Przedstawiamy obszerne fragmenty wywiadu, jakiego podczas niedawnego pobytu w rodzinnym Saławacie udzielił Emil Sajfutdinow. Inspiratorem rozmowy i autorem pytań był nasz rosyjski kolega po piórze, Siergiej Aleszkowicz.
www.sgvibor.ru: Emil - trwający sezon jest dla ciebie inny niż poprzednie. Zrezygnowałeś z występów w Grand Prix i postawiłeś na udział w mistrzostwach Europy oraz ligowe starty. Co straciłeś, a co zyskałeś na tym?
Emil Sajfutdinow: Niczego nie straciłem. Czy zyskałem? Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym. Może więcej spokoju, mniej nerwów? Występów w ligach polskiej, szwedzkiej i rosyjskiej mam pod dostatkiem. Mistrzostwa Europy są w połowie kalendarza (rozmowę przeprowadzono przed finałem w Holsted - dop. red). Pojawiło się więcej czasu na spokojne przygotowanie do zawodów. Kiedy jeździłem w Grand Prix, wszystko musiało być temu podporządkowane. Teraz oddaję priorytet polskiej lidze. W niej mogę zarobić godziwe pieniądze, a potem z tego zainwestować w SEC.
[ad=rectangle]
Gdyby przyszło ci powrócić do GP, nie będzie problemu z wskoczeniem na tą pędzącą karuzelę?
- Mnie myśli o powrocie do GP nie męczą. Jeśli nie będę miał sponsorów konkretnie dla mistrzostw świata, ten powrót się nie wydarzy. Jak każdy normalny zawodnik powinienem skupiać się na jeździe, a nie myśleć o innych rzeczach. Pięć lat spędziłem w cyklu i zawsze w połowie serii pojawiały się problemy finansowe. Trzeba było szukać pieniędzy, a nawet się zapożyczać, aby normalnie dokończyć sezon. Większość budżetu idzie na sprzęt. Tylko na dobrym silniku masz szansę na dobry wynik. Dlatego, dopóki nie rozwiąże się problem sponsoringu, mówić o powrocie do Grand Prix nie mam zamiaru. Dla mnie nie ma sensu wracać ze świadomością, że nie ma szans walki o tytuł. To nie w moim stylu. Nie do tego dążę w swojej karierze.
Co możesz powiedzieć o cyklu SEC? Jakie nowości?
- Od momentu mojego startu pojawiło się więcej sponsorów. To fakt, który bardzo mnie cieszy. Pięć lat w Grand Prix nie dało mi tylu pozytywów, co dwa lata w SEC. Wcześniej, gdzie bym się nie zwrócił o wsparcie, zazwyczaj nie było odpowiedzi. Wszystko leciało jak w próżnię. Oczywiście chciałbym zostać mistrzem świata, ale czasami życie tak się układa, że realizację marzeń trzeba odłożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość. Teraz, mam nadzieję że transmisje kanału Eurosport z wielomilionową widownią, wpłyną pozytywnie na rozwój żużla. Te moje nadzieje żyją tylko i wyłącznie dzięki organizatorom SEC.
A nowe europejskie tory potrafią Cię zaskoczyć?
- Raczej nie. W swojej karierze poznałem już tyle torów, że nie stanowi problemu dostrzec odmienności między nimi. Różnice w ustawieniach są potrzebne zawsze, zarówno na torze po którym jeździsz codziennie, jak i na tym, gdzie wystartujesz tylko raz w życiu. Nawierzchnie mogą być różne, podobnie jest ze ścieżkami, ale to detale. Jak masz dobry sprzęt i prawidłowo go ustawisz, dasz radę pośmigać wszędzie.
Wróćmy do polskiej Ekstraligi. Przed sezonem Unibax Toruń wydawał się być jak żużlowy dream-team, nazywano go tak nawet, żużlowa drużyną marzeń. W takim silnym składzie powinien wygrywać z wszystkimi przeciwnikami. Coś jednak nie zadziałało. Jak myślisz, co?
- Według mnie, nie ma znaczenia, jak bardzo znane masz nazwisko, bo nazwiska same nie jeżdżą. W obecnych czasach żużel się mocno zmienił. Co z tego, że na papierze nie mieści się lista zdobytych do tej pory medali i tytułów? Czy w danym konkretnym momencie na torze, ten spis może coś pomóc zawodnikowi? W realnym życiu jest tak, że do wyścigu może stanąć całkiem nieznany junior i z tobą wygrać. Ważny jest nastrój, koncentracja, skupienie w danym momencie. To pomaga wygrywać. Zawsze liczą się też techniczne detale, nowinki, ustawienia silnika, problemy z tłumikiem. Jest wiele aspektów sukcesu lub porażki. Oczywiście Unibax to jest silna drużyna. Nie wiem, może wpływ miało zbyt duże ciśnienie po nałożonych na klub karach? Przecież wszyscy oczekiwali od nas tylko wygranych, jak w bajce, ale zrozumcie, że żużlowcy to tylko ludzie i mają prawo do własnych słabości czy błędów. Mieliśmy mnóstwo kontuzji. Dlatego tylko kilka meczów odjechaliśmy w pełnym składzie. Każdy z członków zespołu jest różny, każdy z nas ma wzloty i upadki. Tomaszowi Gollobowi ciężko jechać na maksa. Nie wiem czy to z racji wieku, przebytych urazów czy z innych powodów. Ja czy Chris Holder potrzebowaliśmy dużo czasu by dojść do pełnej formy po kontuzjach. Darcy Ward umie pojechać rewelacyjnie, ale czasami brakuje mu stabilności. Każdy z nas jest profesjonalistą. Każdy z nas przygotowuje się i stara na sto procent. Ja to widzę i rozumiem, ale nie zawsze okoliczności układają się tak, jak byśmy wszyscy chcieli. Nazwać nas można dowolnie, nawet drużyną marzeń. Prawda jest jednak taka, że nie ma takiej ekipy, by była zdolna wygrywać wszędzie i z wszystkimi.
Powiedzmy parę słów o rosyjskim żużlu. Ścigasz się w Szwecji, a mówią ze tamtejszy speedway jest w kryzysie. Gdzie zatem jest nasz rodzimy żużel?
- W super-kryzysie. To nie podlega dyskusji i daleko nie trzeba szukać. Widać to najdobitniej po moim klubie SK Saławat. Powiem tak - już drugi raz przyleciałem tutaj na ligowy mecz, na swój rachunek, bez najmniejszego nawet honorarium. Pomagam bratu kontynuować dzieło ojca. Wychodzi na to, że jestem i zawodnikiem i sponsorem drużyny. Trzeba by się w końcu jakoś dokrzyczeć do tych ludzi odpowiedzialnych za podejmowanie poważnych decyzji, do sponsorów mogących wspomóc rosyjski żużel w dojściu na normalny poziom rozwoju. Nasza federacja też powinna w końcu obudzić się z letargu i zacząć działać bardziej aktywnie. Przecież nasi juniorzy muszą mieć możliwość udziału w zawodach na całym świecie. Nie wspominam już o reprezentacji. Bez tego nigdy nie podniesiemy się na wyższy jakościowo poziom.
Wielu naszych kibiców wiąże twoje finansowe problemy z częstochowskim klubem i z tym, że ty i Grigorij Łaguta jesteście Rosjanami.
- Nas, Rosjan zawsze postrzegano jako ludzi mocnych, ambitnych i silnych duchem. Może z tego powodu rodzą się jakieś stereotypy? Ze swojej strony nigdy nie odczułem złego stosunku do mojej osoby i dlatego więcej na ten temat mówić nie będę. Mogę dodać jedynie, że bez przerwy spotykam się z propozycjami występów dla Polski, na polskiej licencji. To by się opłacało polskim klubom, bo według mnie postępuje deficyt naprawdę silnych zawodników. Póki co, nie zamierzam pójść tą drogą i wciąż mam nadzieję, że w rosyjskim żużlu pójdą zmiany na lepsze.
Sporo się ostatnio mówi o zmianie pokolenia w światowym żużlu. Jak ty to odbierasz?
- Gdy ja zaczynałem ścigać się w Europie, zawsze chciałem coś zrozumieć, podejrzeć, przejąć od Tony'ego Rickardssona, Jasona Crumpa czy Leigh Adamsa. Dla mnie oni byli wzorem, chciałem w ich kręgu jak najczęściej przebywać, walczyć na torze, próbować z nimi wygrać. Teraz autorytetów jest niewiele. Wielu starszych na młodych krzyczy i ich sztorcuje. Ogólnie wszystko jakoś idzie w dół. I tak będzie nadal, jeśli coś się nie zmieni. Cykl mistrzostw świata powinien nadawać rytm rozwoju w całym żużlowym świecie, a według mnie seria Grand Prix tego nie czyni. Jest dokładnie odwrotnie. Inicjatywa przeszła w ręce organizatorów SEC. Oni narzucają teraz żużlową modę i trend. Stąd rodzą się konflikty i rozbieżne interesy, a to rozwojowi na pewno nie sprzyja. Prawie codziennie mam kontakt z zawodnikami światowej czołówki. Większość z nich mówi o zmęczeniu cyklem GP, o spadku motywacji i braku perspektyw. Nikt raczej zbyt długo by nie rozpaczał, gdyby zabrano mu tam miejsce. Priorytety się zmieniają i będzie to trwało tak długo, dopóki nie zmieni się polityka BSI. Nie będzie zmian, to może być tylko gorzej. Minęły bezpowrotnie czasy, gdy ścigano się dla prestiżu. Sam prestiż nikomu już nie wystarczy. Kolosalne nakłady finansowe to tylko jedna strona medalu dotykająca zawodników. Dwanaście turniejów z naruszaniem rytmu snu i jedzenia wszystkim powoli wychodzi bokiem. Sześć bym jeszcze mógł zrozumieć, ale dwanaście z lataniem między kontynentami?
Jakie jest zatem twoje nastawienie? Co przeważa, optymizmu ci nie zabraknie?
- Nie czuję się zmęczony. Wciąż znajduję zadowolenie ze swojej pracy, bo tak traktuję speedway. Więcej uwagi poświęcam swojemu zdrowiu, staram się na torze działać skutecznie, ale bez zbędnego i nieusprawiedliwionego ryzyka. Miałem naprawdę mnóstwo urazów i kontuzji, wszystkie zostały dokładnie przemyślane. Wyciągnąłem z nich wnioski. Nastrój mam normalny, bojowy. Mamy zamiar nadal walczyć i wygrywać!