.

Prawdziwym odkryciem jest także Peter Kildemand. Duńczyk startował w minionym sezonie w barwach Orła Łódź i chyba nikt nie wierzył, że na torach ekstraligi wyrośnie na takiego "grajka". Oczywiście zdarzają się mu słabsze mecze, ale w kilku pokazał żużel z najwyższej półki. Gdyby tylko mógł startować we wszystkim meczach swojej częstochowskiej drużyny. Ale to już minusy...

MINUSY:

Wybrzeże, Włókniarz czyli po co wam ta ekstraliga?

Urok rywalizacji na najwyższym poziomie ma sens wtedy, gdy wszyscy startują w swoich najmocniejszych składach i trudno wskazać stuprocentowego faworyta. Tak było w minionym sezonie, chyba najciekawszym od wielu lat. W tym roku powróciliśmy jednak na stare tory. Wybrzeże Gdańsk z hukiem spadnie z ekstraligi. Mimo tego, że nad morzem potrzebują żużla na najwyższym poziomie. Pewnych spraw nie można przeskoczyć. W Gdańsku wszystko jest pierwszoligowe: począwszy od składu, poprzez atmosferę podczas ostatnich meczów, a skończywszy na kwestiach organizacyjnych. Szkoda Wybrzeża, ale mecze z ich udziałem są prawdziwym wyzwaniem dla działaczy innych klubów. Problem nie lada: Jak ściągnąć kibiców na mecze z Gdańskiem?

Innym "asem" w talii jest Włókniarz Częstochowa, który na papierze ma skład gwarantujący medal mistrzostw Polski. Papier wszystko jednak przyjmie łącznie z wynagrodzeniem zawodników. Efekt jest taki, jak każdy widzi. Częstochowianie "sztukują", bo nie ma pieniędzy, dorabiając przy okazji teorię o złym Łagucie. "Jak on śmie dopominać się o pieniądze" - da się usłyszeć. Szkoda, że pod Jasną Górą zapominają o prostej zasadzie: Jak nie stać mnie na super furę, to jeżdżę starszym autkiem, na które mnie stać. Dziś nabito w butelkę kilku żużlowców i jednocześnie swoich kibiców. Wizerunkowo Włókniarz ma fatalny odbiór. Sportowo? Wciąż mogą się bić o medale. Pod warunkiem,m że znajdą się fundusze i zespół będzie mógł się ścigać w najsilniejszym składzie. Tylko czy dziś nie jest już na to za późno?

Frajerstwo nie popłaca czyli dzieje się w Unii

Najbardziej zasłużony polski klub, który był dla mnie symbolem profesjonalizmu pokazuje, jak słabe są jego sportowe fundamenty. Zatrudnienie Nickiego Pedersena - o czym pisałem przed tygodniem - już było strzałem w stopę. Od tej kuli zaczęła się prawdziwa lawina leszczyńskich problemów, które sprawiają, że z Unii dziś można się śmiać. Frajerskie oddanie punktu we Wrocławiu, porażka na finiszu z Falubazem, kompromitujące zdarzenia w parkingu w trakcie meczu z Unią Tarnów, brak prawdziwego menedżera, który chwyciłby zespół za pysk. Wystarczy? Unia jest zespołem, który zamiast walczyć o medale skupia się wciąż na szukaniu przyczyn swoich słabości. A one są widoczne gołym okiem. Nie dostrzegają ich tylko w Lesznie. Dziś jest kolejny pomysł. Ściągnięto Adama Skórnickiego. Czym jednak "Skóra" miałby się zajmować poza dbaniem o atmosferę? Z przykrością stwierdzam, ze sympatyczny pan Adam nie jest i nie będzie lekiem na choroby Unii. Szkoda...

Mało żużla w żużlu

To chyba największa bolączka tegorocznych rozgrywek. Na półmetku znamy praktycznie trzy drużyny, które powalczą w półfinałach. Zespoły z Tarnowa, Zielonej Góry i Gorzowa mogą już myśleć o tym, z którego miejsca przystąpią do rywalizacji o medale. Czwartym do brydża będzie wspomniany rozpędzający się Unibax, który mimo dwóch porażek może z uśmiechem politowania spoglądać na rywali, u których widać same słabości. Spadkowicza także już praktycznie znamy. A przecież to dopiero środek rywalizacji o punkty. Pamiętacie miniony sezon? Do końca nikt niczego nie mógł być pewnym i o to właśnie chodziło. Bieżące rozgrywki niestety nie przynoszą spodziewanych emocji również ze względu na same mecze. Niejednokrotnie są one nudne. W wielu przypadkach kończą się one wysokimi zwycięstwami gospodarzy, a z toru wieje nudą. Twarde nawierzchnie, na których decydujące znaczenie odgrywa start i pierwszy łuk. Ehhh... gdzie ten żużel, który porywał tłumy? Czy jeszcze taki powróci w wydaniu ekstraligowym?

Maciej Noskowicz - Polskie Radio Zachód, Program Pierwszy Polskiego Radia

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: