Borys Miturski: Miał być silnik, a prezesi zorganizowali bankiet (wideo)

Gościem najnowszego odcinka magazynu "W Jaskini Lwa" był Borys Miturski, który opowiedział między innymi o swojej karierze, a także konfliktach z byłymi prezesami stowarzyszenia CKM Włókniarz.

Swoją żużlową karierę Borys Miturski rozpoczął w 2005 roku. W pierwszych latach nie miał zbyt wielu okazji do startów, a przełomowym był dla niego sezon 2007. Wówczas w rozegranym na torze w Częstochowie finale Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów zajął czwarte miejsce, a w biegu dodatkowym o brązowy medal musiał uznać wyższość tylko Filip Sitera. Dzień po tych zawodach Miturski podjął decyzję o zakończeniu żużlowej kariery, która w lokalnym środowisku wywołała sporo emocji.
[ad=rectangle]
Wówczas głośno było o konflikcie na linii spółka - stowarzyszenie. Z władzami tego drugiego podmiotu nie mógł dogadać się również Miturski. Jak przyznaje sam zawodnik, przed finałem IMEJ miał obiecany silnik od jednego ze sponsorów, lecz dzięki zabiegom ówczesnych władz stowarzyszenia, na czele którego stał Mirosław Ziębaczewski, środki finansowe na wsparcie sprzętowe zostały przekazane na wystawny bankiet. - Była to decyzja podjęta pod wpływem emocji. Miałem bardzo duży konflikt z ówczesnymi władzami stowarzyszenia. Nie wiem dlaczego tak było, ale zawsze robili mi pod górkę. Nigdy nie miałem od nich pomocy, a wszystko musiałem od nich wyprosić. Przed mistrzostwami Europy była taka sytuacja, że potrzebowałem kupić sprzęgło. Miałem pieniądze zarobione za punkty w młodzieżówkach, ale księgowa powiedziała mi, że są w klubie środki, lecz mi ich nie dadzą i wymyślała sto tysięcy powodów. Kumulacja moich nerwów miała miejsce po zawodach. Zostałem zaproszony na bankiet, na którym prezesi mnie oczywiście oklepywali, podszedł prezydent, oni się chwalili jak bardzo mi pomogli. Zdenerwowałem się, bo bankiet był zrobiony za pieniądze od sponsora, który wcześniej obiecał mi, że kupi silnik. Tak się stało, że stowarzyszenie przeciągnęło go na swoją stronę i dzięki temu był bankiet, a nie lepszy wynik - przyznał Borys Miturski.

Borys Miturski po kilku latach wrócił do drużyny Włókniarza
Borys Miturski po kilku latach wrócił do drużyny Włókniarza

Przez cały wiek juniorski Miturski był wierny swojemu macierzystemu klubowi. Następnie przeniósł się do KSM Krosno, gdzie notował dobre rezultaty, a jego jazda została dostrzeżona przez włodarzy klubu z Krakowa. W 2012 roku w barwach Speedway Wandy wystąpił w zaledwie pięciu meczach, w których łącznie zdobył 14 punktów. Jaka była przyczyna regresu formy? - Popełniłem dużo błędów. W Krośnie bardzo fajnie mi się jeździło i dużo się nauczyłem. Wszystkie pieniądze jakie zarobiłem w Krośnie zainwestowałem w nowe motory. Zaufałem szwajcarskiemu tunerowi i to nie wypaliło. Może tor w Krakowie mi nie pasował, bo przyznam szczerze, że do dziś jak mam tam jechać to mam ciarki na plecach. Byłem lojalny wobec tego tunera, nie chciałem rozbierać silników i strasznie się cofnąłem. Może być też tak, że zimą poczułem się za pewnie. Trudno mi powiedzieć czemu to się tak potoczyło. Bardzo żałuję, że nie zostałem w Krośnie, gdyż może by to wyglądało całkiem inaczej - ocenił Miturski.

W tym sezonie Miturski otrzymał szansę występów w zmagającym się z problemami finansowymi KantorOnline Viperprint Włókniarzu Częstochowa. W dwóch spotkaniach wychowanek Lwów wywalczył 7 "oczek" i bonus. - Jestem zadowolony z powrotu do Ekstraligi. Plamy nie zrobiłem, ale mam ambicję na więcej. Brak objeżdżenia i sprzętu nie pozwalały mi na więcej. Starałem się, robiłem co mogłem. Podczas meczu z Unią Leszno słabo wychodziłem ze startu i do dziś nie wiem jaka była tego przyczyna. Wiadomo, dochodziły nerwy i stres, że się nie jeździ regularnie. Ambicje czasami potrafią hamować. Udało się i jestem zadowolony. Dziękuje trenerowi, że uwierzył we mnie i dał mi szansę. Dziękuję również Michałowi Świącikowi, bo to była jego inicjatywa, żeby mnie ściągnąć z Grudziądza - powiedział Miturski.

Borys Miturski w ósmym odcinku magazynu "W Jaskini Lwa" opowiadał również między innymi o początkach swojej kariery, jeździe w barwach Włókniarza, a także barażach o miejsce w ENEA Ekstralidze.

Źródło: facebook.com/wjaskinilwa

{"id":"","title":""}

Komentarze (27)
avatar
Poldi
4.10.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pamiętajcie, że Częstochowa ma dwa kluby - Włókniarz SA i Włókniarz Stowarzyszenie. Ten drugi historyczny (rok założenia 1947), robi wszystko, aby nie patrzeć na Częstochowę tylko przez pryzmat Czytaj całość
avatar
CzenstochoviA
3.10.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
miroslaw998: zablokowałeś mnie, jakbyś był jakimś dzieckiem. To tylko świadczy o tobie.
---
A to moja odpowiedź na twój komentarz:
Zastanawiam się, w jakim celu "odbijasz" w st
Czytaj całość
avatar
ali
3.10.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Ja proponuję się nie podniecać . Włókniarz to tradycja a zarząd to zwykli ZŁODZIEJE ! Ten klub musi zostać sprzedany , akcje muszą trafić do ludzi mądrych,ambitnych i rządnych sukcesów ! Obecny Czytaj całość
avatar
sympatyk żu-żla
3.10.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Przykra ale prawdziwa sprawa takich prezesów miała Częstochowa dla tego jest taki a nie inny finał upadłościowy ,Niech dalej bankiety wyprawiają za pieniądze nie przeznaczone na ten cel . 
avatar
szifo18
3.10.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
czyli nie wiele zmienia się w tym klubie ,tylko wciąż nowe miotły ,które zamiatają do siebie