Mamy najwyższą frekwencję na polskich obiektach sportowych! - druga część rozmowy z Wojciechem Stępniewskim

Wojciech Stępniewski w drugiej części rozmowy podkreśla, że w krótkim okresie czasu Enea Ekstraliga pozyskała nowych sponsorów, a na stadiony przychodzi rekordowa liczba kibiców.

W tym artykule dowiesz się o:

Damian Gapiński: Polskie kluby ekstraligowe zdecydowanie różnią się poziomem organizacyjnym. Z czego wynika fakt, że mamy tak wielkie dysproporcje?

Wojciech Stępniewski: Wszystko zależy od ludzi zarządzających klubami i od ich operatywności. Faktem jest, że bywają bariery infrastrukturalne w niektórych miastach, a więc nie wszędzie można zaproponować - biznesowo - tak samo wartościowy produkt. Dysproporcje organizacyjne w klubach żużlowych są aż nadto widoczne. Za wzór, w wielu działaniach, mogę postawić kluby z Leszna, Gorzowa, Zielonej Góry i Torunia. Taki Falubaz zatrudnia 22 osoby, ma własne biuro podróży, przedszkole, fundację, szkolnych koordynatorów, akademię piłkarską oraz programy typu "Urodziny z Falubazem", "Falubaz Family" lub "Falubaz Open", kilkadziesiąt swoich punktów w dawnym województwie zielonogórskim, własny klub żużlowy w Niemczech itp. A dla porównania jeden z klubów żużlowych, który rok temu spadł z Ekstraligi - nie będę wymieniał jego nazwy, zatrudniał dwoje ludzi, z czego jedna, bardzo ważna osoba w klubie, nawet nie posiadała skrzynki email w domenie klubowej tylko posługiwała się komercyjnym serwerem w każdej oficjalnej komunikacji. To pokazuje skalę dysproporcji organizacyjnych w klubach.

Najniższa frekwencja na trybunach jest w tym sezonie w Gdańsku i we Wrocławiu. To duże miasta. Czy kluby nie wykorzystują ich potencjału?
 
- Tam jest otoczenie, a więc nowe stadiony i nowe hale, które niedoinwestowane obiekty żużlowe zostawiają w tyle. Kluby z Wrocławia i Gdańska nie mogą złożyć dla mieszkańców tych miast atrakcyjnej oferty żużlowej, konkurencyjnej dla piłkarskiej, koszykarskiej lub siatkarskiej. PGE Arena, Ergo Arena lub Stadion Miejski we Wrocławiu są zdecydowanie nowocześniejsze niż Stadion Olimpijski we Wrocławiu lub Stadion im. Zbigniewa Podleckiego w Gdańsku.

Są też kluby, które radzą sobie świetnie…

- Dla mnie przykładem świetnego marketingu jest Stal Gorzów, która na meczu z Renault Zdunek Wybrzeżem Gdańsk zgromadziła na stadionie 13 500 widzów. Chylę czoła przed tym klubem za działania, które doprowadziły do takiej frekwencji na meczu, który nie zapowiadał się szlagierowo. Przy tej okazji przypominam, że za pozyskiwanie pieniędzy odpowiadają w klubach konkretni ludzie. Czasy sponsoringu "na telefon" i nakierowywania pieniędzy do klubu przez miejską organizację partyjną sprzed 1989 roku już nie wrócą. Płacimy dziś cenę za sześć lat żużlowej "Rzeczypospolitej Szlacheckiej", gdy zmieniano regulaminy co roku, głównie pod siebie, a niektórzy beniaminkowie nie byli kompletnie przygotowani do jazdy w Enea Ekstralidze.

Mamy dziś inne czasy, wiele dzieje się nie tylko na stadionach i przed telewizorami, ale również na portalach społecznościowych. Czy to przyszłość komunikacji z kibicami?

- Niewątpliwie tak. Dzięki uprzejmości TVP Sport Enea Ekstraliga przejęła administrowanie profilem na Facebooku i mocno podążamy w kierunku komunikacji typu "Zawodnik meczu", a więc udziału kibiców w transmisjach telewizyjnych i ich aktywności w sieci internetowej. Enea Ekstraliga jest obecnie na trzecim miejscu pod względem liczby użytkowników oficjalnych fanpage`ów czołowych lig w Polsce. Z 53 tysiącami tzw. userów na Facebooku, wyprzedzamy Związek Piłki Ręcznej w Polsce, a "ulegamy" tylko fanpage`om połączonych lig siatkarskich (65 tysięcy userów razem) oraz piłkarskiemu profilowi Ekstraklasy z 95 tysiącami użytkowników.

Czy mecze Enea Ekstraligi są atrakcyjnym widowiskiem?

- Na wielu torach, na przykład w Toruniu, Częstochowie, Gorzowie, Lesznie lub Zielonej Górze można stworzyć ciekawe widowiska, gdy są one dobrze przygotowane. Zgadzam się z tezą, że atrakcyjność meczu wynika też z geometrii toru. Niestety, ale na takich obiektach jak rzeszowski lub przebudowany wrocławski, trudno o walkę "łokieć w łokieć" przez cztery okrążenia. Nie zapominajmy o przygotowaniu nawierzchni. Powstaje pytanie: czy klub przygotowujący tor chce mieć atrakcyjne zawody czy je wygrywać? Typem idealnym jest połączenie obu czynników. Obserwujemy to dziś w Częstochowie, Toruniu, Lesznie lub Zielonej Górze. Skrajny przykład to Tarnów z torem przygotowywanym na mecze ligowe w tym roku i torem na – na przykład – finale IMP w roku ubiegłym. Że można i wygrywać, i mieć dobry tor - tor do walki, pokazują choćby statystyki Unibaksu Toruń. Ta drużyna w sezonach 2009 – 2013 przegrała na swoim torze 5 meczów, a wygrała lub zremisowała 47, a zawody w Toruniu były zawsze ciekawe.

Frekwencja na stadionach jest w tym sezonie rewelacyjna. Pomijając Wrocław i Gdańsk, wręcz rekordowa w ostatnich dziesięcioleciach! Co ma na to decydujący wpływ?

- Osiem drużyn w Enea Ekstralidze powoduje, że każdy mecz jest o coś. Dwa przegrane mecze w lidze powodują, że szanse na play - off maleją. W roku ubiegłym do play - off weszła Unia Tarnów, która miała na koncie 8 porażek i Unibax Toruń - 7 przegranych meczów. Przy okazji, między bajki można włożyć dalece odbiegającą od dzisiejszej frekwencję na polskich stadionach sprzed dwudziestu czy trzydziestu lat. Dysponujemy ciekawymi danymi z kwerendy prasowej. Na przykład średnia frekwencja w najwyższej lidze żużlowej w 1978 roku wynosiła 7 500 widzów, w 1991 roku, gdy liga ruszyła z tak oczekiwanymi w Polsce cudzoziemcami, średnia frekwencja wzrosła do 12 500 widzów, ale już w 1992 roku wynosiła na przykład 8 600. W 2001 roku, gdy jeździło 8 drużyn, średnia wynosiła 7 800. Dziś, a rozmawiamy po VIII rundzie Enea Ekstraligi, średnia wynosi około 9 000 widzów.

Czy sukcesem Enea Ekstraligi można nazwać Platformy Komunikacyjne, które służą podtrzymywaniu dobrych relacji z klubami? Na czym one dokładnie polegają?

- Na integrowaniu środowiska ekstraligowego na tle problemów, które na bieżąca rozwiązujemy. Spotykamy się regularnie raz w miesiącu, albo w mieście któregoś z klubów żużlowych, albo w siedzibie naszego sponsora - Grupy Enea. Wypracowujemy podczas spotkań kompromisowe rozwiązania. Nikt niczego nie narzuca, rozmawiamy i dochodzimy zawsze do konsensusu. Czasami trwa to dłużej, innym razem krócej, ale na pewno odnosimy sukces Platformy Komunikacyjnej, którego nie było przez minionych sześć lat, gdy takiej wzajemnej relacji brakowało. Rozwiązaliśmy już szereg problemów: reklamowych, podatkowych żużlowców, organizacyjnych i innych.

Marta Półtorak, była prezes klubu z Rzeszowa zarzuciła Enea Ekstraliga, że ta zniechęca sponsorów. Jak może się pan do tego ustosunkować?

- Enea Ekstraliga pozyskała w ostatnim czasie kilku nowych sponsorów i partnerów. Wrocławska firma TOYA S.A. z marką handlową YATO została w sezonie 2014 naszym partnerem technicznym. Z kolei AZTORIN został partnerem technologicznym Enea Ekstraligi. Naszym sponsorem tytularnym jest nadal GRUPA ENEA, a partnerem medialnym nc+.

Wielu kibiców zarzuca zarządowi Enea Ekstraligi zawłaszczanie rozgrywek, narzucanie dosłownie wszystkiego, począwszy od rozmieszczenia reklam na stadionach, przez wygląd programu zawodów, a skończywszy na odzieży zawodników i osób funkcyjnych. Kibice piszą i mówią, że zajmuje się pan z Ryszardem Kowalskim drobnostkami, a zupełnie odłogiem zostawia ważne sprawy, choćby kwestię tłumików…

- Przez wiele lat żużel pozostawał w tyle za innymi dyscyplinami sportu. Co prawda powołano do życia ligę zawodową, ale mentalny proces zmian wśród prezesów, a także kibiców, to jest zupełnie coś innego. Musiały odejść do lamusa pewne nawyki i przyzwyczajenie prawie rodem z PRL-u, że "coś jest od lat, więc nie można już tego zmieniać". Mówię głównie o postawie prezesów, którzy żyli jeszcze w świecie, w którym zajmowali się wszystkim na stadionie, czasami nawet wpuszczaniem na zawody kibiców. Poszliśmy do przodu, bo rynek sponsorski i reklamowy także się rozwinął. Dzisiaj trzeba mieć w rozmowach z potencjalnymi sponsorami ofertę kompleksową, przedstawiać rozwiązania marketingowe na wszystkich obiektach Enea Ekstraligi razem, ujednolicać i unowocześniać ligę i kluby. Pozostawienie wszystkiego tak jak było, oznaczałoby wstecznictwo. Wiem, że kibice są przyzwyczajeni do różnych kolorów kombinezonów, do zawadiackich panów na starcie, którzy byli ubrani jak choinki na Boże Narodzenie, do tłumów w parkingu po meczu i do jeszcze wielu innych drobnostek, które tak naprawdę odstawały od tego, jakie mamy czasy. Proces zmian jest długi i mozolny. Wzorujemy się na najlepszych ligach i organizacjach. Podpatrujemy, aby być doskonalszym i wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom telewizji, sponsorów i reklamodawców. To już nie lata osiemdziesiąte, gdy żużlowiec palił po meczu papierosa w parkingu, miał brudny kombinezon i pozował do zdjęcia z kibicami w przypadkowych okolicznościach. Owszem to miało swój urok, ale świat się zmienił. Dziś wszystko jest wystandaryzowane, od razu widoczne w mediach i wyliczone w czasie. Albo się do tego dostosujemy, albo żużel w Polsce będziemy mieli na poziomie, bez urazy, niemieckiej Bundesligi. Proszę przyjrzeć się np. wyścigom Formuły 1: czy tam ktoś neguje, ze przy 40 stopniowym upale w Dubaju mechanicy teamów muszą być ubrani jak uczestnicy misji kosmicznej? Nie, bo wie, że to jest dla jego bezpieczeństwa i ze względów reklamowych.

Zarzuca się Enea Ekstralidze również dyktaturę. Spółka zachowuje się czasami tak, że potrafi tylko karać kluby, zawodników i niewiele z tego wynika - podsumowują kibice. Jak pan im odpowie?

- Enea Ekstraliga musi być zarówno jak srogi ojciec, ale także jak kochająca matka. To, że spółka czasami zwraca klubom na coś uwagę, nie znaczy, że od razu nakładane są kary. Wielokrotnie sugerujemy poprawki w sprawach organizacyjnych, reklamowych i drobnych rzeczach, które może kibicom nie są potrzebne do szczęścia, ale sponsorom już tak, bo oni płacą za świadczenia. Wraz z platformą nc+ słuchamy też głosu kibiców. Proszę zauważyć, że wielu nie podobała się oprawa telewizyjna I rundy Enea Ekstraligi w wykonaniu nc+. Szybko udało się poprawić zdjęcia zawodników i wielkość czcionki na ekranach telewizyjnych, bo zarówno nam, jak i telewizji zależy na dobrym kontakcie z fanami. Ostatecznie przecież mecze odbywają się dzięki kibicom i ich obecności na stadionach. Pamiętajmy też, że pewne wymogi mają sponsorzy, a kluby nie są przez nas traktowane tylko jako wykonawcy poleceń. Co miesiąc spotykamy się na Platformach Komunikacyjnych i dyskutujemy. Każda uwaga przedstawiciela klubowego, czy to w zakresie reklamowym, telewizyjnym czy też innym, ale organizacyjnym, jest analizowana. W sprawach regulaminu sportowego zaś, tu się zgadzam, pozostajemy nieugięci. Minęły już czasy, gdy osiem lub dziesięć klubów ustalało sobie regulamin według listy własnych życzeń. Teraz to leży w gestii PZM i sprawdza się doskonale.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: