W momencie, gdy nadchodzi "czas wyboru", którego musi dokonać trener Marek Cieślak, jak grzyby po deszczu pojawiają się pytania w stylu: "Dlaczego ten, a nie tamten". Przyznam, że nawet taka żużlowa dyskusja na płaszczyźnie kibicowskiej jest twórcza i interesująca, choć wiadomo, że tylko "Narodowy" podejmuje decyzje. Ale spokojnie. W tym roku będzie inaczej. Cieślak nie będzie miał problemu z wyborem, bo nie będzie chciał ryzykować, a wygrać przecież wypada, gdyż finał odbędzie się w Bydgoszczy. Trener postawi więc na bezpieczny wariant. Ale po kolei...
[ad=rectangle]
Mimo że polski żużel nie ma problemu ilościowego, tak jak często dzieje się w przypadku takich potęg jak Stany Zjednoczone czy inna Finlandia, bez wątpienia ten sezon ukazuje słabość polskiego speedwaya. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nasza dwójka rywalizująca w Grand Prix - Jarosław Hampel i Krzysztof Kasprzak - już na półmetku cyklu straciła praktycznie szanse na walkę o medale. Kasprzaka zastopowała w dużej mierze kontuzja, bo przecież początek sezonu "KK" miał iście piorunujący. Z kolei Hampelowi już od inauguracyjnej rundy brakuje szybkości. O ile wyniki bronią go jeszcze w polskiej ekstralidze, o tyle w Grand Prix nie wygląda to najlepiej. "Mały", podobnie zresztą jak Kasprzak, musi skupić się na walce o pozostanie w cyklu. Pamiętacie taką sytuację w ostatnich latach? A przecież zewsząd słychać, że walka w Grand Prix jest coraz mniej ciekawa, a poziom rywalizacji z roku na rok jest coraz niższy. W tym kontekście niskie pozycje Hampela i Kasprzaka mogą niepokoić.
"Co ma Grand Prix do Pucharu Świata?" - ktoś zapyta. Ano ma, bo przecież rywalizacja w poszczególnych turniejach jak na dłoni pokazuje, na co możemy liczyć w walce z innymi. Mimo bladego sezonu naszej dwójki wydaje się, że ich pozycja w kadrze jest niepodważalna. Cieślak nie zaryzykuje i nie zrezygnuje z tego duetu. Ma mocny argument: ścigają się w Grand Prix, są "otrzaskani" w międzynarodowym towarzystwie. Do tego fundamentu dołączy Janusza Kołodzieja, który jeździ na dość wysokim poziomie w polskiej lidze. Ma duże atuty: doświadczenie i pewną przewidywalność. Poniżej pewnego poziomu "Kołdi" zejść nie powinien, a to gwarantuje Cieślakowi określoną zdobycz punktową. Czwartym do brydża będzie powracający do kadry Piotr Protasiewicz. Tak, to nie pomyłka. Cieślak już wcześniej na łamach sportowefakty.pl deklarował, że "tylko krowa nie zmienia poglądów". Mimo że wcześniej mówił wprost o tym, że dla "Pepety" temat reprezentacji już się zakończył, dziś powraca do tego zawodnika. Trudno jednak wyobrazić sobie kadrę bez Protasiewicza, który jest obecnie w najlepszej dyspozycji z całej czwórki. "Ścieżki" na bydgoskim torze nie stanowią dla niego żadnych tajemnic. Tu nie mam wątpliwości.
Jak pisałem, trener kadry postawi więc na bezpieczny wariant bez żadnego ryzyka w postaci postawienia na któregoś z żużlowców z młodszej generacji. Jedynymi, którzy mogliby pukać do bram kadry są Maciej Janowski i Patryk Dudek. Mogliby, ale nie zapukają, bo nikt im w tym sezonie drzwi nie otworzy. Janowski niby punktuje na przyzwoitym poziomie, ale po powrocie do wrocławskich korzeni szału jednak nie robi. Odnoszę wrażenie, że często się męczy i świetne występy przeplata ze słabszymi. Z kolei Dudek - o czym sam zresztą mówi - zanotował obniżkę formy i na powołanie raczej nie ma co liczyć. O braciach Pawlickich także nie ma co pisać, bo są na dziś za słabi na kadrę i na taki eksperyment Cieślak w życiu się nie zdecyduje. Jest jeszcze Tomasz Gollob. A właściwie już tylko symbol i nazwisko. Słabiutki w polskiej lidze chyba sam nie ma ochoty na to, by nawet zasygnalizować chęć powrotu do reprezentacji. Może to i lepiej, bo żal byłoby patrzeć, gdyby Pan Tomasz rozmieniał swoją markę na rodzinnym torze.
Odmłodzenia kadry więc nie będzie, bo nikomu się to po prostu dziś nie opłaca. Polacy po prostu muszą wygrać. Są u siebie i nie mogą sobie pozwolić na zejście z tronu. Kadra nie ma wprawdzie zdecydowanego pewniaka i lidera, ale jak na ironię, to może być jej atut. Odpowiedzialność zostanie bowiem rozłożona równomiernie na każdego z poszczególnych żużlowców a to, w moim odczuciu, może przynieść tylko korzyści.
A rywale? Duńczycy - z niewiadomych przyczyn - postanowili wystawić w półfinale rezerwowy skład. Czy Dania bez Pedersena i Iversena sobie poradzi i zdoła awansować do finału? Oby, bo przecież finał bez pojedynków z "Dunami" straci wiele na swojej atrakcyjności. Dania i Australia znów będą "kąsać" naszych najmocniej, ale w finałowej rywalizacji to i tak Polacy będą kandydatami numer jeden do złota. Innym wariant nie wchodzi w grę.
Ja stawiam, że o medal walczyć będą zatem Hampel, Kasprzak, Kołodziej i Protasiewicz. Innego wyjścia po prostu nie ma. Sądzę, że taka kadra zapewni nam tytuł. A Wy?
Maciej Noskowicz - Polskie Radio Zachód/Program pierwszy Polskiego Radia