Marek Cieślak po półfinale EE: Nasza drużyna wygrywała, jak była kompletna
Wielu ludzi wieszało już na szyjach złote medale ekipie Marka Cieślaka. Tymczasem w środę, atakująca z czwartego miejsca po fazie zasadniczej Fogo Unia Leszno pokazała, że w sporcie nie ma pewniaków.
Pora rozgrywania spotkania i właściwie brak możliwości spasowania się z torem od soboty także miały niebagatelny wpływ na to, że tarnowianie wyglądali na tle przeciwnika niczym dzieci we mgle. Najlepiej wszystko obrazują liczby. Sześć indywidualnych zwycięstw, z czego cztery sam Martin Vaculik oraz triumf drużynowy dopiero w trzynastej gonitwie, kiedy losy batalii i tego kto pojedzie o DMP 2014 ze Stalą Gorzów były już dawno rozstrzygnięte. - Nie jesteśmy przyzwyczajeni, żeby tak późno jeździć. Lało od soboty, no i tor był przez to inny, a zawodnicy także bez żadnego treningu. Ale to też nie jest jakieś wytłumaczenie, bo przyjechali chłopcy z Leszna, którzy przecież również u nas nie trenowali, a świetnie sobie radzili. Przecież my w fazie zasadniczej przegraliśmy na obcym obiekcie tylko jedno spotkanie. Nie powinniśmy się więc do końca tak zasłaniać tym, że tor nie był naszym sprzymierzeńcem w takim stopniu jak mógł być - nie próbował się usprawiedliwiać Cieślak
Po upadku w Grand Prix Challenge na owalu we włoskim Lonigo bardzo źle czuł się jeszcze Janusz Kołodziej. Jego występ w środę niemal do ostatniej chwili stał pod znakiem zapytania. Faktycznie na torze to nie był ten sam Jasiek, który czaruje kibiców swoją jazdą w Jaskółczym Gnieździe. - Tak naprawdę to my widzieliśmy w środę ćwiartkę Janusza. Ja mu w ogóle jestem wdzięczny, że spróbował wystąpić w zawodach, bo rano dostałem wiadomość, że nie będę miał go do dyspozycji. Był poobijany praktycznie wszędzie, wyliczał tylko gdzie go boli. W końcu dał się przekonać, żeby spróbować - zdradził.Przez moment wydawało się, że piorunujący debiut w lidze polskiej może stać się udziałem Jacoba Thorssella. Szwed był o krok od triumfu w inauguracyjnym wyścigu. Pewnej trójki pozbawił go jednak defekt. Potem powietrze ze Skandynawa uszło i w kolejnych biegach nie potrafił nawiązać walki z przeciwnikami. - On tak naprawdę nie zna tego toru. W pierwszym biegu wygrał wyjście spod taśmy i jechał sobie przy krawężniku. Później warunki się zmieniły, a że nie ma doświadczenia to wiedziałem, że zginie na tym torze. To jest jednak wartościowy chłopak i z niego coś może być. Pokusiłbym się o podpisanie z nim kontraktu na przyszły rok - wyjaśniał trener małopolskiego klubu.
W tej chwili ciężko o motywację do dalszej pracy, ale na przyszłą niedzielę i walkę o trzecią lokatę ze Spar Falubazem Zielona Góra ekipa z Mościc ma być już w pełnej gotowości. - Uda się zmobilizować chłopaków. Nie mówię, że są załamani, ale każdy jest smutny i musi wszystko na swój sposób przetrawić. Uciekła nam szansa, ale na tym życie się nie kończy. To jest sport. Polega on na tym, że raz się zwycięża, a innym razem trzeba przełknąć tą gorzką pigułkę. Właśnie największą sztuką jest dźwignąć się z kolan, jak nieraz się robiło - zakończył.
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>