Robert Noga: Żużlowe podróże w czasie (130): Mariana Kaisera sława i przekleństwo (1)

Był jednym z tych, dzięki którym polski żużel dobił do światowej czołówki. Uwielbiany przez kibiców, przez władze polityczne i sportowe skazany został na zapomnienie.

Robert Noga
Robert Noga
Marian Kaiser za wiele jednak znaczył, aby dać się zapomnieć. 3 dzień września 1961 roku, pamiętna data dla polskiego sportu żużlowego. Tego dnia we Wrocławiu w dramatycznym, wielokrotnie opisywanym finale Drużynowych Mistrzostw Świata reprezentacja Polski sięga po swój pierwszy, historyczny medal. I to od razu złoty!
Na podium stają tylko kapitanowie, ale przecież tamto złoto, zdobyte w blasku lamp samochodowych ustawionych wzdłuż toru na prośbę sędziego - Władysława Pietrzaka było zasługą całej piątki naszych zawodników, wybranej na posiedzeniu GKŻ kilkanaście dni przed finałem. Floriana Kapały - kapitana, Henryka Żyto, Mieczysława Połukarda, Stanisława Tkocza i, co dla współczesnych było oczywiste Mariana Kaisera. Oczywiste, bo Kaisera w tamtym składzie zabraknąć po prostu nie mogło. Zanim jednak cieszył się z kolegami z narodowego teamu i tysiącami kibiców ze swojego wielkiego triumfu przeszedł przez krajowe i zagraniczne tory długą drogę.

Urodzony w 1933 roku zaczynał w Gorzowie. Był początek lat 50-tych. - W 1951 roku odbyły się w Gorzowie pierwsze oficjalne indywidualne mistrzostwa okręgu zielonogórskiego. Zakończyły się wielkim sukcesem zawodników Stali, którzy zajęli trzy pierwsze miejsca - zwyciężył Stercel przed Wiśniewskim i M.Kaiserem - kronikarz gorzowskiego żużla Jan Delijewski w taki sposób odnotował w pracy "Żużel nad Wartą 1945-1989" być może pierwszy sukces bardzo młodego wówczas zawodnika. Z Gorzowa trafił Kaiser do Stali Ostrów, potem administracyjną decyzją z zespołem do Śląska Świętochłowice, następnie do CWKS we Wrocławiu, a potem w Warszawie, w klubie znanym potem pod nazwą Legii, z którą po likwidacji żużla w stolicy przeniósł się do Gdańska. I to właśnie w Legii zdobył swoją mołojecką sławę.

Oto 18 sierpnia 1957 roku, finał Indywidualnych Mistrzostw Polski, po raz pierwszy od kilku lat rozgrywany w formie jednego turnieju, na torze w Rybniku. W stawce rywali same asy polskich torów. Oddajmy głos sprawozdawcy "Przeglądu Sportowego" - Indywidualnym mistrzem Polski na rok 1957 został Marian Kajzer, uzyskując maksymalną ilość punktów (…). Już w pierwszym wyścigu doskonała formę zasygnalizował Maj ocierając się o rekord toru (…) Ale zawodnik Górnika Rybnik natrafił na jeszcze lepiej dysponowanego przeciwnika. Był nim Marian Kajzer. Obaj ci zawodnicy spotkali się w wyścigu VI. Maj po doskonałym starcie objął prowadzenie, jednak na wirażu wyrzuciło go trochę i musiał zatoczyć większy łuk. Wykorzystał to natomiast Kajzer i wysunął się na pierwsze miejsce, utrzymując minimalna przewagę aż do mety. Jak się okazało w tym biegu rozstrzygnęły się losy mistrzowskiej szarfy - Joachim Maj był drugi, a trzeci Edward Kupczyński.

Jak uważni Czytelnicy zapewne zauważyli w prasowej relacji nazwisko naszego bohatera zostało zniekształcone. Była to wówczas niemal codzienna praktyka. Piewcom socjalistycznej poprawności politycznej wersja niemiecka nazwiska - Kaiser najwyraźniej przeszkadzała, toteż niemal nagminnie spolszczali ją na Kajzer. Co ciekawe złoto Kaisera zdobyte w 1957 roku w Rybniku to do tej pory jedyne indywidualne mistrzostwo kraju seniorów wywalczone przez zawodnika reprezentującego klub ze stolicy naszego kraju. Oczywiście zanim został mistrzem kraju, Kaiser dał się poznać jako bardzo dobry ligowiec. Zadebiutował w naszej lidze najpewniej 4 maja 1952 roku w wyjazdowym spotkaniu Stali Ostrów w Rawiczu z Kolejarzem. Był to debiut marzenie. Młody zawodnik wywalczył bowiem komplet 9 punktów odnosząc trzy zwycięstwa. Wyjaśnić wypada, że mecze składały się wówczas z IX biegów i każdy z sześciu zawodników tworzących drużynę stawiał się na torze trzy razy.

Prawdziwą gwiazdą ligi został jednak dopiero w barwach CWKS, a potem Legii, kiedy drużyna ta reprezentowała już Warszawę. Przez kilka sezonów był liderem drużyny, startując nierzadko z parze z bratem Stanisławem. Osiągnięcia Kaisera w lidze spowodowały, że trafił do reprezentacji Polski i począwszy od 1956 roku znalazł się w grupie zawodników walczących o miejsce w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata na mitycznym, londyńskim Wembley. Sztuka ta udała się Kaiserowi, po kilku podejściach w sezonie 1960. Wcześniej jednak posmakował angielskiej ziemi obiecanej biorąc udział w tourne naszej reprezentacji. W 1959 roku jako pierwszy z Polaków obok Tadeusza Teodorowicza, który uciekł z kraju, wystartował w lidze angielskiej broniąc barw zespołu Leicester. Dla zawodników zza "żelaznej kurtyny" starty w Anglii oznaczały nie tylko kontakt z najlepszymi zawodnikami, co w kraju zdarzało się sporadycznie i dostęp do nowoczesnego sprzętu, ale także możliwość dobrego zarobku w dewizach.

Nic też dziwnego, że występy na Wyspach dla wielu Polaków stały się marzeniem. Ze względów politycznych takie wyjazdy stały się realne dopiero po "październikowej odwilży" 1956 roku, w praktyce jednak nastąpiły one kilka lat później. O tych pionierskich występach Kaisera i dalszej jego sportowej drodze, za tydzień.

Robert Noga

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×