Maciej Kmiecik: Kilka dni temu ogłosił pan dziesiątkę Polaków, z której wyselekcjonuje czwórkę na finał Drużynowego Pucharu Świata. Dlaczego akurat ci zawodnicy?
Marek Cieślak: Po prostu muszę tę dziesiątkę zgłosić i tyle. Przetoczyła się dyskusja, dlaczego ten, a nie tamten. Wiadomo, że niektórzy zawodnicy z tej dziesiątki mają nikłe szanse, by pojechać w finale DPŚ, ale ja dziesiątkę muszę podać. Dla niektórych zawodników bycie w tej dziesiątce jest może swego rodzaju uhonorowaniem.
[ad=rectangle]
Ma pan już tę podstawową czwórkę w głowie czy może ta kadra jest jeszcze szersza?
- Mam już czwórkę zawodników, na których postawiłbym obecnie.
Rozumiem, że pewnie pan jej teraz nie zdradzi?
- Nie, nawet, gdyby mnie torturowano, nie zdradziłbym jej teraz (śmiech).
A są jacyś pewniacy? Jarosław Hampel, Janusz Kołodziej mogą być spokojni o miejsce w kadrze na finał DPŚ?
- Niech pan nie ciągnie mnie za język, bo za chwilę powiem panu całą czwórkę (śmiech). Myślę, że niektórych powołań można się spodziewać. Wiadomo, że Jarosław Hampel prezentuje równą formę. Krzysztofa Kasprzak jedzie w Grand Prix. Przecież to wszystko kręci się wokół kilku zawodników. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, wokół których nazwisk się obracamy. Dajmy czas tym zawodnikom, żeby oni sobie spokojnie jeździli. Jeszcze jest kilka imprez do odjechania, m.in. pierwsze finały SEC, finał Złotego Kasku. Nie chcę, aby zawodnicy stresowali się startem w Drużynowym Pucharem Świata.
Nie martwi pana nieustabilizowana forma naszych reprezentantów? Jarosław Hampel jest wyśmienity w Enea Ekstralidze, ale już w Grand Prix jeździ w kratkę. Podobnie Krzysztof Kasprzak, który po kontuzji miewa skrajnie różne występy...
- Ogólnie rzecz biorąc, jedziemy słabiej w tym roku niż w poprzednim. Nie wiem, czy to przyszedł akurat taki sezon, ale większość jedzie w kratkę. Szczególnie jeśli chodzi o młodzież. Maciej Janowski, który dla mnie był w zeszłym roku takim drugim liderem w DPŚ, w tym sezonie aktualnie nie ma takiej formy. Patryk Dudek też jeździ w kratkę. Mam nadzieję, że jest to chwilowe i oni dojdą do swojej normalnej dyspozycji. Tak to niestety bywa z młodymi.
Przyzna pan, że ten sezon jest w ogóle dziwny w światowym żużlu, bo trudno doszukać się kogoś, kto jedzie równo przez kilka miesięcy i na wszystkich frontach...
- Jak spojrzy się na inne reprezentacje, mają podobne problemy, jak my. Weźmy taką Danię - Kenneth Bjerre jeździ w kratkę. Nicki Pedersen też nie jest maszynką do robienia punktów. Wszystkie kadry mają ten sam zgryz, co my. Dlatego jestem optymistą w kwestii DPŚ. Chociaż jedziemy słabiej niż przed rokiem, inne reprezentacje mają te same problemy. Nie jestem zdołowany wynikami naszych żużlowców.
Ta sinusoida pana zdaniem wynika z problemów sprzętowych? Tak przynajmniej tłumaczy się większość żużlowców, którzy jednego dnia jadą, a następnego potrafią kompletnie zawalić spotkanie. Może być tak, że trochę łut szczęścia i trafienie z selekcją oraz sprzętem zadecyduje o tytule w finale DPŚ?
- Może i tak być. Łut szczęścia jest ważny, ale wracając jeszcze do tego sprzętu, ja do końca w to nie wierzę. Nie mogę uwierzyć, że 44-letni "dziadek" Greg Hancock, który jest liderem Grand Prix ma inne silniki niż pozostali. Przecież on nie jeździ na sprzęcie z kosmosu, tylko takim, do jakiego dostęp mają też inni zawodnicy. Greg jedzie raz lepiej, raz gorzej, ale on w tym momencie jest pierwszy w Grand Prix.
A też zaczynał od trzech zer na inaugurację w Auckland...
- No właśnie, Greg też notował wpadki w turniejach Grand Prix, a mimo wszystko przewodzi cyklowi.
[nextpage]Jest pan trochę rozczarowany postawą Polaków w Grand Prix? Początek - szczególnie Krzysztofa Kasprzaka - był rewelacyjny, a teraz obaj nasi reprezentują są na granicy TOP -8.
- Krzyśka zastopowała ta kontuzja. To był głupi, zupełnie niepotrzebny uraz. Kontuzja wybiła go z rytmu. Przed urazem, na co nie wsiadł, to jechał jak natchniony. W swoim zespole mam Martina Vaculika, który w zeszłym roku nie mógł sobie poradzić w lidze, a teraz, jakiego by nie wziął silnika, ten jedzie. Nie wiem, jak to jest z tym sprzętem. Co mu kiedyś nie chodziło, teraz wkłada w ramę i jedzie. Silnik, silnikiem, ale trochę udziału człowieka jeszcze w żużlu ma - wbrew pozorom - znaczenie. Jeżeli zawodnik nie jest w stuprocentowej formie, to wtedy te silniki mają decydujący wpływ. Jeśli żużlowiec - jak to się mówi - jest "napomnowany" energią, to nawet przy słabszym silniku, jest w stanie to nadrobić. Kiedy ktoś nie jest w optymalnej dyspozycji, to punktuje tylko, gdy trafi "z czymś konkretnym pod tyłkiem". Tak zawsze było i będzie.
[ad=rectangle]
Czy wakacyjna przerwa w Enea Ekstralidze nie jest trochę nie na rękę panu w kontekście selekcji zespołu na Drużynowy Puchar Świata? Co prawda może pan obserwować kandydatów do kadry w innych zawodach, ale solą żużla jest nasza liga...
- Na szczęście będziemy mieli w lipcu dwa finały SEC w Guestrow i Togliatti. Jest finał Złotego Kasku, Elitserien jedzie bez wakacji. Dobrze, że te trzy mecze Enea Ekstraligi z poprzedniej kolejki będą rozegrane dopiero w połowie lipca. Może nawet to się ułożyło nam na rękę. Nie myślę, żeby ta przerwa wakacyjna była jakiś problemem. Chcieliśmy przerwy, to ją mamy, choć nie w takim wymiarze, jak pierwotnie planowano.
Planuje pan jakieś zgrupowanie kadrowiczów w Bydgoszczy przed finałem DPŚ?
- Oczywiście. Całej dziesiątki na pewno nie ściągnę na to zgrupowanie, ale przed podaniem czwórki i rezerwowych na finał DPŚ, na pewno przyjedziemy do Bydgoszczy. Kilka dni tam potrenujemy, by zapoznać się z różnymi warunkami torowymi. Trzeba będzie wypróbować różne warianty przygotowania bydgoskiego toru. Chodzi o to, by zawodnicy nauczyli się tego toru, bo przecież na co dzień tam nie jeżdżą, z uwagi na to, że w Bydgoszczy nie ma Enea Ekstraligi.
Do żużla wraca takie wyświechtane powiedzenie "nigdy nie mów nigdy", bo Piotr Protasiewicz jest w tym sezonie w takiej formie, że w metrykę mu nie wypada zaglądać...
- Sprawa z Piotrem Protasiewiczem została już odkręcona. Powiedziałem, że tylko krowa nie zmienia poglądów. Piotrek jest w dziesiątce kadrowiczów. Jeśli będzie dobrze jechał, ma szanse wystąpić w finale w Bydgoszczy. To jednak jest po części wina innych zawodników, którzy pracują na to, by Piotrek Protasiewicz mógł powiedzieć - stary, będziesz musiał mnie wziąć.
Cieszy to, że on po tej kontuzji wrócił na tor w formie, jaką prezentował przed urazem...
- Oczywiście, oglądałem ten jego pierwszy mecz w Elitserien po kontuzji i jechał on świetnie w rywalizacji z naprawdę dobrymi rywalami. Zobaczymy, jak to się potoczy.
A nie żal panu, że obecnie trochę zawodzi młodzież, na którą postawił pan przed rokiem, odmładzając kadrę i ona wtedy stanęła na wysokości zadania?
- No właśnie, postawiłem sobie za cel odmłodzenie kadry i nadal chciałbym to robić. Co z tego, że człowiek chce, jak młodzi zawodnicy specjalnie w tym nie pomagają? Finał DPŚ jest u nas i nie wypada przegrać. Prawo, prawem, ale sprawiedliwość po naszej stronie musi być. Zobaczymy, co się wydarzy w najbliższych kilkunastu dniach. Jest jeszcze trochę czasu, by tę czwórkę ogłosić. Może coś się wydarzy, że wrócą oni do formy. Cały czas uważam, że w przyszłości będą oni bardzo dobrze jechali i zdobywali kolejne trofea dla Polski. W tym roku jednak prezentują zbyt nierówną formę.