Przemysław Pawlicki występował w minioną sobotę w barwach Poole Pirates i podczas groźnie wyglądającego upadku doznał złamania obojczyka. Kontuzja uniemożliwiła mu występ w rozegranym dzień później meczu Enea Ekstraligi przeciwko Stali Gorzów. Pomimo nieobecności "Shamka" i Nickiego Pedersena, leszczynianie wywalczyli remis gwarantujący im występ w play-offach.
[ad=rectangle]
- Nie wiemy kiedy Przemek do nas wróci - stwierdził na pomeczowej konferencji menedżer drużyny, Adam Skórnicki. Wszystko wyjaśniło się na początku tygodnia, gdy kapitan Byków przeszedł szczegółowe badania. Okazało się wówczas, że nie będzie potrzebował operacji. Zamiast tego, przejdzie zabieg laserowego spawania kości obojczyka.
- Kontuzja Przemka nie jest na szczęście groźna. Nie potrzebował operacji i we wtorek wrócił już do Polski. Czeka go oczywiście rehabilitacja, ale przejdzie ją już na miejscu - słyszymy w leszczyńskim klubie.
Gdyby Przemysław Pawlicki potrzebował zabiegu operacyjnego, mógłby nie zdążyć na pierwszy mecz play-offów. Przedstawiciele leszczyńskiego klubu są jednak przekonani, że "Shamek" wróci już na pierwsze spotkanie półfinałowe, zaplanowane na 14 września. W ostatnim meczu rundy zasadniczej w Częstochowie kapitana zastąpi Mikkel Michelsen.
Leszczynianie liczą po cichu na to, że Pawlicki wróci na tor w lepszej formie, niż ta, jaką prezentował przed kontuzją. W swoim ostatnim ligowym meczu w Zielonej Górze zdobył zaledwie punkt i bonus. - Problem Przemka może tkwić też w motocyklach, ale regeneracja sił na pewno dobrze mu zrobi - ocenił w niedzielę Skórnicki.