Mój wiek, mocno przejrzały, zdecydowanie oldbojowski, o lata świetlne odległy od juniorskiego, charakteryzuje skłonność do idealizowania tego, co niegdyś, co z czasów jurnych i chmurnych. A że skłonność ta podbita jest sceptycyzmem i przyprawiona sławnym (sławnym przynajmniej w kręgach, bliskich mi) krakowskim eeeeee, z rezerwą ogromną odnoszę się do wszelkich nowości, a już z niechęcią najszczerszą do popadania w hurraoptymizm z tego tylko powodu, że ktoś oto ma (jakby rzekł bohater naszych czasów niemądrych Ferdynand Kiepski) pomysła. Pomysł rzecz dobra, zacna, pomysł - fundament postępu; to nie podlega wątpliwościom. Aliści pomysł to na pewno nie religia.
[ad=rectangle]
Smęcę tak melancholijnie (po uszy będąc w melancholii unurzany: ale leje tu u nas niemal tak, jak dawnymi czasy lubiło lać na torach wiadomych przed przyjazdem drużyn takoż wiadomych, cechujących się wyjątkową niechęcią do podejmowania jazd na błotnistych nawierzchniach), albowiem świat wielki doniósł, iż w kalendarzu imprez pojawi się nowe cymelium - indywidualne mistrzostwa ligi z przedrostkiem, mianowicie.
Wiem, iż w starczym uporze bywam nieznośny, ale nazwa w/w antrepryzy ani z paszczy wyleźć mi nie chce, ani poprzez palce spłynąć na klawiaturę: bo dla mnie to jeszcze jedna bzdura, znak czasów naszych współczesnych, czasów jakże niemądrych. Dlaczego kilka klubów nie ma normalnie, po staremu, rywalizować o dumny tytuł drużynowego mistrza Polski, jeno musi wojować o godność mistrza owej ligi z przedrostkiem? I dlaczego nie mam prawa nazywać rzeczy normalnie, po staremu, a więc że Unia Leszno przypisana jest do ligi I, Grudziądz z Lublinem spotykają się w II, maruderzy zaś w rodzaju Krosna, Rawicza oraz Wandy przybocznej harcują w lidze III?
No, ale: nikt mnie nie prosił o radę przy urządzaniu państwa żużlowego, więc jest co jest; tyle tylko że i ja korzystam z wolności słowa i nazywam sobie ligę najwyższą, czyli I, ligą z przedrostkiem. O tę ligę mi tym razem chodzi, a raczej nie o nią samą, lecz turniej indywidualny o tytuł owej ligi mistrza. Co nieco już o w/w zabawie wiem: że ustalono zasady kwalifikowania uczestników owej rywalizacji, że podano, podług jakiego klucza zostaną wybrani. Za chwilę zapewne dowiem się, o jaką forsę będą walczyć i jakie kary mają grozić w przypadku narażenia na utratę dobrego imienia (bądź naruszenia owego imienia) organizatorów przedsięwzięcia. Jednym słowem, jest jak w żużlowej książce pisze - kolejny sążnisty regulamin, w pocie czoła skonstruowany, gotowy.
Zastanawiam się jednak: po co to wszystko? Czyżbyśmy nie mieli rozgrywek tak pięknych, dumnych, chwalebnych, prestiżowych, ozłoconych długą tradycją - jak indywidualne mistrzostwa Polski? Nie żadnej ligi z przedrostkiem: Polski! Czyżbyśmy nie mieli opromienionych półwieczną praktyką rozgrywek o Złoty Kask? Przetestowanych w dwóch co najmniej wariantach: i jako rewanż dla przegranych w finale IMP, i jako cykl w pewnym sensie prekursorski wobec GP, w odróżnieniu od jednodniowego finału IMP mogących toczyć się w serii, trwającej od wiosny do jesieni. Naprawdę potrzebny nam kolejny grzybek w barszczu?
Pytanie stawiam retoryczne, bo jestem dziwnie pewny, jaka odpowiedź może paść. Ale mam komfort zachowania zdania odrębnego: i uważam, że ta najnowsza zabawa nikomu do niczego potrzebną nie jest. Bo jeśli komuś zbywa na pieniądzach, powinien spożytkować je na dofinansowanie tych najważniejszych, tych z tradycją, imprez. Względnie na stworzenie mechanizmów, przywracających im zatraconą rangę. Wszak wszyscy – z lenistwa, jak mniemam, z wygody, z obojętności - dopuściliśmy, że PT Żużlowcy lekce sobie owe najdostojniejsze imprezy ważyli: kiedy jednemu z drugim było po drodze, w eliminacjach i finale uczestniczył, ale kiedy termin walki o medale kolidował z lukratywnym meczykiem czy takąż imprezką byle gdzie, deklarował niemożność startu i choć cały świat wiedział, że delikwent łże, aż z uszu mu się kurzy, nie było odważnego, aby go dla przykładu ukarać. Ba! Zaraz pojawiał się tabun adwokatów tłumaczących, że dezerter/markierant słusznie czynił, rezygnując z występu w finale...
Wiem, że tak jak nurtu Wisły (czy też Sanu) kijem nie zatrzymam, tak nie sprawię, aby orędownicy rozgrywania indywidualnych mistrzostw ligi z przedrostkiem mieli odstąpić od swej idei. Proszę jednak pokornie o odrobinę refleksji: czy naprawdę potrzebne są nam kolejne imprezy, kosztem których inne, zacne i honorowe, miałyby pogrążać się w marazmie, ich status zaś - niezasłużenie być deprecjonowany? Czy nie lepiej wspólnie postarać się o przywrócenie tym wszystkim rozgrywkom, stawką których są tytuły mistrzów Polski, najwyższej rangi i takiegoż priorytetu...
Waldemar Bałda